Problem polskiej reprezentacji ze znalezieniem porządnego lewego obrońcy nie jest niczym nowym. Przez lata Jakub Wawrzyniak był przecież „zmiennikiem piłkarza, którego nie ma”, jeszcze przed nim rozwiązaniem miał być naturalizowany Sebastian Boenisch, a po nim przestawiony na tę pozycję Artur Jędrzejczyk. W tym czasie Macieja Rybusa wciąż przekreślały kontuzje. I tak problem przechodził z selekcjonera na selekcjonera. Jerzy Brzęczek zawczasu, oczywiście zupełnie nieświadomie, zrobił sobie przysługę. Pracując w Wiśle Płock przestawił na tę pozycję Arkadiusza Recę, nauczył go podstaw, a później oddał na uniwersytet we Włoszech. Tam sporo było teorii, a bardzo mało praktyki, bo Polak przez cały sezon w Atalancie Bergamo zagrał raptem przez 140 minut. Od profesora Gian Piero Gasperiniego sporo nauczył się podczas samych treningów. Na praktyki musiał jednak znaleźć sobie nieco słabszy zakład. I tak trafił do SPAL.
Reca wychodził w pierwszym składzie w ostatnich ośmiu meczach SPAL, był chwalony, a po spotkaniu z Sampdorią został nawet wybrany najlepszym zawodnikiem swojej drużyny. Wreszcie przyjechał na zgrupowanie i nie musi wysłuchiwać, że Brzęczek ciągnie go za uszy i powołuje po znajomości. - Na początku czytałem albo dowiadywałem się od bliskich, co o mnie piszą. Dzwonili i pytali jak ja się z tym czuję, jak sobie radzę – wspomina okres, w którym był powoływany, mimo że w Atalancie nie pojawiał się na boisku. - Gdy pojawia się słabszy moment, to pojawia się też krytyka. Tak to działa. Musiałem zacisnąć zęby, a z czasem nauczyłem się odcinać od tego. Musiałem się nauczyć, bo to mi nie pomagało. Szło w drugą stronę. Współpracowałem też z trenerem mentalnym Damianem Salwinem, który pracuje też z kadrą. Wciąż współpracujemy, co prawda już rzadziej, ale jeżeli mam taką potrzebę, trochę gorzej się czuję mentalnie, to mogę zadzwonić i porozmawiamy – mówi.
- Gdy wyjeżdżałem do Włoch zdawałem sobie sprawę, że to będzie bardzo duży krok do przodu. Ale wiedziałem też, że będzie ciężko i czeka mnie sporo nauki. Dałem sobie pół roku, żeby się zaklimatyzować i nauczyć języka. W tym czasie wszystko wyglądało fajnie: sporo nauczyłem się taktycznie, dobrze wyglądałem na treningach, miałem sparingi w środku tygodnia organizowane dla tych, którzy nie grali w ligowych meczach i w nich też spisywałem się dobrze – opowiada. Dlaczego więc, nie dostał w Atalancie prawdziwej szansy? - Nie wiem do teraz. Ale nie żałuję, bo bardzo dużo się tam nauczyłem. Było mi to potrzebne. Teraz jestem w innym klubie i pokazuję to, czego nauczyłem się tam – twierdzi.
Wiele czynników trzymało Recę na ławce rezerwowych: od nieznajomości języka, przez problemy taktyczne wynikające ze zmiany systemu gry na taki z trójką obrońców, w którym miał być wahadłowym, po sporą konkurencję na tej pozycji. Nie pomagał też trener Gasperini, który nie ma w zwyczaju rozmawiać indywidualnie z zawodnikami i dawać im wskazówek. - Przez rok rozmawiałem z nim dwa razy – mówi. - Jak przyjechałem do Bergamo, od razu pojechaliśmy na zgrupowanie i treningi tam były bardzo ciężkie. Takiego okresu przygotowawczego nigdy nie miałem, a musiałem jeszcze znaleźć czas na naukę włoskiego. Mieliśmy po dwa treningi dziennie, więc uczyłem się głównie wieczorami. Zdarzało się, że powieki same opadały po takim zmęczeniu, ale musiałem wytrzymać tę godzinę czy półtorej – uśmiecha się.
Przez cały czas pozostawał w kontakcie z Jerzym Brzęczkiem. - Pytał czy gram w sparingach, jak się czuję fizycznie, zawsze wiedział co się u mnie dzieje. Cieszę się, że mimo trudnego momentu, w którym się wtedy znalazłem, wciąż się mną interesował. To na pewno pomagało – twierdzi Reca. Teraz może pomóc samemu Brzęczkowi. Powołując Recę, narażał się na krytykę, ale teraz może to zaprocentować: ma już zawodnika oswojonego z kadrą, w dobrej formie, w dodatku na pozycji od lat problematycznej. Takiego, który i bronić potrafi, i atakować. Lewonożnego, szybkiego, wytrzymałego, którego omijają kontuzje.
I właśnie atuty fizyczne Leonardo Semplici, trener SPAL, docenia w Recy najbardziej. We Włoszech ma świetną opinię, jest najdłużej pracującym trenerem w jednym klubie w Serie A. Polak tam też gra, podobnie jak w Atalancie, jako lewy wahadłowy. - Lubię podłączać się do akcji ofensywnych i ta pozycja mi na to pozwala – przyznaje. Dośrodkowań w pole karne jest sporo, ale na razie nie są one zamieniane na bramki. Asyst i goli brakuje. Tak Recy, jak i całemu SPAL, który jest przedostatnim miejscu, mimo że potrafił zabrać punkty Napoli, Udinese czy Parmie. Przegrywa pechowo – często jedną bramką, czasem nawet traconą już w doliczonym czasie gry. Nie działa to w drugą stronę: w ostatnim meczu Andrea Petagna nie wykorzystał karnego w 98. minucie i SPAL zamiast wygrać, zremisował. – Gramy coraz lepiej, brakuje szczęścia, ale w końcu powinno ono do nas wrócić.
- Taktyka trochę się różni od tej z Atalanty, więc jeśli na początku coś robiłem źle, to od razu trener Semplici mówił mi co mam poprawić. Przez pierwsze dni bardzo dużo z nim rozmawiałem. On w ogóle lubi porozmawiać z zawodnikiem: jak się czujesz, jak wrażenia po meczu. Uważam, że taki kontakt jest potrzebny – mówi Reca.
W SPAL gra też inny reprezentant – Thiago Cionek. Zanim Reca zdecydował się odejść na wypożyczenie do Ferrary to jego pytał o klub, miasto i trenera. Na początku mógł liczyć też na pomoc Bartosza Salamona. – Dałby sobie radę bez nas. Z językiem jest coraz lepiej, wszystko już rozumie, a że mało mówi? Taki ma charakter – uważa Cionek.
Wobec nieufności Jerzego Brzęczka do Macieja Rybusa i jego niekończących się problemach z pachwiną, Reca wydaje się pewniakiem do gry. I nikt tej decyzji nie będzie podważał. Oby po meczach z Izraelem i Słowenią było tak samo. Polska wreszcie może mieć solidnego lewego obrońcę, który nie będzie zastępował kogoś, kto nie istnieje.