Piłkarzy przywitały gromkie brawa kilkunastu kibiców. Nie było okrzyków, bo i nie wiadomo, co krzyczeć: czy kojarzące się z wpadkami „nic się nie stało”, czy „dziękujemy”. O zawodzie nie ma przecież mowy, ale niedosyt jednak jest, bo zwycięstwa z Belgią i Włochami rozbudziły apetyty na więcej. Na wyjście z grupy i awans na Igrzyska Olimpijskie. - Przyszedłem tutaj, żeby podziękować za emocje, jakich nie przeżywałem od czasów Euro 2016. To był świetny tydzień: piwko, meczyk i wyszarpane zwycięstwa Polaków. Byłem naprawdę dumny - mówi pan Robert, który piłkarzy witał razem z synem.
Czekający kibice narzekali, że przylot piłkarzy do Poznania był słabo nagłośniony w mediach. - Córka wyczytała rano gdzieś w internecie, ale jak sprawdzaliśmy, czy na pewno przylatują do Poznania, to więcej informacji nie było. Szkoda, bo może więcej kibiców by przyszło. Chłopakom się należy - dodaje Robert. - Chcę mieć zdjęcie z Bielikiem i Grabarą. Oni byli najlepsi - twierdzi Pola. Na lotnisko przyszła z całą rodziną: mamą, tatą i młodszym bratem. Mieli szaliki, transparent „DZIĘKUJEMY”, plakat reprezentacji i flamaster. - Mamy dużo autografów - mówił później szczęśliwy Arek.
Reprezentacja miała wylądować około godz. 15, ale w hali przylotów piłkarze pojawili się kilka minut przed 16. Jako pierwszy do kibiców wyszedł Dawid Kownacki. - Mam wrażenie, że wracamy trochę za szybko… Przed turniejem nikt się nie spodziewał, że będziemy mieli sześć punktów, a to jednak nie wystarczyło. Tak ten turniej jest skonstruowany i inne wyniki się dla nas nie ułożyły. Jest niedosyt, chciałoby się więcej - komentował kapitan młodzieżówki.
W sobotę po meczu, drużyna późno wróciła do hotelu. W smutnej atmosferze zjadła kolację. - Wtedy wygłosiłem taką mowę pożegnalną. Powiedziałem, że bardzo żałuję, że to koniec tej drużyny. Ona będzie istniała, ale już w innym kształcie. Zostanie dziesięciu chłopaków, którzy jeszcze mogą w niej grać. Było smutno, bo byliśmy ze sobą dwa lata, przegraliśmy przez ten czas tylko dwa spotkania. Szkoda - mówił Czesław Michniewicz.
- Wierzę, że niedługo zaczną być regularnie powoływani do pierwszej reprezentacji i tam będą się spotykać. Dzisiaj trudno jednak wyrokować, czy Kownacki będzie kiedyś lepszy od Lewandowskiego, czy Gumny będzie lepszy od Bereszyńskiego, Bielik od Glika, a Żurkowski od Krychowiaka. Czeka ich ciężka walka o miejsce w reprezentacji, ale te mistrzostwa będą dla nich kapitałem na przyszłość. Chłopcy żartują, że Kamila Pestki z Chrobrego Głogów to nawet w Fifie nie ma i nie mogą nim grać. A on w tydzień wystąpił przeciwko Moise Keanowi, Nicolo Zaniolo czy Daniemu Ceballosowi. To doświadczenie kiedyś zaprocentuje - dodał selekcjoner.
- Nie oglądałem jeszcze tego meczu z Hiszpanią i… chyba szybko go nie obejrzę. Muszę odpocząć, bo ostatnie pół roku to było tylko myślenie: o Włochach, Hiszpanach, Belgach, moich chłopakach, kogo powołać, kto ma kontuzję, jak zagrać. Jestem zmęczony - mówi Czesław Michniewicz. - W końcu do tego spotkania wrócę, bo dużo rzeczy, które robili Hiszpanie chcielibyśmy wpleść w nasze szkolenie i będziemy rozmawiać w PZPN-ie czego nam brakuje, żeby z takimi zespołami rywalizować - dodał selekcjoner.
- Jak już wykorzystaliśmy wszystkie zmiany, to odwróciłem się do moich rezerwowych i powiedziałem, żeby patrzyli na Ceballosa i Fabiana Ruiza, bo możemy się od nich bardzo dużo nauczyć. To jak rozwiązują akcje, jak się poruszają po boisku, jak radzą sobie pod presją. Dużo można wyciągnąć - wymieniał.
Polacy mieli świetnie przeanalizowanych Belgów i Włochów. Wiedzieli co mają robić, żeby utrudnić im rozegranie akcji, znali ich słabsze punkty i dzięki świetnej realizacji wymyślonej taktyki udało im się dwa razy zwyciężyć. Kibice wierzyli, że Hiszpanów uda się zatrzymać w podobny sposób. - Niczym mnie nie zaskoczyli - twierdzi Michniewicz. - Ale ich styl gry był dla nas zdecydowanie najtrudniejszy, bo fantastycznie operowali piłką, a my nie nadążaliśmy. Wygrali zasłużenie - przyznaje.
Czesław Michniewicz rozdawał autografy kibicom fot. Dawid Szymczak
- To trochę tak, jakby przebiec trzy maratony w ciągu sześciu dni. Jeśli ktoś ma coś wspólnego ze sportem, to wie jak wielki jest to wysiłek. Nasza gra opierała się na bieganiu i taktyce, która w dużej mierze zakładała, że nie posiadamy piłki zbyt często, więc to zmęczenie było wyraźnie widać. Hiszpanie mieli szerszą kadrę, wymienili kilku piłkarzy i widać było, że są świeżsi. A że piłkarsko wiele potrafią, to chyba nie muszę nikogo przekonywać - dodał. Opuszczał lotnisko jako ostatni z kadrowiczów, zatrzymując się co kilka metrów, żeby zapozować do zdjęcia lub dać autograf.
Wychodząc z hali odlotów powiedział do stojących tam, nieco smutnych dzieci: - Jeszcze będzie wspaniale! Dziękuję, że nas wspieraliście i że dzisiaj tu jesteście. Trzymacie się!