Wypadł ze składu kadry i wrócił na swoją pozycję. "Byłem zły, ale ta złość mnie zmobilizowała"

U Brzęczka do tej pory grał regularnie. Może nie tam, gdzie potrafił najlepiej, ale grał. Na początku ostatniego zgrupowania został jednak odstawiony. - Byłem zły, ale ta złość mnie zmobilizowała - mówi Sport.pl Bartosz Bereszyński. Dodaje, że meczu z Macedonią nie traktował jako testu. - Myślę, że nie muszę nic nikomu udowadniać.

W Serie A na prawej obronie zagrał w tym sezonie 27 razy. Z lewej strony wystąpił tylko raz, w dodatku w Pucharze Włoch. W reprezentacji w tym samym czasie na lewej stronie rozegrał 10 spotkań. Na razie więcej raczej nie będzie. W rozmowach z dziennikarzami sugerował, że nie czuję się tam najlepiej, ale grał, gdzie prosił go trener. Taka była potrzeba.

Bereszyński: Na kadrę zawsze przyjeżdżam jako prawy obrońca

Zobacz wideo

Na październikowym zgrupowaniu miał huśtawkę nastrojów. Najpierw w ogóle wyleciał z pierwszej jedenastki, by szybko do niej wrócić w drugim meczu. Już tam, gdzie czuje się najlepiej. Okazuje się, że taki był plan selekcjonera.

“Byłem zły wiedząc, że nie zagram w Rydze”

- Wiadomo, że sztab ma już przed zgrupowaniem jakiś pomysł na skład w nadchodzących meczach, natomiast potem weryfikuje to boisko. Trener dał mi jednak do zrozumienia już przed starciem z Łotwą, że raczej w tym spotkaniu nie zagram. Że raczej mam być gotowy na Macedonię. Oczywiście byłem zły, wiedząc, że w Rydze będę widzem. Za kadencji Brzęczka pierwszy raz usiadłem na ławkę rezerwowych, stąd pewnie takie emocje – tłumaczył Sport.pl zawodnik Sampdorii.

- Nie było natomiast mowy o żadnym obrażaniu się. Wprost przeciwnie, ta złość mnie zmobilizowała. Jestem na tyle ambitnym gościem, że chcę przyjeżdżać na kadrę by grać, by pomagać tej drużynie. Chcę występować w jej wszystkich meczach. Oczywiście zaakceptowałem decyzję trenera, bez żadnej urazy – podsumował Bereszyński.

Koniec nieoczekiwanej zmiany miejsc?

W całej tej złości była jednak też nuta optymizmu. Wydaje się, że Brzęczek mając do dyspozycji Macieja Rybusa i wreszcie grającego, a nie siedzącego w klubie na ławce Arkadiusza Recę nie będzie musiał wystawiać Bereszyńskiego z lewej strony. Taki komunikat dostali zresztą obrońcy.

- Na tym zgrupowaniu byłem przygotowywany do gry na prawą stronę. Oczywiście brałem pod uwagę, że gdyby ból pachwiny bardzo dokuczał Rybusowi, a coś przytrafiłoby się też Recy, to ja bym tam wrócił. Na wstępie dostaliśmy jednak sygnał, że Tomek Kędziora zagra z prawej strony z Łotwą, a ja z Macedonią – tłumaczy były gracz Legii. Sugeruje, że jeśli jego koledzy będą zdrowi to taki stan rzeczy powinien trwać dłużej. Nie dlatego, że on meczem z Macedonią pokazał, że z prawej strony czuje się jak ryba w wodzie, ale bardziej dlatego, że selekcjoner wreszcie będzie miał na lewej stronie wybór. Macedonia nie była dla niego testem.

- Znam swoją jakość. Myślę, że nie muszę nikomu nic udowadniać. Jeśli grałem w kadrze na prawej stronie, to były to raczej występy poprawne, dobre, solidne. Poniżej jakiegoś poziomu nie schodziłem. Na lewej stronie też nie można było mówić o jakiś słabszych meczach, ale to nie jest moja nominalna pozycja i było to widać. Do meczu z Macedonią nie podchodziłem na zasadzie konieczności udowadniania całemu światu, że ja to ja i właśnie tam powinienem grać. Chciałem wyjść, zagrać dobre zawody, wypełnić założenia trenera i wygrać spotkanie. To się udało – cieszy się Bereszyński.

- Bardzo cieszę się, że mogłem pobiegać do przodu, że wyszło mi kilka dośrodkowań. Oczywiście były też momenty, w których mogłem zagrać lepiej. Zawsze dobrze mieć świadomość, że można było coś zrobić lepiej, ale ogólnie jestem zadowolony – wyjaśnia.

Radość obrońców, czyli znów na zero

Bereszyński przyznaje, że był to jeden z lepiej wyglądających meczów reprezentacji. Siódmy z ośmiu bez straconego gola.

- Cieszy mnie postawa całego zespołu. Byliśmy cierpliwi i konsekwentni. Wiedzieliśmy, że gole przyjdą w drugiej połowie. Obrońca jest podwójnie zadowolony, gdy zespół zagrał na zero z tyłu, a to znów się nam udało. To warto pielęgnować. Macedonia, która walczyła o awans na Euro i chciała wygrać nie miała praktycznie żadnej dobrej sytuacji z gry. Kontrolowaliśmy ten mecz od pierwszej do ostatniej minuty – podsumowuje Bereszyński. Przyznaje, że w obronie warto zwrócić uwagę na kilka elementów, ale zgadza się z tezą, że bardziej trzeba usprawnić polską ofensywę.

- Brakuje nam czasu, brakuje treningów, żeby poprawiać grę do przodu. Trzeba pracować nad atakiem pozycyjnym, transferem piłki. Macedonię np. zupełnie zdominowaliśmy, ale nie zawsze będą takie spotkania. Rzeczywiście trzeba pracować, by szybciej przenosić tę piłkę z naszej połowy pod bramkę przeciwnika. Nie zawsze będzie czas, by grać sobie z jednej strony na drugą i szukać wolnych korytarzy. Musimy szybciej myśleć, szybciej dogrywać. Nie mówię tu o napastnikach, wręcz przeciwnie, o całym zespole - obrońcach przy wyprowadzaniu piłki, odpowiednim zachowaniu pomocników i całej linii ofensywnej – tłumaczy piłkarz. Kolejna i ostatnia okazja w tym roku do ćwiczenia wariantów ofensywnych w drugim tygodniu listopada przed meczami z Izraelem i Słowenią. By zachować pozycję lidera i nie oglądać się na rywali biało-czerwoni muszą wygrać co najmniej jedno spotkanie.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.