Gdzie wyląduje Adrian Mierzejewski? Chce go Lech i pół ligi tureckiej. Z Legii nie dzwonią

Trabzonspor, Konyaspor, Kasimpasa, Göztepe - lista tureckich klubów, które chcą zatrudnić Adriana Mierzejewskiego, jest jeszcze dłuższa. Były reprezentant Polski, który ostatnie tygodnie spędził w rodzinnym Olszynie, wraca do Dubaju, gdzie będzie czekał na nowy klub. - Legia? Ciekawy pomysł. Dzwonili w marcu, teraz jest cisza - mówi Sport.pl Mierzejewski, którego możliwość pozyskania sondował niedawno Lech Poznań.

Brama Górna, zwana Wysoką, to główne miejsce spotkań olsztynian. Tak jak Rotunda w Warszawie i Piotrkowska w Łodzi. Właśnie pod Wysoką Bramą czeka na mnie Adrian Mierzejewski. W tym studenckim mieście, liczącym mniej niż 200 tys. mieszkańców, znają się wszyscy. Mierzejewski to sąsiad Joanny Jędrzejczyk, królowej UFC i kumpel Rafała i Łukasza Gikiewiczów, byłych mistrzów Polski ze Śląskiem Wrocław. Wszyscy to o rok młodsi znajomi z podwórka. Trudno więc dziwić się, że 41-krotny reprezentant Polski momentalnie rozpoznawany jest przez kilku miejscowych sympatyków futbolu.

W Olsztynie, gdzie wciąż mieszkają jego rodzice, bywa rzadko – to dlatego, że miejsca w których gra w piłkę, dzieli od Warmii tysiące kilometrów. Trabzon leży 2000 km stąd, Rijad 3900 km, a Szardża – 4300! Przez miesiąc Mierzejewski wypoczywał jednak w Krainie Tysiąca Jezior, wybierając się co jakiś czas a to na shopping do Warszawy, a to na rehabilitację do Krakowa, a to do Piekar Śląskich, na ślub Artura Sobiecha. – Ale tu czuję się najlepiej. Rijad czy Szardża to wielkie miasta a w Olsztynie wszędzie mam blisko. Ostatnio odwiedziłem obie babcie, a tam: schabowe, buraczki, rosół, pomidorowa, czego dusza zapragnie! Świetnie się tu regeneruję – mówi Sport.pl Mierzejewski.

Uśmiech nie schodzi mu z ust. Ubrany w modne dżinsowe spodnie, pomarańczowy t-shirt zaprojektowany przez słynnych braci Deana i Dana Catenów, na głowie czapka z daszkiem. – Forma jest? – pytam. – Olimpijska! Co się dziwisz. Życie jak w Olsztynie!

Piłkarz klubu, którego nie ma

W sobotę Mierzejewski ruszył z Warszawy do Dubaju, gdzie będzie oczekiwał na wieści o swojej przyszłości. Teoretycznie kontrakt z emirackim Al-Sharjah wiąże go jeszcze przez dwa miesiące. Praktycznie jednak klub Polaka… nie istnieje! Działacze Al-Sharjah postanowili połączyć się z drugim zespołem z Szardży, Al-Shaab. Wybrany został już nawet prezydent, ale nowy twór wciąż czeka na zarząd, barwy i herb. Nie wiadomo też jaki będzie miał budżet, kto będzie trenerem i jacy zawodnicy w nim zagrają. Ludzie z Al-Sharjah przekonują Adriana, że chcieliby, aby wciąż występował w Emiratach, ale nie mogą zaoferować niczego konkretnego. – To tak, jakby w Warszawie łączyła się Legia z Polonią. Chociaż może to być ciekawy projekt, to w tej chwili jest wielką niewiadomą.

Niezależnie jednak od tego, czy 30-latek pozostanie w zespole, który powstanie po fuzji Al-Sharjah i Al-Shaab, realna jest jego dalsza gra na Bliskim Wschodzie. Przez trzy lata występów w Arabii i ZEA wyrobił sobie świetną markę. – Telefony z krajów arabskich mam cały czas. Gdyby odezwał się na przykład Al-Hilal, musiałbym to przemyśleć. To potęga, nie tylko finansowa. Biorą poważnych piłkarzy: Thiago Nevesa, Carlosa Eduardo, Ailtona – tłumaczy. I płacą poważnie. Ostatnio 5 mln euro za Leo Bonatiniego z Estoril.

Możliwy jest także powrót Polaka do Al-Nassr, gdzie Mierzejewski był prawdziwą gwiazdą i liderem. Z klubem z Rijadu zdobył nawet mistrzostwo Arabii, został też najlepszym pomocnikiem ligi. – Od miesięcy jestem w kontakcie z „princem”, czyli właścicielem. Ale rozmawiamy głównie towarzysko. Chyba za wcześnie, by mówić o takiej opcji. Chociaż do Al-Nassr mam sentyment. Na pewno nie powiem, że nigdy tam nie wrócę – przyznaje.

