W reprezentacji Polski wrze. Wkurzony Boniek, pozycja Brzęczka niepewna. Szczęsny się wściekł

Jeszcze przed Słowenią zirytował się Wojciech Szczęsny, po Lublanie zgagę mieli też jego koledzy. Po Austrii zdenerwowany był Zbigniew Boniek, również z powodu Kuby Błaszczykowskiego, a Robert Lewandowski przyznał: "męczymy się sami z sobą". Kadra po wrześniowym zgrupowaniu przypomina aktywny sejsmicznie wulkan. Wybuchnie czy tylko straszy? Czy Jerzy Brzęczek rzeczywiście był bliski zwolnienia?

4 września, środowy wieczór, hotel kadry. Dwa dni przed meczem ze Słowenią. Wojciech Szczęsny był wtedy wyraźnie zdenerwowany. Jak opisał nam jeden ze świadków, “kipiał”. Gestykulował, zachowywał się jakby, czegoś nie rozumiał. Z boku wyglądało to, jakby nieoczekiwanie ktoś właśnie zwolnił go z pracy. To był prawdopodobnie moment, gdy Szczęsny dostał od Brzęczka informację o tym, że przez najbliższe pół roku będzie numerem dwa i w praktyce nie zagra w żadnych meczach el. ME 2020.

Zresztą skwaszoną minę miał też w kolejnych dniach, po powrocie kadry do Warszawy. Szybciej można było go zobaczyć pod hotelowymi murami na papierosie (zresztą nie tylko jego) niż robiącego zdjęcie z kibicem czy rozdającego autografy. Nieliczni fani odbijali się od niego jak od ściany, pod warunkiem, że w pogoni za podpisem zdążyli go dogonić. - Nawet na nas nie spojrzał - relacjonował jeden z rodziców, który wraz z synem prosił o podpis na piłce.

Szczęsny informację o tym, że przegrał rywalizację z Fabiańskim, zniósł źle. Być może komunikat przekazany przez selekcjonera znacząco rozminął się z jego nastawieniem i wyobrażeniami.

"Kiedy byłem w AS Roma, posadziłem na ławkę rezerwowych Alissona, najlepszego golkipera na świecie. Teraz w Juve moim zmiennikiem jest Gianluigi Buffon, najlepszy bramkarz w historii. Konkluzja jest taka, że to ja prawdopodobnie jestem najlepszy na świecie i w historii" - żartował wcześniej mistrz Włoch z Juventusem. Patrząc na jego ostatnie liczby i osiągnięcia wydawało się, że przed Fabiańskim jest o te pół długości. W poprzednim sezonie doszedł do ćwierćfinału Ligi Mistrzów, w 28 meczach w Serie A 11 razy zachował czyste konto. W 10 spotkaniach Champions League w połowie nie wyjmował piłki z siatki. Ten sezon zaczął od dwóch wygranych, w tym jednej do zera. Fabiańskiemu, by awansować z West Hamem United do Ligi Europy, zabrakło kilku punktów. Polak znów skupi się tylko na Premier League i krajowych pucharach. Zdaniem Andrzeja Woźniaka, trenera bramkarzy i selekcjonera należało postawić właśnie na niego, co Szczęsnemu - pisząc łagodnie - trudno było przyjąć do wiadomości.

Punkt uratował Brzęczka?

Po porażce ze Słowenią (0:2) Jerzy Brzęczek zauważył, że “zimna woda z lodem” była tym, co wszystkim przydało się na “rozpalone głowy”. Piłkarze byli mocno poirytowani przebiegiem i rozmiarami klęski w Lublanie, pierwszej przegranej od 10 miesięcy.  Byli źli na siebie, na sędziego, który nie uznał strzelonego przez nich gola, na wszystko dookoła. Piotr Zieliński tuż po ostatnim gwizdku wykopał piłkę w trybuny. Wielu zawodników szybko przemknęło przez strefę wywiadów. Od tych, którzy się zatrzymali, trudno było usłyszeć coś konstruktywnego, wyjątkiem był Robert Lewandowski.

Wśród członków zarządu PZPN po meczu w Słowenii wróciła dyskusja o tym, w którą stronę zmierza polska kadra pod kierownictwem Jerzego Brzęczka. Dyskusja trwała po remisie z Austrią. Przy okazji meczu młodzieżowej reprezentacji w Białymstoku dziennikarz Adam Godlewski usłyszał, że mecz z Austrią toczył się nie tylko o punkty, ale też o posadę selekcjonera. Przegranej na Stadionie Narodowym nie było. Udało się wyszarpać remis, ale gra biało-czerwonych rozczarowała. Siedzący w loży VIP goście czuli niesmak. Boniek w oficjalnych wypowiedziach bronił jednak selekcjonera.

- Jestem prezesem po to, by pomagać trenerowi, którego przecież sam wybrałem. Nie będę się ośmieszał, obwiniając go o wszystko - mówił w rozmowie z “Gazetą Wyborczą”. Niezadowolenie z tego, co zobaczył w poniedziałek, skwitował: - Rzeczywiście drużyna zagrała słabo, tym bardziej jestem zadowolony z remisu. Z zastrzeżeniem, że zrobimy co w naszej mocy, by taki styl gry więcej się nie powtórzył - oznajmił. W prywatnych pomeczowych rozmowach z kilkoma działaczami i gośćmi Boniek tak dyplomatyczny nie był.

