"Alarmy rakietowe w południowym i centralnym Izraelu. Miliony ludzi kryją się w schronach, szkoły i miejsca pracy zamknięte. Izrael będzie bronił się przed sponsorowanym przez Iran Islamskim Dżihadem, grupą terrorystyczną, która przeprowadziła mnóstwo ataków na naszą ludność" - w komunikacie zamieszczonym na Twitterze informuje Ambasada Izraela.
Wspomniane alarmy rakietowe ogłoszono ze względu na ostrzał, do jakiego doszło we wtorek ze Strefy Gazy. Dżihadyści zareagowali w ten sposób na atak lotniczy, w którym zginął jeden z ich głównych dowódców - Baha Abu Al-Atta. Po ostrzale izraelskie władze nakazały zamknięcie szkół w południowej i środkowej części kraju, a ludziom polecono pozostanie w domach.
Na razie nie wiadomo, jak ta sytuacja wpłynie na planowany mecz kwalifikacji mistrzostw świata, w którym Polska ma zagrać z Izraelem. Mecz zaplanowano na sobotę. Gdyby miał się odbyć w Tel Awiwie, prawdopodobnie już zostałby odwołany. Spotkanie ma się jednak odbyć w Jerozolimie, gdzie na razie jest spokojnie. - Nie mamy żadnej oficjalnej informacji z izraelskiej strony, a tylko gospodarz albo UEFA może podjąć decyzję o ewentualnym odwołaniu spotkania - w rozmowie z portalem Sportowe Fakty WP przyznał Jakub Kwiatkowski, rzecznik prasowy PZPN. - Z tego co wiem, to jeśli chodzi o Jerozolimę, czyli miasto gdzie ma zostać rozegrany mecz, sytuacja jest spokojna - dodał.
Największy problem stanowi jednak fakt, że reprezentacja Polski, która w Izraelu ma stawić się w piątek, będzie lądować w zagrożonym Tel Awiwie.