Gwizdy na PGE Narodowym przywitały Austrię i pożegnały Polskę. Trudno szukać pozytywów [SPOSTRZEŻENIA]

Najpierw był tłok pod stadionem, potem były gwizdy na stadionie. Dużo gwizdów. I strach na boisku, którego przecież miało nie być - spostrzeżeniami po bezbramkowym remisie Polski z Austrią dzieli się Bartłomiej Kubiak ze Sport.pl.

Najpierw był tłok

150 zł na sektor D, czyli blisko dwukrotna przebitka, ale i tak koniki nie miały problemu. Chętnych nie brakowało, bo biletów na mecz z Austrią nie było już od tygodnia. - Ale gorąco, co tak wolno - marudził kilkuletni chłopiec, który wraz ze swoim ojcem na godzinę przed meczem próbował się dostać na stadion. Łatwo nie było, sznur kibiców ciągnął się wolno. - Jest tutaj 60 tys. osób, na takim wydarzeniu synku jeszcze nie byłeś - tłumaczył ojciec. Wtedy wydarzenie faktycznie wydawało się podniosłe. Niestety godzinę później, kiedy zaczął się mecz, dość szybko zaczęło tracić swój urok.

Potem były gwizdy

Sędzia tylko zaczął spotkanie, a cały stadion aż zawył od gwizdów. Na Davida Alabę, który dostał piłkę na lewym skrzydle. Z jego akcji nic nie wyszło, gwizdy szybko ucichły. Równie szybko pojawiła się jednak konsternacja, bo nie minęło pięć minut, a Jerzy Brzęczek już bił brawo... Łukaszowi Fabiańskiemu, który obronił strzał Marko Artnautovicia. Po chwili - kiedy wydawało się, że sytuacja została opanowana - gwizdy wróciły. Bo Arnautović uderzył po raz drugi - głową. Polskę wtedy uratował słupek, później znowu ratował Fabiański.

Kibice się niecierpliwili

Długo nie trzeba było czekać. - My chcemy gola - krzyknęli kibice już w 21. minucie. Jakby chcieli przypomnieć piłkarzom Brzęczka, kto powinien tutaj strzelać albo chociaż atakować. I niewiele brakowało, by przypomnieli. Mogli szybko doczekać się bramki, bo dwie minuty później Robert Lewandowski dwa razy zagrał piłkę pomiędzy nogami rywali. Jego strzał zza pola karnego został zablokowany, ale szarża robiła wrażenie. Zresztą po chwili - po dośrodkowaniu Kamila Grosickiego z rzutu rożnego - głową nad poprzeczką uderzył Kamil Glik. Kilka minut później obaj znowu mieli okazje, jeszcze lepsze - może nawet 100 proc. (przede wszystkim Lewandowski), ale przestrzelili. No i to chyba tyle, jeśli chodzi o pozytywy z pierwszej połowy.

No może jeszcze Bielik

Okej, jego też można pochwalić. Grzegorz Krychowiak, który w poprzednich meczach tych eliminacji przyzwyczajony był do gry w środku z Mateuszem Klichem, w poniedziałek szybko ułożył sobie współpracę z Krystianem Bielikiem. A ten w pierwszej połowie potwierdzał, że zasługuje na miejsce w składzie. Próbował rozgrywać, przyspieszać grę. Nie ograniczał się tylko do wybijania. Grał też nieco wyżej od Krychowiaka. Piszemy nieco, bo trudno w ogóle napisać o Polsce, że grała agresywnie i wysoko, że narzucała presję. Ale Bielik pod własną bramką też się przydawał, zachowywał spokój. Może ktoś powie, że to taki plus na siłę. No i zgoda, bo wcale nie było go tak łatwo dostrzec. Ale jak na drugi mecz w kadrze i pierwszy od początku naszym zdaniem było naprawdę dobrze.

Krystian Bielik po debiucie w reprezentacji Polski

Zobacz wideo

A poza tym strach, który trwał

Dużo łatwiej było za to dostrzec strach. Brzęczek na przedmeczowej konferencji co prawda przekonywał, że go nie będzie, ale ten w zasadzie widać było od początku. I Polska w tym strachu trwała. Kiedy schodziła na przerwę, żegnały ją gwizdy. Przypomniały nam się wtedy słowa Roberta Lewandowskiego, który po meczu ze Słowenią powiedział, że to Austria będzie faworytem poniedziałkowego spotkania. - Musimy zagrać na 100 proc., by mieć szanse na dobry wynik - podkreślał. Problem w tym, że Polska na 100 proc. w poniedziałek nie zagrała. Znowu męczyła nas sobą strasznie. Pozytyw po drugiej połowie był jedynie taki, że choć nie strzeliła, to również nie straciła gola (a mogła - choćby w 66. minucie, kiedy Fabiański w sytuacji sam na sam obronił strzał Arnautovicia).

Tylko że nie taki był przecież cel. Trzy punkty i odzyskanie kontroli nad sytuacją w grupie. To miała w poniedziałek zrobić Polska. Nie zrobiła. I po meczu pożegnały ją gwizdy - nie tak głośne jak przywitały Alabę, ale jednak. I teraz zamiast sześciu, ma trzy punkty przewagi nad Austrią. I tylko dwa nad Słowenią, która w poniedziałek pokonała Izrael 3:2. I cztery kolejki do końca eliminacji.

Więcej o:
Copyright © Agora SA