Lato z kadrą U-21 większe od marzeń. Igrzyska olimpijskie nie są abstrakcją, ale będzie bardzo trudno

Nikt przed turniejem w wyjście Polaków z grupy nie wierzył, poza samą drużyną. A dziś Tokio 2020 z polskimi piłkarzami to już nie jest abstrakcja. Choć nadal jest na igrzyska bardzo daleko.

19 czerwca 2018 w Moskwie rozpadła się podczas meczu z Senegalem reprezentacja Polski według pomysłu Adama Nawałki. Oczekiwania wobec niej były ogromne, ale okazało się, że to nie był ani ten czas (kontuzje, zaległości z klubów), ani ten duch drużyny. Nie dało się już tego poskładać, a porażka na rok zatruła polskie dyskusje o piłce, może zresztą zatruwa je nadal.

Zobacz wideo

19 czerwca 2019 w Bolonii w meczu z Włochami najważniejszą jak dotąd próbę ognia przeszła reprezentacja młodzieżowa według pomysłu Czesława Michniewicza. Oczekiwania wobec niej były niewielkie, trafiła w grupie na rywali, którymi się straszy polski system szkolenia. Belgia, Włochy, Hiszpania. A na igrzyska w Tokio awansuje automatycznie tylko zwycięzca grupy, i z drugich miejsc jeden zespół (dwa tylko pod warunkiem, że swoją grupę wygrają Anglicy, bo oni drużyny na igrzyskach nie mają). – Piłkarze? Przecież to niewykonalne – mówił jeden z urzędników ministerstwa sportu, gdy niedługo przed startem ME do lat 21 zastanawialiśmy się, które z polskich drużyn mają szanse znaleźć się w Tokio 2020.

Dla drużyny Czesława Michniewicza sukcesem miało być już to, że się do ME dostała – po sensacyjnym wyeliminowaniu Portugalii - sportowo to się Polakom nie udało od 1994 roku. Dwa lata temu grali w mistrzostwach, bo je zorganizowali. Nie wygrali wtedy żadnego meczu. Zresztą w całej historii sześciu dotychczasowych startów w finałach ME, od 1982 do 2017, wygrali ledwie jedno spotkanie.

Dziś piłkarze Czesława Michniewicza mają już dwa zwycięstwa. Odrobili stratę z Belgią i wygrali. Obronili prowadzenie z głównymi faworytami grupy Włochami i wygrali. Równo rok po moskiewskiej klęsce dorosłej kadry przedłużyła swój sen młoda kadra, po której meczach w finałach mistrzostw nie dyskutujemy o przygotowaniu fizycznym, o polskim systemie szkolenia, o aferze GetBacku i o tym czy się piłkarzom chciało coś zrobić razem, czy nie chciało. Tylko o tym, jak pomysłem taktycznym można utrudnić zadanie Włochom i jak sobie mądrze pomagać nawzajem na boisku. Trochę tak, jak rozmawialiśmy o kadrze Adama Nawałki, gdy schodziła z boiska po 0:0 z Niemcami w Paryżu w finałach mistrzostw Europy, a piłkarze mieli niedosyt, że tylko remis, bo wtedy czuli, że mogą wszystko.

Dziś taki moment ma kadra U-21: mądrze przygotowana, zgrana, skutecznie maskująca słabe punkty, przeżywająca przygodę życia. A może dopiero zaczynająca przygodę życia?

Jeszcze tydzień temu Tokio 2020 było abstrakcją, a dziś jeden punkt dzieli Polaków od igrzysk. Nie jest to tylko punkt, ale aż punkt, bo trzeba go wywalczyć w meczu z Hiszpanią. Ale Tokio już nie jest abstrakcją, już się analizy szans na igrzyska nie zbywa machnięciem ręki. Z każdą minutą po strzeleniu gola Włochom, z każdą wybijaną piłką w drugiej połowie, do Tokio robiło się coraz bliżej. Awans każdej drużyny zmienia odbiór igrzysk w kraju, ale awans piłkarzy zmienia go najbardziej. Polacy tego uczucia nie znają od 1992 roku, od pięknego lata ze srebrną drużyną Janusza Wójcika. Kto by się spodziewał, że po dwóch meczach grupowych we Włoszech w ogóle będzie można rozważać nawiązanie do Barcelony 92. Kadra Czesława Michniewicza niczego sobie jeszcze nie zapewniła, ale coś ważnego już zrobiła. Gra turniej większy od własnych marzeń. I pokazuje, że nie ma czegoś takiego jak grupa śmierci, są tylko nieprzygotowane drużyny.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.