Argentyna nadal słaba w Copa America. Messi, VAR i bramkarz ratują remis, reszta jest cierpieniem

Argentyna mocno zmieniła skład, ale nie zmieniła położenia: ledwo zremisowała z Paragwajem 1:1 i nawet zwycięstwo w ostatniej kolejce może jej nie uratować przed odpadnięciem z Copa America.

Po dwóch meczach Copa America Argentyna ma jeden punkt, jednego gola zdobytego z karnego, którego dostrzegł tylko sędzia VAR, i jest najgorszą drużyną grupy B, nawet za Katarem, który też ma jeden punkt, ale z lepszym bilansem bramkowym. Żeby awansować do ćwierćfinału, Argentyna musi w ostatniej kolejce pokonać Katar – w środę Kolumbia mocno się musiała napracować, żeby wygrać z nim 1:0 (gol Duvana Zapaty w 86. minucie) – i liczyć na to, że Paragwaj nie pokona pewnych już pierwszego miejsca Kolumbijczyków. Jeśli pokona, to Argentynie pozostanie liczyć na awans z trzeciego miejsca (z trzech grup awansują dwie takie drużyny), ale po pierwsze: jeden punkt w dwóch meczach to nie jest dobry punkt wyjścia do bycia jedną z najlepszych dwóch drużyn z trzeciego miejsca, a po drugie awans tą drogą oznacza grę już w ćwierćfinale ze zwycięzcą grupy A lub C.

Zobacz wideo

Argentyna jak Otamendi: ofiarność jest, koordynacji działań brak

Główny problem Argentyny polega jednak na tym, że dziś pewne nie jest nawet to, czy ta drużyna nie wpędzi się w jakieś kłopoty w meczu z Katarem. Z trzech godzin argentyńskiego grania w tym turnieju dałoby się zebrać znośne 45 minut, reszta to walka o porządek w obronie i chociaż iskierkę natchnienia w ataku. A mogłoby nie być i tego jednego punktu z Paragwajem, gdyby nie bramkarz Franco Armani, który w 63. minucie, przy stanie 1:1, obronił rzut karny Derlisa Gonzaleza.

Karnego spowodował Nicolas Otamendi bohaterskim w zamierzeniu, ale zupełnie spóźnionym wślizgiem. I było w tej akcji dużo prawdy o obecnej Argentynie: dobre chęci tam są, ofiarność też, ale gdy tylko gra przyspiesza, skoordynowanie akcji bywa wyzwaniem ponad siły. Czas upływa tej drużynie na wymianie podań, które rzadko prowadzą do czegoś groźnego, w dwóch meczach nie było argentyńskiego piłkarza ofensywnego, który zagrałby ponad oczekiwania. Oczywiście, to też kwestia wyśrubowania tych oczekiwań w przypadku Leo Messiego (i tak najlepszy w drużynie przeciw Paragwajowi) i innych gwiazd. Ale brakuje w Argentynie choćby kogoś takiego jak Paragwajczyk Miguel Almiron, lekkoatleta z piłką przy nodze, którego przyspieszenia były ciągłym kłopotem dla obrony Argentyny. To po jego podaniu z lewej strony Richard Sanchez dał w 37. minucie prowadzenie Paragwajowi. Niby to Argentyńczycy prowadzili grę w pierwszej połowie, ale lepsze okazje miał Paragwaj, i w całym meczu też zebrał więcej strzałów, więcej celnych. W pierwszej połowie Argentyńczycy celnie uderzyli tylko raz: Messi z wolnego w ręce bramkarza. A jedyna bramka dla Argentyny w turnieju padła na razie z rzutu karnego, wychwyconego w zamieszaniu podbramkowym przez VAR. Po akcji rezerwowego Sergio Aguero uderzał w poprzeczkę Lautaro Martinez, dobijał Messi, ale jego strzał bramkarz wybił na róg. Sędzia wstrzymał wtedy grę ku zdziwieniu wszystkich. Żaden piłkarz Argentyny nie domagał się karnego. Okazało się, że sędzia VAR dostrzegł, jak Ivan Piris dotyka piłki ręką. Karnego wykorzystał Messi, była 57. minuta, wydawało się że to jest ten moment gdy Argentyna wreszcie pójdzie za ciosem. A już pięć minut później Otamendi wjechał wślizgiem w Derlisa Gonzaleza.