Godlewski zaznacza, że Bońkowi wciąż trudno zaakceptować kilka decyzji Brzęczka. Jedna z nich dotyczy powoływania Jakuba Błaszczykowskiego. To temat znany od ponad roku, ale przycichł, gdy kadra wygrywała, a Kuba wrócił do Wisły i jeśli tylko pozwalało zdrowie, grał w niej regularnie i dobrze. Wcześniej głównym zarzutem wobec niego był właśnie brak regularnej gry. - Uważam, że piłkarz, który nie gra w klubie, po prostu nie jest w stanie dać reprezentacji tyle, ile potrzeba. Nieważne, czy nazywa się Błaszczykowski, Lewandowski, czy Krychowiak. Wystawianie piłkarzy niegrających w klubach jest dużym ryzykiem, co pokazał mundial. To jest sport wyczynowy, niegranie osłabia wydolność, czucie piłki, decyzyjność - mówił Boniek w marcu 2019 roku w programie “Sekcja Piłkarska”.

Zobacz wideo

Mocniej lub delikatniej powtarzał to w późniejszych wywiadach, choć zapewniał, że na powołania nie próbuje wpływać. Przez ostatnie pół roku Błaszczykowski borykał się z problemami zdrowotnymi, ale na kadrę - jeśli tylko był zdrowy - przyjeżdżał. Został powołany i teraz, ale w meczu z Austrią zagrał 19 minut. Potem opuścił boisko z kontuzją. Wrzesień skrzydłowy spędzi na rehabilitacji mięśnia przywodziciela. Pytanie, jak w tym kontekście odczytane będzie jego ewentualne powołanie na październikowe zgrupowanie kadry.

Lewandowski znów sygnalizuje problem?

Osobną kwestią są sygnały wysyłane przez kapitana tej drużyny. Nie pierwszy raz podczas kadencji Jerzego Brzęczka. Wcześniej Robert Lewandowski mówił m.in o tym, że system gry bez klasycznych skrzydłowych nie jest dla reprezentacji optymalnym i może warto wrócić do sprawdzonych rozwiązań. - Przez nowy system było nam ciężej na boisku. Jest ustawienie, które nam bardziej odpowiada i w którym lepiej wyglądamy - mówił jesienią ubiegłego roku.

- Jeżeli ktoś w danej sytuacji niedokładnie zagra piłkę lub ją źle przyjmie, będzie to nieskuteczne niezależnie od systemu. Wszystko zaczyna się od błędów indywidualnych i wyszkolenia. To ma wpływ na to, co się dzieje. Proponuję piłkarzom, żeby najpierw patrzyli na boisko – ripostował na konferencji Brzęczek. Kadra szybko wróciła do gry ze skrzydłowymi. Teraz Lewandowski też sprawia wrażenie lekko poirytowanego i po Austrii wskazuje, że coś znów jest nie tak.

- Pojawiło się myślenie, że są punkty i jakoś to będzie. Niestety, w Polsce "jakoś to będzie" nie działa i nie będzie działać. Nawet przy wychodzeniu z kontrą coś szwankuje i przez to męczymy się sami z sobą - mówił do dziennikarzy w strefie mieszanej.

Znacząco tłumaczył też swoją zmarnowaną doskonałą okazję z 29. minuty. - Miałem jedna sytuację, powinienem ją wykorzystać, ale jak nie ma się tego feelingu... Sam do końca nie byłem pewny, czy dostanę piłkę, a jak jest taka myśl, to już jest pierwszy błąd. Z jednej strony pomyślałem sobie: "o, fajnie, moja pierwsza szansa od kilku meczów". Ale z drugiej powiedziałem do siebie: "kurczę, nie wykorzystałem jej, szkoda, może inaczej by się to potoczyło". Jednak z czegoś to wszystko się bierze. Trzeba się zastanowić skąd tak mała liczba sytuacji? - zastanawiał się w rozmowie z TVP Sport i dodawał. - Widzę rzeczy, które przy małej zmianie sprawią, że będzie nam się łatwiej grało - dodał kapitan.

Drużyna źle zniosła wrześniowe straty punktów. Na boisku przekładało się to na wzajemną irytację. Emocjonalną krytykę zamiast krytyki konstruktywnej czy prób motywacji. Podczas meczu z Austrią doświadczył tego Krystian Bielik. Mimo, iż debiutant w pierwszym składzie rozgrywał dobre zawody, nie ustrzegł się kliku błędów. Został za nie mocno zrugany przez Grzegorza Krychowiaka. Uwagi gracza Lokomotiwu raczej nie nadają się do cytowania, ale można zakładać, że zamiast pomagać, raczej 21-latka deprymowały. O boiskowym zachowaniu Krychowiaka więcej pisaliśmy tutaj.

Październikowe oczyszczenie czy erupcja?

Obraz reprezentacji Polski po wrześniowym zgrupowaniu, przypomina trochę wulkan, którego aktywność sejsmiczna w ostatnim czasie nieznacznie wzrosła i nad którym pojawiły się pierwsze wstęgi dymu. Na razie nie wiadomo, co to może oznaczać. Być może mądrzejsi będziemy w październiku. Kolejne zgrupowanie to mecze z teoretycznie łatwiejszymi rywalami, najpierw na wyjeździe z Łotwą, potem u siebie z Macedonią Północną. Jest więc szansa na przyjemniejszą dla oka grę i próbę oczyszczenia atmosfery. Z drugiej strony, każda strata punktów w tych meczach spowoduje, że magmy i gazów w wulkanie będzie za dużo. I mniejsza lub większa erupcja będzie pewna.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.