Ekstraklasa. Bartosz Bosacki: Lech ciągle aspiruje do mistrzostwa

- Nie wierzę, że ktokolwiek z Lecha jechał do Warszawy z myślą "może uda nam się osiągnąć remis". Może się mylę, może takie były założenia w szatni, ale patrząc na to jak zespół jest prowadzony przez trenera Bjelicę i znając tych chłopaków, taki scenariusz nie mieści mi się w głowie - mówi Bartosz Bosacki. Były kapitan "Kolejorza" i obrońca reprezentacji Polski uważa, że mimo porażki z Legią Lech cały czas zachowuje szanse na mistrzostwo. W niedzielę poznaniacy podejmą Lechię Gdańsk. Relacja na żywo w Sport.pl o godz. 15.30

Łukasz Jachimiak: Jak bardzo jest Pan rozczarowany i wynikiem, i postawą Lecha w meczu z Legią?

Bartosz Bosacki: Trudno mówić o rozczarowaniu, sytuacja jest jaka jest, Legia zrobiła duży krok w kierunku mistrzostwa, ale Lech też ciągle do niego aspiruje. Moim zdaniem do końca karty jeszcze nie są rozdane.

Nie boli Pana, że Lech nie istniał, że nie zagroził bramce Legii w meczu, o którym wszyscy mówili, że będzie najważniejszy?

- Wiadomo, że przykro było patrzeć, jak Legia dominuje. Ale tu właśnie nie tyle Lech zagrał bardzo słabo, co Legia wypadła bardzo dobrze. Było widać, że oni są do tego meczu bardzo dobrze przygotowani jeśli chodzi o taktykę i organizację gry. Zabrali Lechowi jego atuty, dlatego Lech oddał tylko jeden strzał na bramkę. A ciężko na Legii wygrać, nie stwarzając sytuacji i oddając tylko jeden strzał.

Na gorąco w „Lidze + Extra” w stacji Canal + Marcin Robak i Radosław Majewski podkreślali, że Legia była bardziej konkretna, że po niej było widać, że chce wygrać, a Lech czekał nie wiadomo na co. Czyli zabrakło odpowiedniej motywacji, wiary?

- Jaki oni mieli plan i jak się czuli, to oni mogą opowiadać, ale mi trudno sobie wyobrazić, że ktoś tam nie miał woli wygrać. To mi się zupełnie nie mieści w głowie, nie wierzę, że tak było.

Przed tym meczem Lech miał o punkt więcej od Legii, może chciał grać na remis?

- Powiedzmy sobie szczerze – nie wygra się mistrzostwa Polski, czekając na remis w takim meczu. Nie wydaje mi się, żeby ktokolwiek miał taki pomysł. Oczywiście po takim spotkaniu trudno się mówi, nie wiadomo jak się usprawiedliwić, może dlatego wypowiedzi chłopaków były takie, a nie inne. Ja nie wierzę, że jechali do Warszawy z myślą „może uda nam się osiągnąć remis”. Może się mylę, może takie były założenia w szatni, ale patrząc na to jak zespół jest prowadzony przez trenera Bjelicę i znając tych chłopaków, taki scenariusz nie mieści mi się w głowie. Poza tym mecz Legia – Lech zaczął się po spotkaniu Lechia – Jagiellonia. Po zwycięstwie Lechii tabela się bardzo spłaszczyła i granie na remis byłoby dla Lecha samobójstwem.

Nie upieram się, że Lech chciał zremisować, ale nie było widać, by chciał wygrać, a przy remisie jednak wskoczyłby na pierwsze miejsce w tabeli i miałby punkt przewagi nad Jagiellonią, Legią oraz Lechią.

- To już nieważne, teraz najważniejsze jest, żeby dalej walczyć, bo jeszcze bardzo dużo może się wydarzyć. Zostały trzy kolejki, są cztery zespoły w walce, Legia ma dwa punkty więcej od goniącej ją „trójki”. Jej jedna porażka przy zwycięstwie którejkolwiek z tych trzech drużyn oznacza całkowitą odmianę sytuacji.

