Słowenia - Polska 2:0. Suma jakości [ANALIZA TAKTYCZNA]

Polacy przegrali wczoraj w eliminacjach po raz pierwszy, co samo w sobie nie jest powodem do bicia na alarm. Dużo bardziej niepokojący jest styl, w jakim to nastąpiło. Czy może raczej jego brak.

Problem klasyczny

Jerzy Brzęczek zdecydował się na wystawienie w pierwszym składzie i Lewandowskiego i Piątka, co ponownie wypchało Zielińskiego na bok pomocy. Graliśmy więc bez klasycznego środkowego ofensywnego pomocnika na boisku, choć sytuacyjnie w tę rolę starał się wcielać napastnik Bayernu. Słoweńcom udało się jednak zdominować tę strefę, ustawili swój środek pola głęboko, zagęszczając strefę przed własną linią obrony. Mała liczba Polaków nie była w stanie wyciągać rywali z ich pozycji, w efekcie ataki trzeba było przenosić tam, gdzie było na nie więcej miejsca. Tym samym głównym pomysłem Polaków było atakowanie skrzydłami. Boczni obrońcy często przesuwali się wyżej z obiegiem, co ułatwiał zwłaszcza odbijający do środka Zieliński. Gorzej jednak wyglądało wsparcie dla takich działań ze strony środka. Dość pasywnie grał Piątek, rzadko zapewniając opcje podania, zaś sam Lewandowski nie był w stanie wesprzeć każdej akcji.

Robert Lewandowski po meczu Słowenia - Polska 2:0

Zobacz wideo

Na zwolnionych obrotach

Znacznie bardziej jednak ataki zabijało ich tempo. Słoweńcy przesuwali się w defensywie bardzo sprawnie i przytomnie, stąd konieczne było błyskawiczne wykorzystywanie tworzonych przez nich luk. Nic takiego nie miało jednak miejsca. Polacy bardzo często spowalniali własne akcje i obawiali się ponoszenia ryzyka, co powodowało, że przeniknięcie przez jakąkolwiek linię obrony rywala przychodziło im z ogromnym trudem i było uzależnione w większości przypadków od akcji indywidualnych. Problem zaczynał się już od wyprowadzania piłki z linii obrony, gdzie kilka wymienionych podań i przeniesienie ciężaru gry w inną strefę rzadko przekładały się na wykorzystanie powstałego w ten sposób miejsca. A skoro ciężko było o to na własnej połowie, bliżej bramki rywala, gdzie przestrzeni coraz mniej, okazywało się to w praktyce niewykonalne.

Bezruch

Szwankowało również to, co w teorii miało te braki nadrobić. Indywidualne stworzenie przewagi przez Zielińskiego nie zdarzało się zbyt często, zaś ściśle kryty Grosicki nie miał nawet odrobiny miejsca na rozpędzenie się. W tej sytuacji spora część piłek zagrywanych w pole karne Słowenii miała charakter przypadkowy i sytuacyjny. Jak do tej pory nawet i to wystarczało, gdy do takich zagrań dopadał Lewandowski czy Piątek. Pierwszy z nich był jednak często zajęty łataniem dziur w środku pola. Zaskakiwała pasywność drugiego z nich, który w sytuacji piłek stykowych w poprzednim sezonie z godną podziwu regularnością wyprzedzał rywali i wykańczał akcje. Tym razem na piłkę zbyt często czekał. Zważywszy, że na wiele wsparcia nie mógł w tym meczu liczyć, konieczne było bardziej wyraźne wzięcie przez niego spraw w swoje ręce. Tego jednak zabrakło.

Korekty

Mimo niezbyt dobrej gry na zmiany trzeba było czekać aż do 70. minuty. I były to głównie korekty personalne. Wejście Bielika za Klicha nieco rozruszało środek, jednak wprowadzenie Błaszczykowskiego za Grosickiego i Kownackiego za Piątka było praktycznie zmianami w stosunku jeden do jednego. Nadal Zieliński był wypychany na skrzydło, nadal Lewandowski musiał pełnić rolę łatającego środek pola. W sytuacji, gdy przez cały mecz przegrywaliśmy walkę o tę strefę, aż się prosiło o wykorzystanie tam dodatkowego zawodnika, który mógłby nieco odciążyć naszego schodzącego napastnika. Trener jednak nadal trzymał się swojego planu na to spotkanie. Planu, który w poprzednich meczach również nie przekonywał, jednak przynajmniej przynosił wyniki.

Bez wartości dodanej

Wyniki przynosił jednak dlatego, że Polska ma wyraźnie najlepszą kadrowo ekipę w tej grupie eliminacyjnej i gdy sami zawodnicy brali sprawę w swoje ręce byli oni w stanie nadrobić taktyczne niedostatki zespołu. Przy drużynach wyraźnie słabszych oraz niegrających tak stabilnie w defensywie, przynosiło to wyniki. Wystarczył jednak słabszy mecz naszych motorów napędowych i sprawniejsza defensywa rywala, by nasze braki taktyczne obnażyć. Z uwagi na urodzaj napastników forsowane jest ustawienie z dwójką z przodu, które nie bez powodu na najwyższym poziomie jest stosowane stosunkowo rzadko, ponieważ osłabia środek pola, co była w stanie wykorzystać drużyna już na poziomie Słowenii. Po tym meczu pojawia się ta sama wątpliwość, co po poprzednich starciach, gdzie wygraną udawało się wymęczać. Mianowicie: czy jest sens na siłę upychać w składzie wszystko, co ma się najlepszego do dyspozycji, kosztem stworzenia sensownego sposobu gry, zdolnego wyciągnąć z piłkarzy więcej, niż tylko suma ich jakości. A tak na teraz wygląda gra reprezentacji, jest tak dobra, jak jej zawodnicy, ale współpraca tych zawodników nie przynosi wartości dodanej do ich umiejętności.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.