Robert Lewandowski narzekał niepotrzebnie. Nie miał racji w kwestii decyzji Brzęczka

To był bardzo dobry mecz w wykonaniu bocznych obrońców reprezentacji Polski. Tomasz Kędziora asystował przy golu Krzysztofa Piątka, miał udział przy trafieniu Kamila Grosickiego, a Bartosz Bereszyński nieźle współpracował z nim przez cały mecz. Polska wygrała 4:0 z Izraelem i odskoczyła grupowym rywalom.

Jerzy Brzęczek nie dokonał zmian w linii obrony i wystawił tych samych zawodników, którzy zachowali czyste konta w meczach z Austrią oraz Macedonią Północną. Na lewej obronie zagrał więc Bartosz Bereszyński, a na prawej Tomasz Kędziora. Ponownie zabrakło miejsca dla Macieja Rybusa, co miało nie spodobać się Robertowi Lewandowskiemu. - Z bardzo, ale to bardzo dobrego źródła wiemy, że Lewandowski był wkurzony, że nie gra Rybus – przekonywał Tomasz Smokowski w studiu „Polsatu Sport” przed meczem Polski z Izraelem.

Zobacz wideo

Lewy obrońca Lokomotiwu Moskwa za kadencji Jerzego Brzęczka nie zaczął jeszcze meczu w pierwszym składzie. W eliminacjach Euro 2020 zagrał tylko 22 minuty przeciwko Macedonii Północnej, bo jego udział w meczach z Austrią i Łotwą przekreśliła kontuzja. Ale teraz, będąc już w pełni zdrów, znów usiadł na ławce rezerwowych. I jeśli przyjąć, że Robertowi Lewandowskiemu ta decyzja faktycznie się nie spodobała, to trudno się temu dziwić. W poprzednich meczach dośrodkowania w pole karne rywala można było policzyć na palcach jednej ręki, a Rybus dośrodkowuje najlepiej z całej kadry. Na lewej obronie gra prawonożny piłkarz, który miał tylko zastąpić nieobecnych lewych obrońców, ale został na boisku, mimo że ci do kadry dawno już wrócili. Tyle przedmeczowej teorii. W praktyce wyszło całkiem dobrze.

Tomasz Kędziora - rozwaga, solidność i coś ekstra

Trudno powiedzieć jaka w tym momencie jest hierarchia prawych obrońców w kadrze Jerzego Brzęczka, bo Bereszyński w ostatnich meczach – z konieczności lub nie - grał na lewej obronie. Ale wnioskując po wcześniejszych spotkaniach Ligi Narodów, to on jest numerem jeden. Za nim jest Kędziora, a dalej Robert Gumny „pożyczony” na pierwsze dni tego zgrupowania z kadry U-21. A więc gdyby z Izraelem zagrał Rybus, to najpewniej Bereszyński utrzymałby miejsce w składzie, tyle że po drugiej stronie boiska.

I szkoda byłoby tak dobrze grającego Tomasza Kędziory. Najważniejsza była akcja z 35. minuty, gdy odważnie wszedł w pole karne Izraela, przejął piłkę po znakomitym podaniu Lewandowskiego i nie gorzej zagrał ją między dwoma obrońcami wprost do Krzysztofa Piątka, zaliczając drugą asystę w czwartym meczu tych eliminacji. Natomiast trzeci gol dla reprezentacji padł po doskonałym przerzucie Zielińskiego i wykończeniu Grosickiego, ale całą akcję rozpoczął Kędziora kilkunastometrowym podaniem do przodu. I dalej: grał przede wszystkim odpowiedzialnie – gdy wydawało się, że piłkę straci, bo podszedł zbyt blisko rywala i nie miał komu podać, nie dopuścił do kontry i wywalczył rzut z autu. W pierwszej połowie kilka razy odzyskiwał piłkę tuż przed polem karnym Izraela i pobudzał, wydawałoby się, stracone akcje.

W poniedziałkowym meczu Polacy dużo lepiej wyprowadzali piłkę z własnej połowy. I duża w tym zasługa grających wyżej bocznych obrońców. W Skopje najczęściej ustawiali się bardzo blisko środkowych obrońców, gdy ci mieli wprowadzać piłkę na połowę rywali. Nie było z nich żadnego pożytku. Przeciwko Izraelowi zagrali dużo odważniej – i przy wyprowadzeniu, i na dalszym etapie akcji, gdy Polacy z piłką byli już na połowie rywala. Bereszyński i Kędziora wreszcie obiegali skrzydłowych dając im kolejną możliwość rozegrania akcji. Do poprawy pozostają dośrodkowania, bo większość z nich nie trafiała do partnerów.

Bereszyński jakiego znamy. Mecz z Izraelem może zaprocentować w przyszłości

Ta odważna gra obrońcy Dynama Kijów czkawką odbiła się tylko raz – w pierwszej połowie, gdy Dor Peretz ruszył lewą stroną i przy polu karnym miał tak dużo miejsca, że kilka razy poprawiał sobie piłkę ostatecznie podając ją do Erana Zahaviego. Wtedy było jeszcze 0:0, a Polacy mieli dużo szczęścia, że jego strzał w ostatniej chwili zablokował Mateusz Klich.

Bereszyński natomiast, jak cały polski zespół, zagrał solidnie. W pierwszej połowie dał się minąć Manorowi Solomonowi, ale dzięki asekuracji Grzegorza Krychowiaka przykrych konsekwencji nie było. Poza tym, dobrze układała się jego współpraca z Grosickim. Obrońca Sampdorii najczęściej oddawał mu piłkę i pozwalał dośrodkowywać, ale gdy sam musiał się za to zabrać – najpierw przekładał piłkę na prawą stronę, później dośrodkowywał i po jednej z takich centr było całkiem groźnie. Piłkę w siatkarskim stylu wybił jednak bramkarz Izraela.

Brak Macieja Rybusa tym razem nie rzucał się w oczy. A może - przy częstych ostatnio problemach Rybusa z kontuzjami - ogranie na tej pozycji Bereszyńskiego jeszcze się przyda? 

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.