Halo, tu połowa Turcji!

Dziś najbardziej realny wydaje się powrót Mierzejewskiego do Turcji. Piłkarzem z Olsztyna interesuje się kilka pierwszoligowych klubów. Pod koniec maja informowaliśmy, że Polak otrzymał wstępną propozycję gry w Trabzonsporze, w którym występował w latach 2011-14. Był wówczas jedną z największych gwiazd zespołu dla którego rozegrał ponad 100 spotkań. W przeszłości Turcy zapłacili za piłkarza Polonii Warszawa 5,25 mln euro. – Ofert mam kilka, niektóre bardzo konkretne. Jest na przykład klub z którym umowę mogłem podpisać już w marcu. Ale zachowuję spokój, czekam – mówi 30-latek.

Według mediów znad Bosforu Adriana w swoim zespole widzą także szefowie Konyasporu (w tym klubie będzie grał znany z Lechii Gdańsk Abdou Razack Traoré). Jak dowiedział się Sport.pl przedstawiciel zawodnika negocjuje także z Kardemir Karabüksporem, Kasimpasa, Göztepe i Genclerbirligi. Nie ma się co dziwić, bo Polak to dziś łakomy kąsek. Znalazł się nawet na liście serwisu lacommunitydelcalcio.com. Wśród 50 wolnych piłkarzy włoscy dziennikarze umieścili Mierzejewskiego na 18 miejscu, tuż za Mirko Vuciniciem i Pepe, ale przed Nilmarem i Bacary Sagną.

Król strącony z tronu

Przy okazji rozmowy o Turcji zauważam, że po sześciu latach pobity zostanie w końcu rekord transferowy, który Mierzejewski ustanowił w 2011 roku przechodząc z Polonii Warszawa do Trabzonsporu. Lada dzień ligowym numerem jeden będzie Jan Bednarek z Lecha Poznań, który wyruszył już do Southampton. Reprezentant Polski do lat 21 ma kosztować Anglików ponad 6 mln euro! – Strasznie wkurza mnie ten Bednarek – śmieje się Adrian i dodaje całkiem serio: „Myślę, że gdyby poznaniacy przytrzymali Southampton, dostaliby jeszcze więcej. Przecież niektóre transfery w Premier League szokują. Za nastolatków płaci się tam kilkadziesiąt milionów euro”.

Mierzejewski wspomina też długie negocjacje z działaczami z Senol Günes Stadium: „Zadzwonił do mnie Józef Wojciechowski, właściciel Polonii, i mówi, że chcą mnie ci Turcy. Uśmiechnąłem się tylko i podziękowałem za ofertę. A oni ją podnieśli. Znów podziękowałem. I znów dali jeszcze więcej kasy. Zacząłem się zastanawiać. W końcu zadzwoniłem do prezesa i mówię: - Co robić? A on wprost: „Jak chcesz iść, to cię puszczę. Jak nie, to zablokuję transfer nawet jak dadzą 10 mln euro”. Zaimponował mi tymi słowami. W końcu zgodziłem się. I w życiu nie uwierzyłbym wtedy, że przez tyle lat mój rekord nie zostanie pobity. A z Polski wyjechali w międzyczasie Robert Lewandowski, Bartek Kapustka, Łukasz Teodorczyk”.

A może jednak Polska?

Czy możliwy byłby powrót Mierzejewskiego do Warszawy, ale nie na Konwiktorską, ale Łazienkowską? Zimą z piłkarzem kontaktował się Michał Żewłakow, dyrektor sportowy Legii, pozyskanie pomocnika Al-Sharjah rozważał także prezes Legii Bogusław Leśnodorski. – Dziś telefon milczy. Nikt z Legii nie dzwonił – zapewnia Mierzejewski. Kiedy pytam go o telefony z Lecha Poznań, uśmiecha się szeroko i mówi: „Pomidor!”. Jak udało nam się jednak dowiedzieć poznański klub tego lata bez powodzenia sondował możliwość zakontraktowania 30-latka.

– Chciałbyś w ogóle wrócić do Ekstraklasy? W Turcji czy Arabii zarobisz cztery razy więcej – pytam. – Zarobiłem już sporo. Warto byłoby pomyśleć o rodzinie, dzieciach. Nie chciałyby pewnie kolejnej przeprowadzki. Ale piłkarz gra tam, gdzie go chcą. A jak widać - bardziej cenią mnie w dalekich krajach - mówi. W sobotę wsiadł na pokład samolotu linii Emirates i ruszył daleko stąd. Być może już niedługo dowiemy się, gdzie wyląduje na dłużej.

Ekstraklasa. Dlaczego Legia nie szaleje na rynku transferowym?

Więcej o:
Copyright © Agora SA