Już w sobotę wieczorem mecz Izrael - Polska. W zespole gospodarzy nie zabraknie najlepszego strzelca eliminacji, Erana Zahaviego. 32-letni napastnik to największa obecnie gwiazda izraelskiej piłki. Jeszcze niedawno Izraelczycy liczyli jednak na kogoś innego. Zapewne mało któremu kibicowi mówi coś nazwisko Gai Assulin. Tymczasem 28-letni dziś piłkarz kilka lat temu zapowiadał się na gwiazdę światowego formatu.
Prawdopodobnie właśnie te zapowiedzi zniszczyły mu karierę. Nie udźwignął oczekiwań, gdy w wieku 18 lat zadebiutował w pierwszym zespole Barcelony, a rok wcześniej zaliczył pierwszy mecz w barwach dorosłej reprezentacji Izraela. Piłkarski świat stał przed nim otworem, ale porównania do Leo Messiego zaszkodziły mu.
Media w Hiszpanii i w Izraelu oszalały na jego punkcie, nazywając go na przemian "największym talentem izraelskiego futbolu w historii" i "izraelskim Messim". Wszak przypominał Argentyńczyka nie tylko wzrostem (obaj po 1,7 m), ale i sposobem gry. Imponował szybkością, przyśpieszeniem i balansem ciała, czyli wszystkim, z czego słynie Messi.
Assulin w wieku 8 lat dołączył do klubu Beitar Nes Tubruk Netanya. Tam jeden z trenerów polecił jego rodzicom wysłanie chłopca na treningi do szkółki Barcelony znajdującej się w Andorze. W lipcu 2004 roku Assulin podpisał pierwszy kontrakt z katalońską ekipą. Przechodził przez kolejne etapy w słynnej La Masii, aż w sezonie 2007/2008 znalazł się w kadrze drużyny B. Nie miał nawet 17 lat, gdy został jednym z kluczowych zawodników rezerw Barcelony (10 goli), które w tamtym czasie prowadził Pep Guardiola. Grał w jednym zespole z m.in. z Sergim Roberto, Markiem Bartrą, Nolito czy Thiago Alcantarą. Kończył mu się kontrakt, a Blaugrana nie chciała ryzykować utraty dużego talentu, dlatego w maju 2007 roku podpisał nową umowę z klauzulą odejścia w wysokości 20 mln euro. Niezła suma, jak na tamte czasy i 16-latka.
W marcu 2008 roku Assulin zadebiutował w dorosłej reprezentacji Izraela. Pojawił się na 12 minut w towarzyskim starciu z Chile. Problemy zaczęły się u niego wtedy, gdy rezerwy Barcelony prowadzone przez Guardiolę awansowały do Segunda B. Pep dostał w kolejnym sezonie 2008/2009 szansę prowadzenia pierwszej drużyny, co jak już wiemy okazało się genialnym posunięciem ze strony działaczy z Camp Nou. Stracił na tym jednak Assulin, bo nowy trener Blaugrany B Luis Enrique odstawił go na boczny tor.
- Enrique nie ufał mi, nie łączyły nas żadne relacje, ignorował mnie. Nie miał cierpliwości i prawie nie rozmawialiśmy. W klubie doceniał mnie każdy oprócz niego. Tylko, że to on decydował, czy zagram - opowiadał po latach Izraelczyk w hiszpańskich mediach. Z Luisem Enrique wielu innych piłkarzy miało złe kontakty, m.in. Jordi Alba.
Assulin grał w rezerwach coraz mniej. Doszło do tego, że bardziej cenił go prowadzący pierwszą drużynę Guardiola niż Enrique. Ten pierwszy pozwolił mu zadebiutować w Barcelonie A, gdy ta w październiku 2009 rywalizowała w Pucharze Króla z Leonesą. Izraelczyk grał przez 57 minut, wystąpił w ataku z Bojanem Krkiciem i Pedro Rodriguezem. Więcej w pierwszym zespole nie zagrał, bo Enrique całkowicie zmarginalizował jego rolę w drużynie B i nie miał jak się pokazać.
Relacje z trenerem rezerw były na tyle złe, że lipcu 2010 piłkarz zdecydował się opuścić Barcelonę. Mimo, że działacze z Camp Nou oferowali mu nowy kontrakt na trzy lata i sporą podwyżkę. Nie chcieli jednak dać gwarancji, że Assulin trafi do pierwszej drużyny Guardioli, a Izraelczyk nie zamierzał dłużej współpracować z Enrique. Dlatego opuścił Katalonię. - Zdecydowaliśmy z ojcem szukać nowego klubu na własną rękę, bez pomocy menedżerów - opowiadał.
Kto wie, jakby potoczyłaby się jego dalsza kariera, gdyby pozostał w Barcelonie? Decyzja o zmianie klubu była odważna, ale nie przyniosła spodziewanych efektów. Łatka „izraelskiego Messiego” ciążyła mu, bo oczekiwano od niego cudów. Po Assulina zgłosił się Manchester City, który w tamtym czasie zaczynał budować swój wielki zespół. Zawodnik zdecydował się pójść do Manchesteru za namową byłego kolegi z Barcelony, Yaya Toure. Nie miał jednak szans rywalizować o miejsce w składzie z Davidem Silvą czy Mario Balotellim, dlatego posłano go na wypożyczenie do Brighton&Hove. Wątły piłkarz przepadł w Championship - lidze nastawionej bardziej na walkę niż na popisy techniczne. Pobyt w Anglii okazał się dla Assulina totalnym rozczarowaniem.
Wrócił do Hiszpanii, ale brak regularnych występów odbił się trwale na jego dyspozycji. Jednocześnie wciąż pamiętano o nim, jako o "izraelskim Messim". Rzeczywistości znów nie udało się pogodzić z oczekiwaniami. Assulin grał w Racingu Santander, Granadzie, Herkulesie, Sabadell i Mallorce, ale nigdzie nie potrafił nawiązać do najlepszych czasów z La Masii. Komplement, jakim z początków kariery było porównanie go do Leo Messiego , okazał się przekleństwem. Dziś 28-lalek kopie piłkę w Rumunii, a Sergiego Roberto czy Thiago Alcantarę - kolegów z Barcelony B - może zobaczyć co najwyżej w telewizji.
- Kiedy porównują cię do najlepszego piłkarza w historii, oczekują tak wiele, to nie jest łatwo się odnaleźć - przyznał Assulin trzy lata temu w rozmowie z portalem itv.com. I dodał: Z jednej strony jestem dumny, że ludzie porównywali mnie do Messiego, ale z drugiej z tego powodu moja kariera nie rozwinęła się tak, jak mogła.