Jaki był najlepszy polski mecz tych eliminacji? Z Austrią w Wiedniu? W tym spotkaniu na pewno najbardziej cieszył nas wynik i kilka fajnych akcji, ale nie było to 90 minut radości z futbolu. Z Izraelem w Warszawie? Wtedy Polska odniosła najwyższe zwycięstwo, ale wygrała z rywalem notowanym w okolicach 80. miejsca rankingu FIFA. Oczywiście rywal był wyposażony w Erana Zahaviego, ale to trochę tak jakby dwa lata temu podczas eliminacji do mundialu wrażenie miało robić zwycięstwo z Armenią 6:1, z racji tego, że w Erywaniu po boisku biegał Henrich Mchitarian. Do najlepszych tegorocznych meczów Polaków o punkty można starać się dokładać ten dający awans – z Macedonią. Kamil Glik oceniający te kwalifikacje nie wykluczał właśnie takiego rozwiązania. Ranking wyraźnego lidera jednak nie ma. Pewnie dlatego, że były to niewdzięczne eliminacje. Stracić można było dużo. Zyskać – coś co z punktu widzenia najwyżej rozstawionej drużyny było obowiązkiem, awans na Euro 2020. Jerzy Brzęczek na konferencji prasowej niemal od wszystkich dostał gratulacje. Zadanie wypełnił, patrząc na niektóre liczby – tak sprawnie jak jego poprzednicy. Swą pracę skończyć może nawet od nich lepiej.
Czy to był ładny awans? Styl i walory estetyczne trudno porównywać. Można napisać, że podczas eliminacji Euro 2016 czy MŚ 2018 biało-czerwoni grali bardziej widowiskowo, płynnie, przekonywująco. Zestawienie faktów i liczb daje jednak inny obraz batalii o Euro 2020. Korzystny dla ekipy Brzęczka.
Po pierwsze. Podczas dwóch wcześniejszych kwalifikacji Polska tak szybko nie zaklepała sobie miejsca na docelowej imprezie. Zarówno przy eliminacjach do euro we Francji jaki i mundialu w Rosji rozstrzygający był dopiero ostatni mecz. Najpierw ten z Irlandią, w którym 1:1 zamieniliśmy na 2:1. Dwa lata później z Czarnogórą, kiedy w 84. minucie był remis 2:2, ale Polska wygrała ostatecznie 4:2. Niedzielne starcie z Macedonią gdzieś się w te ciężkie rozstrzygające scenariusze wpisuje. 73 minuty bez gola z rywalem, który nigdy nie był na ME i MŚ też mogło nieco stresować kibiców, którzy odetchnęli dopiero w 80. minucie przy 2:0.
Poprzedni selekcjoner mecze decydujące o awansie miał cięższe, choć zapamiętamy je jako te w których Polska podnosiła się po ciosach i przede wszystkim sama sporo strzelała. Uzupełniając obraz kwalifikacji z XXI wieku komfort awansu dwa mecze przed ich końcem mieliśmy tylko raz. Jeszcze za kadencji Jerzego Engela, gdy po pokonaniu Norwegii 3:0 pakowaliśmy walizki do Korei i Japonii. Potem o takiej sytuacji Paweł Janas, Leo Beenhakker czy Adam Nawałka mogli pomarzyć.
Trudno porównywać zdobycze punktowe poprzednich eliminacji oraz tych jeszcze nie skończonych, chociaż kilka rzeczy już rzuca się w oczy. W 2017 roku o pierwsze miejsce w grupie do końca walczyliśmy z Danią. Tylko pozycja lidera zapewniała bezpośredni awans. Dało go nam 25 punktów, najwięcej w XXI wieku jeśli chodzi o rywalizację w grupie sześciozespołowej. W całych poprzednich eliminacjach przegraliśmy i zremisowaliśmy po jednym meczu. Polska w boju o Euro 2020 cały czas ma szansę na ten sam rekordowy wynik. Musi jednak wygrać dwa ostatnie spotkania. Czy droga do Rosji była dużo trudniejsza? Polska oprócz Danii walczyła wtedy także z Czarnogórą, Rumunią, Armenią i Kazachstanem. Warto jednak odnotować, że z tymi rywalami strzeliła łącznie 28 goli, straciła 14. Była zatem dwa razy lepsza w ofensywie, ale też znacznie gorsza w obronie. Bilans bramkowy kadry Brzęczka na dwa mecze przed końcem kwalifikacji to 13-2. Wrażenie robią tylko dwa stracone gole. Jeśli do końca eliminacji nie stracimy siedmiu bramek, to będzie to nasz najlepszy wynik w kwalifikacjach euro i mundiali w XXI wieku.
Batalia o ME we Francji była trudniejsza niż ta o mundial w Rosji. Przynajmniej jeśli chodzi o rywali. Do eliminacji Euro 2016 byliśmy losowani z trzeciego koszyka. W grupie zagraliśmy z Niemcami, Irlandią, Szkocja, Gruzją i Gibraltarem. Z drugiej strony pewny awans dawało zajęcie drugiego miejsca w grupie, a grę w barażach nawet trzecia lokata. Polska po 10 meczach zgromadziła 21 punktów, oczko mniej od Niemców. Awans był możliwy dzięki sześciu wygranym, trzem remisom i jednej porażce. Biało-czerwoni nastrzelali wtedy 33 goli, stracili 10. By poprawić ten punktowy dorobek, wystarczy, że z ostatnich dwóch meczów ekipa Brzęczka wygra jedno spotkanie. Zdobędzie wtedy zresztą również więcej punktów niż drużyna prowadzona przez Engela (21). By pobić wyczyn Pawła Janasa przed MŚ w Niemczech (24 punkty) potrzebne będą dwie wygrane.
Brzęczek o te zwycięstwa będzie mocno zabiegał. Przypadek ekipy Engela, która po 8 meczach i awansie na mundial wysoko przegrała z Białorusią i zremisowała z Ukrainą, nie powinien mieć miejsca. Nasi w przeciwieństwie do tamtej drużyny mają jeszcze o co grać. Po pierwsze o rozstawienie, czyli losowanie z pierwszego koszyka podczas wybierania grup Euro 2020. Uprzywilejowanie zapewnia tylko pozycja lidera. Po drugie trzeba być mocnym liderem, bo grup jest 10, a tylko zwycięzcy sześciu z nich będą rozstawieni. Mecze z Izraelem i Słowenią będą miały zatem swoją stawkę i mogą pomóc kadrze rozegrać najlepsze pod względem statystyk eliminacje w XXI wieku. Choć jeśli okaże się, że żaden inny trener nie zdobył w nich więcej punktów, nie wygrał większej liczby spotkań, nie stracił tak mało goli, to pytanie o styl i jakość tych sukcesów zapewne i tak powróci. No chyba, że nasze najlepsze mecze tych eliminacji są jeszcze przed nami.