Bereszyński złożył jasną deklarację dotyczącą swojej pozycji w kadrze. Wytłumaczył też przyczyny słabszej formy Piątka [ROZMOWA]

- Ustalmy to raz na zawsze - jestem prawym obrońcą, chciałbym grać na prawej obronie. Wiadomo, że każdy zawodnik chce grać tam, gdzie czuje się najlepiej, to jest rzecz normalna. Ale dla mnie najważniejsze jest dobro drużyny. Jestem takim typem piłkarza, który stara się robić najlepiej to, co wyznaczy mu trener. Ja przyjeżdżam na zgrupowanie gotowy grać wszędzie, gdzie selekcjoner mnie wystawi. Kończąc jednak wątek: chciałbym grać na prawej obronie - mówi Bartosz Bereszyński, obrońca reprezentacji Polski, która w czwartek zmierzy się z Łotwą.

Bartosz Bereszyński zdradza, na jakiej pozycji czuje się najlepiej. Zobacz rozmowę z reprezentantem Polski

Zobacz wideo

Jaką presję czujecie przed najbliższymi meczami? Jest poczucie, że trzeba zatrzeć negatywne wrażenie, które zostało po wrześniowych meczach?

- Zdajemy sobie sprawę, że zdobycz punktowa ze spotkań ze Słowenią i Austrią nie jest satysfakcjonująca. Ale nie tylko to, bo wiele zarzutów dotyczy też naszego stylu gry. Wiemy, że teraz naszym obowiązkiem jest odnieść dwa zwycięstwa. Głęboko wierzę, że ten styl, akcje ofensywne i konstruowanie akcji też będą lepsze. Mam nadzieję, że będziemy kontynuować to, czego zalążek pokazaliśmy w starciu z Izraelem.

Masz teorię na to, skąd tak duża krytyka po pierwszej stracie punktów, pomimo ciągłego prowadzenia w tabeli?

- Po pierwsze lubimy krytykować. Po drugie - zdajemy sobie sprawę, że zawsze tak jest i zawsze będzie, a wiemy, że w większości ta krytyka jest uzasadniona. Trzeba też jednak podejść do tego z innej strony - nie wiem na ile kibice analizują mecze kadry, ale na pierwszy rzut oka nie wszystko widać. My w poniedziałek przeanalizowaliśmy spotkania ze Słowenią i Austrią, i naprawdę w niektórych momentach widać było zalążek czegoś dobrego, dobre ustawienie ofensywne. To, jak mogliśmy zagrać i zachować się w danych sytuacjach, w których ostatecznie zachowaliśmy się inaczej. Musimy pracować nad tym, by akcje się zazębiały. Powinno być więcej jakości i więcej stworzonych sytuacji. Indywidualności musimy przełożyć na dobro zespołu. Wiemy, że pewne schematy czy odprawy taktyczne to jedno, ale na boisku to my realizujemy założenia. Przeciwnik też ustala taktykę, która czasami nie pozwala zrobić tego, co sobie planowaliśmy.

Ty też na razie nie masz tego, co sobie planowałeś. I co inni planowali dla ciebie - miałeś zostać następcą Łukasza Piszczka na prawej stronie obrony, tymczasem w kadrze Jerzego Brzęczka więcej masz występów po jej lewej stronie.

- Ustalmy to raz na zawsze - jestem prawym obrońcą, chciałbym grać na prawej obronie. Wiadomo, że każdy zawodnik chce grać tam, gdzie czuje się najlepiej, to jest rzecz normalna. Ale dla mnie najważniejsze jest dobro drużyny. Jestem takim typem piłkarza, który stara się robić najlepiej to, co wyznaczy mu trener. Ja przyjeżdżam na zgrupowanie gotowy grać wszędzie, gdzie selekcjoner mnie wystawi. Kończąc jednak wątek: chciałbym grać na prawej obronie, bo tam czuję się najlepiej i tam umiejętności pozwalają mi prezentować się najlepiej. 

Nie wiadomo co z prawą, ale na lewej też może być coraz trudniej, bo wreszcie masz konkurencję [Maciej Rybus wrócił do zdrowia, a Arkadiusz Reca zaczął grać regularnie w Serie A].

- Cieszę się, że większość zawodników gra regularnie w klubach. Arek był do tej pory wyjątkiem, ale teraz występuje, zmienił drużynę, to wartość dodatnia dla reprezentacji. To dobrze, bo mamy wspólny cel.

Z sytuacji w kadrze możesz się cieszyć, ale ogólnie dla ciebie ostatnie tygodnie były rozjechaniem się oczekiwań i rzeczywistości. Latem były rozmowy o możliwym transferze i walce o czołówkę ligi z Sampdorią, a teraz są słabe oceny i sześć porażek w siedmiu meczach. Co się stało?

- A jeszcze wcześniej były rozmowy, że nie będę grał w Sampdorii, bo klub kupił nowego prawego obrońcę. A ja gram. Ale rzeczywiście, nie ma co mydlić oczu - jesteśmy na ostatnim miejscu w Serie A. już jednak nie będzie, więc może teraz wejdziemy na zwycięski szlak.

