Serwisy Lokalne
- Wrocław.sport.pl
- Warszawa.sport.pl
- Poznań.sport.pl
- Śląsk.sport.pl
- Łódź.sport.pl
- Kraków.sport.pl
- Trójmiasto.sport.pl
REKREACJA
skontaktuj się z nami
Nasi Partnerzy
Inne serwisy
Serwisy Lokalne
REKREACJA
skontaktuj się z nami
Nasi Partnerzy
Inne serwisy
45. minuta, końcówka pierwszej połowy. Jacek Góralski najpierw się przewrócił, a po chwili z całej siły zarył butem w murawę. Ta reakcja w zasadzie mówi wszystko.
Chcielibyśmy zacząć od sportu, ale jednak się nie da. Tak fatalnie przygotowanej murawy na PGE Narodowym chyba jeszcze nie widzieliśmy. Już w poprzednich spotkaniach tych eliminacji stan boiska pozostawiał wiele do życzenia, ale we wtorek - a w zasadzie już w poniedziałek: przez kwadrans otwartego treningu reprezentacji Polski - widać było, że murawa na PGE Narodowym wygląda źle. I przeszkadza piłkarzom. Szczególnie ten piasek, którego było mnóstwo i który unosił się przy każdym kopnięciu piłki, co dostrzec można było nawet spod samego dachu stadionu.
Piłkarze do tej pory raczej gryźli się w język, otwarcie na stan boiska narzekać nie chcieli. Mamy jednak wrażenie, że po meczu ze Słowenią gryźć się już nie będą. Tym bardziej że z końcem listopada wygasa kontrakt z firmą Trawnik Producent, dostarczycielem murawy na PGE Narodowy.
Była 3. minuta spotkania, kiedy Jerzy Brzęczek najpierw ucieszył się z gola Sebastiana Szymańskiego, a po chwili ruszył sprintem w kierunku sędziego technicznego. Z pretensjami, chyba domagał się odgwizdania faulu na Kamilu Gliku. Ale to w ogóle był moment konsternacji, bo na boisku leżał też Jan Oblak, który zderzył się z Glikiem. Zanim spiker ogłosił, że prowadzimy 1:0 i strzelcem gola jest Szymański, minęło 40 sekund, może nawet minuta. Jeszcze dłużej na boisku leżał Glik (do 7. minuty). Mimo że pierwsze doniesienia mówią o złamanym nosie, reakcja piłkarza była zupełnie inna. Wymownie świadcząca, że jest wręcz odwrotnie. Bo Glik ledwo zszedł z boiska w asyście lekarzy, którzy zatamowali krwotok z jego nosa, a już chciał na nie wrócić. - Nie, tobie już wystarczy - zdawało się, że powiedział Brzęczek do obrońcy AS Monaco, po czym go przytulił, pogłaskał po głowie i odesłał do szatni.
Zresztą we wtorek wyraźnych reakcji Brzęczka można było dostrzec więcej. - No, dawaj! Już! - gdyby słowami opisać jego reakcję na grę Arkadiusza Recy, to ta wyglądałaby właśnie tak. Akurat była wtedy 17. minuta. Chwilę wcześniej Reca zawinił przy golu na 1:1, kiedy w polu karnym ograł go Josip Ilicić. Kiedy krzyczał do niego Brzęczek, też stał jak wryty na własnej połowie. Dopiero po reakcji Brzęczka odważnie ruszył do piłki. Co się opłaciło, bo najpierw wywalczył aut, a po chwili rzut rożny. Reca dostał nawet od Brzęczka za to brawa, ale zachęta zbytnio nie pomogła (zresztą niejedyna), bo nie był to jego dobry mecz.
W sumie o tym też mieliśmy nie pisać, bo pisali już o tym wszyscy. A jak nie pisali, to pewnie zaraz napiszą. Tylko że nie da się tego pominąć, przejść obok tego obojętnie. Pożegnanie Łukasza Piszczka. Stadion Narodowy w Warszawie widział już wiele podniosłych momentów. Wiele razy reagował magicznie, ale dawno nie reagował tak, jak w 45. minucie wtorkowego meczu ze Słowenią. Tak, w 45. Pierwotnie Piszczek miał zostać zmieniony po pół godziny, ale jego pożegnalny mecz w kadrze przedłużył się o kwadrans (a precyzyjniej: przedłużyła go kontuzja Glika). - Chciałbym się uśmiechać, a nie płakać - mówił Piszczek przed meczem. I faktycznie: schodząc z boiska się uśmiechał. Ale łzy powstrzymywał z trudem, co też było widać. Dziękował kibicom, a później przeszedł przez szpaler, w którym stali nie tylko reprezentanci Polski, ale też Słowenii. Piękny gest i piękne pożegnanie.
Jacek Góralski. Selekcjoner w porównaniu do poprzedniego meczu zrobił cztery zmiany, ale to chyba zmiana Góralskiego (za Krystiana Bielika, który zagrał dobry mecz z Izraelem) była najbardziej zaskakująca. Tak samo, jak we wtorek zaskakiwała jego gra. To właśnie Góralski strzelił zwycięskiego gola dla Polski, ale zanim go strzelił, robił też to, z czego jest dobrze w kadrze znany. A więc wkładał nogę między drzwi i łokcie między żebra. W 58. minucie, kiedy przechwycił piłkę w środku pola, Benjamin Verbić aż nie mógł w to uwierzyć. Słoweniec z niedowierzaniem pokręcił głową po tym, jak Góralski chwilę wcześniej włożył swoją głowę tam, gdzie on nawet nie za bardzo próbował włożyć nogę. I po chwili ruszył z piłką do przodu. Zresztą nie po raz pierwszy i nie po raz ostatni, bo w 81. minucie stadion - po długiej ciszy, naprawdę długiej - eksplodował właśnie po bramce Góralskiego. To jego strzał sprawił, że Polska na zakończenie eliminacji pokonała Słowenię 3:2.
Aby ocenić zaloguj się lub zarejestrujX
mariami
Oceniono 9 razy 7
Ani słowa o Lewandowskim, który tak naprawdę wygrał ten mecz. No swieeeetny komentarz.