Konstantin Wasiljew: Decyzji jeszcze nie podjąłem. Przede mną ciężkie dni. Po meczu z Lechem z jednej strony świętowaliśmy, ale z drugiej przeżywaliśmy małe rozczarowanie. Teraz czas na kadrę. A jednocześnie cały czas myślę o tym, co dalej.
Rozmowy wciąż idą do przodu, ale najważniejszym pytaniem jest to, kto będzie nowym trenerem. To dla mnie bardzo istotny faktor. Po dwóch stabilnych latach z Michałem Probierzem jest zagrożenie, że popadniemy w jakiś chaos. Tego trochę się obawiam. Bo po dobrym sezonie bardzo łatwo wpaść w stagnację, zejść z tonu.
Zostałbym i ja, bez dwóch zdań. W grudniu, kiedy nie mieliśmy żadnych wątpliwości co do przyszłości Michała, byłem pewny, że zostanę na Podlasiu na 150 proc. Probierz to wie. A teraz? Dużo się zmieniło. Sprawy się skomplikowały.
Zrobił w Jagiellonii ogromną pracę i chce spróbować nowego wyzwania. Rozumiem go i życzę mu powiedzenia.
Tak i zapamiętam go w całości, a szczególnie do momentu kontuzji. To był wspaniały okres. Fajny zespół, fajni koledzy, fajny trener. I największy sukces w historii tego klubu. W Estonii byłem mistrzem, na Słowenii zająłem trzecie miejsce, ale chyba ten srebrny medal z Jagą to również mój największy sukces klubowy.
Chce taki podpisać, ale w miejscu, gdzie będę się rozwijał sportowo. Kasa jest ważna, ale nie najważniejsza. Przede wszystkim potrzebuję impulsu. Zmiany są dobre, nie ma się co ich bać. W moim wieku, a mam już 32 lata, to istotne. Gdyby podpisał trzyletni kontrakt w Białymstoku, mógłbym wpaść w strefę komfortu, a dla piłkarza to początek końca. Trzeba na to uważać. A nie jestem na tyle stary, aby kończyć poważnie granie. Muszę więc podjąć decyzję z której będę zadowolony ja, ale i moja rodzina. Ciągle się waham.
No dzwoni, dzwoni. Chociaż nie mój, tylko mojego menadżera.
No tak, propozycje, abym wrócił do Rosji, miałem już zimą. Wtedy nie było jednak zgody na transfer, więc nie zawracałem sobie tym głowy.
Oby jak najszybciej. Ale jak to będzie? Czas pokaże.