Dlaczego w Sampdorii nie poradził sobie Eusebio Di Francesco? W Romie i Sassuolo imponował wynikami.

- Nie chcę mówić o tym, co źle zrobił trener. Wolę mówić o sobie: to ja mogłem grać lepiej, mogłem strzelić dwa gole, mogliśmy wygrać, ale się nie udało. A zawsze łatwiej jest zwolnić trenera niż 25 zawodników.

Jesteś ekspertem od Marco Giampaolo [były trener Sampdorii, obecnie pracujący w Milanie]. Rozumiesz, co dzieje się z Krzysztofem Piątkiem?

- W Sampdorii przeżyłem to, jak bardzo trener Giampaolo zmienia drużynę i jak drużyna musi się podporządkować jego systemowi. To nie jest łatwe. Kiedy przyjeżdżałem do Genui, poczułem się pewnie tak, jak Krzysiek teraz w Mediolanie. Dowiedziałem się rzeczy, o których nie miałem pojęcia. Giampaolo to trener, który bardzo skupia się na taktyce. Widać, że Milan się tego uczy. Zobaczymy, czy dostanie czas, by uczyć się od niego dalej. 

Wracając do meczu z Austrią - pamiętasz jakiś mecz reprezentacji, w którym byliście równie mocno zdominowani, jak we wrześniu na Stadionie Narodowym?

- My byliśmy przede wszystkim w meczu z Austrią stłamszeni tym, co stało się w Lublanie. Podeszliśmy więc do niego z myślą: "najważniejsze, żeby nie przegrać". A kiedy nie da się wygrać, w drużynie nie wszystko funkcjonuje, to ważne jest, by nie przegrać. Teraz ten punkt traktujemy jako porażkę, ale w ostatecznym rozrachunku może być bardzo cenny.

Jaki jest potencjał waszej drużyny?

- Bardzo duży, mamy zawodników światowej klasy, występujących w topowych klubach Europy. Ale nie ma co o tym potencjale mówić, tylko trzeba go pokazywać, przekładać formę klubową na reprezentację. To nasze i trenerów zadanie - zrobienie tego jak najszybciej.

Mówicie, że komplet punktów w dwóch najbliższych meczach to obowiązek. Awans na Euro też? Nie będzie hucznego świętowania w przypadku wygrania grupy?

- Oby jakaś impreza była (śmiech). Fajnie jest celebrować zwycięstwa i awanse. Ale tak, awans na ME to cel minimum, tak samo jak ten na MŚ. W naszym składzie, biorąc pod uwagę to, że byliśmy losowani z pierwszego koszyka, wywalczenie wyjazdu na mistrzostwa rzeczywiście jest obowiązkiem.

Jesteście w stanie wejść do europejskiego TOP8?

- Przez obecną grę i styl jesteśmy od tego dosyć daleko. Ale nie tak daleko, byśmy nie mogli tego nadrobić. Musimy zacząć grać lepiej, zacząć dominować, stwarzać więcej sytuacji. Ale ogólnie, w kontekście Euro, to widzę w tej drużynie potencjał na tyle duży, że możemy powalczyć o najwyższe cele. I nie jest to niewyobrażalne. Niewiele trzeba, by ta drużyna zaczęła funkcjonować tak, jak powinna. To nie jest tak, że my nie potrafimy grać w piłkę. Potrzeba momentu przełamania, jednej akcji, drugiej, trzeciej. To napędza zespół. Musimy dążyć do tego, byśmy napędzali siebie nawzajem, a nie przeciwników.

Stać was na powtórzenie wyniku z 2016 roku?

- Tak. Jesteśmy drużyną, która potrafi grać. Zawodnicy, którzy są w reprezentacji od dłuższego czasu, czy ci, którzy do niej dopiero wchodzą, udowadniają, że potencjał tej drużyny jest duży, i że możemy o coś powalczyć.

Jaki jest pomysł Jerzego Brzęczka na wasz zespół? Jak wy macie docelowo grać?

- To zależy od przeciwnika i taktyki, bo nie jesteśmy Hiszpanami, którzy w każdym meczu mają posiadanie piłki 80 do 20. W niektórych spotkaniach musimy się nastawiać na szybkie konstruowanie akcji, ale będą też takie, w których będziemy dominować i rozgrywać piłkę. Wtedy trzeba być cierpliwym, pograć sobie z jednej strony na drugą, sprawić, by rywale musieli biegać.

Zawsze siłą naszej reprezentacji było szybkie granie z kontry. Ale nie zawsze do tej szybkiej gry jest okazja, bo jak przeciwnik ustawi się całą drużyną przed własnym polem karnym, to wtedy trzeba cierpliwie rozgrywać. Rywal też przecież ma swój pomysł na grę i chce nam przeszkadzać. Nam przede wszystkim brakuje często cierpliwości, a każda nieudana akcja napędza przeciwników.

Cierpliwości i kreatywności - tego musimy od siebie oczekiwać.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.