Reprezentant Polski U-21 w Legii Warszawa?! "Motoryczny gigant. Osiągnął rezultat Bolta"

Przemysław Płacheta rozegrał bardzo dobry sezon w Podbeskidziu Bielsko-Biała, pojechał na Euro U-21, a teraz może trafić do ekstraklasy. Interesuje się nim Legia Warszawa i Wisła Płock. "To motoryczny gigant. Osiągnął rezultat Usaina Bolta".

Ten, kto wdał się w pojedynek biegowy z Przemysławem Płachetą, z góry był na przegranej pozycji. Bo naprzeciwko stał chłopak z imponującym przygotowaniem motorycznym oraz szybkościowym. Niegdyś pracownik warszawskiej Akademii Wychowania Fizycznego przecierał oczy ze zdumienia, widząc jego wynik na pięciu metrach. A mowa o zawodniku, który ma za sobą debiut w młodzieżowych mistrzostwach Europy i przyszłość przed sobą.

Zobacz wideo

71. minuta meczu Hiszpania - Polska podczas EURO U-21. Na boisko za Szymona Żurkowskiego wchodzi Przemysław Płacheta. Dla grającego w poprzednim sezonie w Podbeskidziu Bielsko-Biała zawodnika był to debiut na tej imprezie. Polacy przegrali 0:5 i odpadli z dalszej rywalizacji, choć mogli nawet wygrać grupę. Płacheta zaś zapisuje się w historii Podbeskidzia jako pierwszy uczestnik młodzieżowych mistrzostw Europy.

- Ogólne wrażenie? Bardzo dobre. Mieliśmy super atmosferę w kadrze. Cenię sobie pracę z trenerem Michniewiczem. Wszyscy w reprezentacji byliśmy jak rodzina. Wiadomo, wysoka porażka z Hiszpanią boli, jednak oni wyraźnie nas przewyższali umiejętnościami. Z drugiej strony, po dwóch zwycięstwach mieliśmy ambicje zrobić coś więcej. Nie wyszło, co nie zmienia faktu, że EURO ze swojej perspektywy oceniam na plus. To nowe doświadczenia. Poczułem klimat wielkiej imprezy - mówi młodzieżowy reprezentant Polski.

W rundzie wiosennej sezonu 2017/18 21-latek bronił barw Pogoni Siedlce. Następne rozgrywki spędził w zespole z Bielska-Białej, a w czerwcu uczestniczył w EURO. Szybko zatem wspina się na kolejne szczeble, coraz wyższe i wyższe. Niedługo zagra w ekstraklasie, tymczasem zanim jego kariera się rozwinęła i trafił do Siedlec, był piłkarzem RB Lipsk (juniorzy i drugi zespół). - Od początku ukierunkował się na wyjazd za granicę. Kiedy grał w Polonii Warszawa - zespole junior starszy - to miał wiele ofert z większych klubów w Polsce, ale chciał na zachód. Nawet się więc nie zastanawiał, dostając propozycję z Lipska - opowiada Michał Maliszewski, były trener Płachety.

Perspektywa gry w Niemczech okazała się bardzo kusząca. Sam Płacheta miał argumenty ku temu, by sprawdzić się w dużo trudniejszych warunkach niż polskie. - Mieliśmy testy na Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie. Przeprowadzający je pan Zbigniew Tyc patrzył na wynik Przemka z niedowierzaniem. Bazując na wyniku osiągniętym na dystansie pięciu metrów stwierdził, że Przemek osiągnął rezultat Usaina Bolta. Pół żartem, pół serio, niemniej jednak zrobił duże oczy z wrażenia. Przemek dysponował nieprawdopodobną dynamiką i gazem w nodze. Także z piłką przy nodze potrafił wszystko. Technicznie był mega zaawansowany, natomiast motorycznie - gigant! Pod tym względem miał nieprawdopodobny potencjał. W Polonii sprzyjał mu nasz styl gry. Ten system opierał się właśnie na skrzydłowych, przez co Przemek mógł grać pierwsze skrzypce - wyjaśnia Maliszewski.