Scaloni wywrócił szachownicę. Ale zmiany w składzie nie odmieniły Argentyny

Trener Lionel Scaloni w tym meczu, jak to zapowiedział „Clarin”, wywrócił szachownicę i wymienił niemal połowę składu. Na ławce posadził Angela Di Marię i Sergio Aguero, jakby chciał uciąć spekulacje o klubie nietykalnych przyjaciół Messiego. Nie było też, w porównaniu z meczem z Kolumbią, prawego obrońcy Renzo Saravii i pomocnika Guido Rodrigueza. Miejsce Di Marii zajął De Paul, Aguero – Lautaro Martinez, Saravii – Milton Casco, a Rodrigueza – Roberto Pererya. Prawa strona została na ten mecz ustawiona na nowo, ale to właśnie tamtędy przeszła akcja bramkowa Paragwaju. Aguero dobrze wypadł w roli zmiennika, zwłaszcza w tym momencie meczu, gdy Argentyna grała z Messim i dwoma napastnikami. Ale trener Lionel Scaloni chciał mieć więcej kontroli w pomocy i zdjął Lautaro Martineza, a wprowadził Di Marię. I drużyna znów straciła impet, a najczęściej pokazywaną na powtórkach akcją po tej zmianie był gniew odesłanego na ławkę Lautaro, wyżywającego się na butelce z wodą.

Scaloni znów nie przekonał ani jako taktyk, ani zarządca grupy. Nie wiadomo, jaka ma być jego Argentyna. Uczył ją w pierwszych miesiącach pracy gry bardziej reaktywnej, wyrachowanej, ale ani z Kolumbią ani z Paragwajem Argentyna taka nie była. Scaloni w niecały rok pracy wystawił już w podstawowym składzie aż 41 piłkarzy. Tym 41. był w środę Milton Casco, który pierwszy raz grał w kadrze w meczu o punkty, a wcześniej zebrał tylko dwa mecze towarzyskie, cztery lata temu, oba ze słabą Boliwią.

Czy z Argentyną leci pilot?

To jest wielka zagadka argentyńskiej piłki: trenerzy z tego kraju, jak Diego Simeone czy Mauricio Pochettino, robią furorę w klubach z Europy. Inni robią furorę w reprezentacjach sąsiadów Argentyny z Ameryki Południowej: Chile, Peru, Paragwaju, itd. Jeszcze inni prowadzą potęgi argentyńskiej ligi. To jest dobra, ceniona szkoła trenerska. A w kadrze każdy wybraniec się potyka, nawet jeśli był świetny w reprezentacji sąsiada, jak Gerardo Martino w Paragwaju czy Jorge Sampaoli w Chile. I już tak się to wszystko wymknęło logice, że teraz w kraju dobrze wykształconych i sprawdzonych trenerów kadrę dostał Lionel Scaloni, który nigdy wcześniej nie pracował samodzielnie z seniorami, a pracę w sztabie Jorge Sampaolego zawdzięcza temu, że jego ojciec Angel Scaloni to przyjaciel byłego selekcjonera. Przekonał go do zatrudnienia syna jeszcze w Sevilli, a potem Sampaoli ze Scalonim przeszli do kadry. Ale ani w Sevilli ani w kadrze Scaloni nie był nawet najważniejszym z asystentów, ani drugim najważniejszym. Miał korzystając z doświadczenia piłkarskiego analizować rywali. Potem dostał po Sampaolim kadrę tymczasowo, bo nie było lepszego kandydata, ani wielkich pieniędzy w kasie federacji, by skusić trenerską gwiazdę. I tak już zostało. Scaloni otoczył się w sztabie znakomitymi byłymi piłkarzami: jest Walter Samuel, Pablo Aimar, Roberto Ayala. Każdy z nich na pewno świetnie się nadaje na asystenta, ale czy na pokładzie tego samolotu jest w ogóle pierwszy pilot?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.