Powiedział Pan, że Legia przewyższała Lecha taktycznie. Dlaczego? Przecież miesiąc temu, w końcówce fazy zasadniczej, Lech przegrał z Legią 1:2, ale po zupełnie innym meczu, wtedy nie był gorszy, tamta porażka była pechowa. Czy w takim razie teraz Jacek Magiera pokazał swoją wyższość nad Nenadem Bjelicą?

- Nie wiem czy wyższość. Na zwycięstwo Legii złożyło się wiele czynników, na pewno dobra dyspozycja defensywy, na pewno świetny mecz Vadisa Odjidji-Ofoe. Legia przeskoczyła Lecha indywidualnościami. Porównywać meczu z Poznania z tym z Warszawy nie ma sensu. Lechia cztery dni przed rozbiciem Jagiellonii nie mogła sobie dać rady z Koroną. Jak to wytłumaczyć? W piłce tak się zdarza. Różna jest dyspozycja dnia, jest spora nieprzewidywalność, są duże emocje. I jestem przekonany, że one będą do końca. Że mistrza Polski poznamy dopiero w ostatniej kolejce.

Co do indywidualności – był Pan zaskoczony, że w Warszawie Bjelica posadził na ławce rezerwowych Marcina Robaka?

- To trener widzi jak zespół się zachowuje na treningach i w jakiej dyspozycji są poszczególni zawodnicy. Patrząc na cały sezon, Marcin Robak strzelał bramki obojętnie czy grał od początku, czy wchodził z ławki. Wcale się nie dziwię, że trener miał pomysł, żeby z Robaka skorzystać później. Rozumiem, dlaczego nie wyszedł na Legię przesadnie odważnie. Przecież obserwował ją, wiedział, że jej forma idzie do góry. Dlatego chciał zabezpieczyć newralgiczne miejsca, tak ustawił zespół, żeby wzmocnić środkową strefę. Absolutnie nie oceniam tego jako błąd.

Bogusław Kaczmarek w rozmowie ze Sport.pl stwierdził, że w niedzielę Lechia może pokonać Lecha w Poznaniu, bo ten Lech wcale nie jest taki mocny, jak twierdzi Bjelica. Zgadza się Pan, że Chorwat chcąc dowartościować swoich zawodników jednak przesadza, kiedy mówi, że z tą kadrą mógłby grać w Lidze Mistrzów?

- To jest zaczepka w stylu trenera Kaczmarka. Niech Lechia przyjedzie i niech w Poznaniu wygra. Wtedy będzie można przyznać, że trener Bjelica nie ma racji. Na razie oba zespoły mają po tyle samo punktów, zobaczymy jak będzie na końcu. Oczywiście trener Kaczmarek ma większe doświadczenie niż ja, może ja się mylę, a on ma rację. W każdym razie cieszę się, że tak powiedział, bo to może dodatkowo zmobilizować piłkarzy Lecha.

Załóżmy, że Lech zdobędzie tytuł i będzie walczył o awans do fazy grupowej Ligi Mistrzów – wtedy powie Pan, że ma gotowy zespół, czy jednak uzna Pan, że potrzebuje wzmocnień i to konkretnych, do podstawowej „jedenastki”, a nie dla wydłużenia ławki?

- Na pewno powiem, że potrzebuje wzmocnień. Ale kto by to miał być, to nie mam zielonego pojęcia. I znając nasze realia, które jeszcze pewnie długo będą takie jak teraz, bardziej bym się martwił, żeby nikt z zespołu nie odszedł. Bo nawet jeśli trzech odejdzie i trzech przyjdzie, to będą musieli się wkomponować. Niech nawet będą lepsi od tych, którzy odejdą, to czasu zabraknie, przecież o Ligę Mistrzów trzeba będzie bić się zaraz.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.