W roli "pierwszego skrzypka" uczestnik EURO U-21 czuł się najlepiej. Wtedy pokazywał swoje najlepsze oblicze. - W Polonii przez kilka lat prowadziłem rocznik 98, czyli rocznik Płachety. Przeszliśmy do kategorii U-12, wybraliśmy się na sparing do ŁKS-u Łódź. Umówiliśmy się, że jedną połowę zagramy po dziewięciu, a drugą po jedenastu. W pierwszym przypadku, wygraliśmy 2:0. W drugiej sytuacji, już na większej przestrzeni, ŁKS nas rozklepał, wygrywając 3:0. We wszystkich akcjach bramkowych udział brał Przemek. Odjeżdżał moim chłopakom niemiłosiernie, nie było szans go zatrzymać. Już wtedy w pamięci zakodowałem nazwisko Płacheta - wspomina jeden z pierwszych szkoleniowców skrzydłowego z Łowicza.

- Tego samego dnia w planach mieliśmy sparing z SMS-em Łódź. Akurat rozmawiałem z nimi o Przemku, no i dowiedziałem się, że wiedzą o kim mowa, bo ściągają go do siebie... Półtora, może dwa lata później znów zmierzyliśmy się z SMS-em. Tym razem Przemek wszedł na końcówkę spotkania. Nie był sobą. Skryty, przygaszony, z cechami niepasującymi do drużyny, która bazowała na aspektach fizycznych. On miał inne predyspozycje: technika, balans. Przez to wszystko zgasł w SMS-ie. Można powiedzieć, że "gościa nie było" - kontynuuje trener Maliszewski.

Ówczesny opiekun młodych zawodników z rocznika 98 "Czarnych Koszul" postanowił skontaktować się z ojcem piłkarza, aby zaproponować przejście Przemka do Polonii. Udało się. - Uważam, że SMS oddał go zbyt lekką ręką. Wystarczyło przeanalizować z jakim piłkarzem mamy do czynienia, jeśli chodzi o profil piłkarski i umiejętności. Początki w Polonii? Niezbyt. Czas mijał i po pół roku widać było jak urósł. Rósł tak nam z tygodnia na tydzień. Zamiast grać w zespole junior młodszy w Makroregionie, rywalizować w czwórce najlepszych zespołów Polsce, występował w starszym roczniku - był czołową postacią drużyny CLJ. W krótkim czasie z chłopaka przyblokowanego zmienił się nie do poznania. - Mam nagrane filmiki z jego meczami w roczniku 96. Pokonaliśmy Legię u nich 4:1. I ten widok: Przemek bawiący się z nimi na skrzydle - zaznacza Michał Maliszewski.

Wyjęcie Płachety z SMS-u okazało się kamieniem milowym w dalszych postępach młodego skrzydłowego. - Pobyt w SMS był pierwszym i chyba jedynym trudnym momentem odkąd "poszedłem w piłkę". Pierwszy raz opuściłem dom, mieszkałem w bursie. Źle to znosiłem. Tęskniłem za rodzicami. Nie czułem się dobrze. Byłem zagubiony w tej nowej dla siebie sytuacji, a i pomocy nie miał skąd uzyskać - zaznacza Płacheta, którego rodzice, gdy był sześciolatkiem, nakłonili, żeby poszedł na trening. - Zachęcali, mówiąc: "Chodź, pojedziesz i zobaczysz czy to jest to". Od razu "złapałem bakcyla". Już nie dawałem im spokoju, chcąc kolejnych treningów. Rodzina ma sportowe tradycje. Moi bracia są piłkarzami. Mama w szkole trenowała biegi. Tata też lubił sport, grał amatorsko w piłkę. Sport to ich pasja - podkreśla uczestnik młodzieżowych mistrzostw Europy.

Teraz może być wzorem jak robić krok po kroku, kiedyś sam miał wzorce do naśladowania. - Pierwszy piłkarz, na jakim się wzorowałem to Cristiano Ronaldo z czasów Manchesteru United. Regularnie kupowałem egzemplarze "Brawo Sport". Na ścianie wisiały plakaty AC Milan, Realu Madryt z Robinho. Od dzieciństwa ciągnęło mnie do bramki. Cztery lata temu w RB Lipsk miałem okazję poznać specyfikę gry na lewej obronie - wspomina Płacheta. I dopowiada: - Kiedyś dzień w dzień spędzałem na "Orlikach". Koledzy wołali na mnie "Gumiś". Dlaczego? Bo byłem skoczny jak postacie z tej bajki Disneya. - Gumiś? W naszej szatni to się nie przyjęło. Poza tym, Gumiś kojarzy mi się z budową miśka, a Przemek nie miał nic z tego. To przecież typ szybkościowa - podkreśla Maliszewski. Z takimi cechami Płacheta musiał odnaleźć się na skrzydle. Do swojej pozycji był przecież stworzony. Natura obdarzyła go zdolnościami skrzydłowego.

Więcej o:
Copyright © Agora SA