Polacy mają potężną wymówkę jako usprawiedliwienie na swój styl gry

Przypadkowy gol, szukanie ratunku w faulach i murowanie dostępu do własnej bramki w końcówce starcia. Kolejne mecze biało-czerwonych nie przynoszą nic nowego. Wciąż trudno powiedzieć, jaka jest ogólna strategia i czy w ogóle można wskazać jakiś plan "na później".

Wygrana bez gry w piłkę

Oglądając spotkania kadry warto postawić pytanie: co sztab szkoleniowy chce osiągnąć? Nie sposób nie odnieść wrażenia, że strategia wygląda na krótkowzroczną. W tym momencie liczy się jedynie awans na ME 2020, który – nie oszukujmy się – nie jest wybitnie prestiżowym osiągnięciem ze względu na liczbę drużyn przewidzianą na turnieju. Jednocześnie nie tylko styl gry i strategia schodzą na dalszy plan, ale przede wszystkim realizacja celu jest traktowana jako potężna wymówka.

Zobacz wideo

W zespole, który w przeważającej mierze bazuje na szczęściu i przypadku nie ma miejsca na testowanie, wprowadzanie nowych rozwiązań, a już na pewno nie na kreatywność. Żeby przypadkiem nie skusić losu albo nie przywołać złych mocy. Problemy są i będą, a jeżeli nic się nie zmieni, to prędzej czy później któryś z rywali dobitnie je uwypukli. Piłkarzom Igora Angelovskiego do pewnego stopnia się to udało. Warto zwrócić uwagę na sposób, w jaki zorganizowany był środek pola Macedonii Północnej, bo na jego przykładzie dość dobrze widać różnicę miedzy ekipami – i to nie na korzyść Polaków.

Bez wypunktowywania zadań poszczególnych zawodników można było określić strukturę zespołu, zwłaszcza w pierwszej połowie. Gospodarze postawili na 3-5-2, w którym zwracały uwagę niewielkie odległości między graczami we wstępnej fazie rozegrania, kiedy – co należy podkreślić – piłka była wprowadzana od tyłu krótkimi podaniami. Poza tym, że pojawiała się opcja przeniesienia ciężaru gry na flankę, w centralnym sektorze boiska pojawiało się dwóch-trzech piłkarzy, którzy byli w gotowości do kontynuowania akcji. Kiedy stoper przesuwał się w głąb pola, to doskonale wiedział, co chce zrobić i dawał sygnał swoim kolegom. I właśnie ten element mówi najwięcej o postawie obu zespołów. W drużynie Jerzego Brzęczka ruch bez piłki jest towarem deficytowym.

Nieprzemyślane działania

Gdyby chciało się w sposób analogiczny przedstawić strukturę biało-czerwonych, to najlepszym rozwiązaniem byłoby sięgnięcie po słownik i wypisanie wszystkich synonimów słowa „ociosany”. Tak naprawdę trudno określić pomysł na rozmontowanie defensywy przeciwnika. Teoretycznie chodziło o szybkie przeniesienie ciężaru gry na flankę, żeby prostymi środkami zaskoczyć rywala. Rzeczywistość okazała się być zgoła inna.

Przede wszystkim w pierwszej połowie tego typu prób było niewiele, a jeśli nawet to nie znajdowały adresata. Tak, jakby ten element – chociaż miał z założenia stanowić podstawę strategii – został mocno zaniedbany. Na papierze, to Grzegorz Krychowiak miał odpowiadać za ten element gry, ale jego wykonanie pozostawiało wiele do życzenia. Jednocześnie trudno zrozumieć, co w tym czasie mieli robić pozostali zawodnicy z centralnego sektora boiska, bo na pewno nie przeszkadzali Macedończykom w rozegraniu. Bo jeśli już mowa o środku pola, to brakowało jakiegokolwiek podziału obowiązków. Nie wiadomo za co poza długimi podaniami odpowiedzialny był zawodnik moskiewskiego Lokomotiwu, w jaki sposób pomagał Mateusz Klich i jak w tym wszystkim miał się odnaleźć Piotr Zieliński. Żaden z nich ani razu nie zdecydował się na kreatywne, mniej konwencjonalne zagranie. Wszystko wpisane było w toporny, asekuracyjny schemat, który nie przewidywał gry w piłkę. Nic więc dziwnego, że goście tak często uciekali się do fauli.

Warto jeszcze podkreślić, że zadania dla niektórych z wyżej wymienionych piłkarzy znalazły się po 75. minucie, czyli już po golu Krzysztofa Piątka. Wówczas reprezentacja Polski cofnęła się głęboko we własne pole karne i przeszła na ustawienie z piątką-szóstką (momentami nawet siódemką) graczy w jednej linii, starając się w ten sposób całkowicie zablokować dostęp do własnej bramki. Obok nominalnych obrońców wyznaczonych do gry w tym meczu (Bartosz Bereszyński, Kamil Glik, Jan Bednarek i Tomasz Kędziora) pojawiali się Mateusz Klich, Piotr Zieliński i Maciej Rybus (zmienił Kamila Grosickiego). Mimo liczebności blok obronny ustawiał się na tyle wąsko, że podopieczni Igora

Angelovskiego z powodzeniem przedzierali się skrzydłami i na tyle głęboko, iż nie mieli większych trudności z wywalczeniem sobie miejsca w okolicach 16. metra.

Lekcja od Czerwonych Lwów

W przeciwieństwie do trenera Jerzego Brzęczka, szkoleniowiec gospodarzy konkretnie wkomponował umiejętności poszczególnych graczy w ogólną strategię swojej ekipy. Visar Musliu przesuwał się z pozycji stopera do przodu, nieco bardziej w głąb pola, żeby w ten sposób uruchomić poruszającego się bliżej flanki Ezgjana Alioskiego. Jednocześnie miał opcję uruchomienia i Enisa Bardhiego, i Eljifa Elmasa. W tym samym czasie stoper nie pozostawiał po sobie miejsca w linii obrony, ponieważ w odwodzie pozostawał jeszcze Boban Nikolov, który z założenia poruszał się najbliżej defensywy. Dzięki temu był w stanie uzupełnić lukę po środkowym obrońcy. Warto na chwilę zatrzymać się przy pomocnikach, ponieważ każdy z nich odznacza się świetną kontrolą nad piłką. Trio Macedonii Północnej bazuje przede wszystkim na dobrym ustawieniu, które umożliwia sprawną reakcję.

Dlatego bardzo często duet Bardhi-Elmas równocześnie doskakiwał do odbioru w kole środkowym lub wyżej, już na połowie rywala, starając się w ten sposób zawęzić pole gry. W drugą jednak stronę, kiedy duet Krychowiak-Zieliński próbował ograniczać pole gry Bardhiemu, to 23-latek nie miał większych trudności, żeby utrzymać się przy piłce. Nie wybijał na oślep w bliżej nieokreślonym kierunku, nie oddawał do najbliższego, a potrafił jeszcze się odwrócić, ocenić sytuację i w razie czego podjąć decyzję o strzale z 25.-30. metra. Podobnie zresztą radził sobie Elmas, który do tego wszystkiego dokładał jeszcze konsekwentną współpracę z Alioskim. Bardzo często dynamizował akcję, zagrywając mu piłkę na obieg i momentalnie domagając się podania zwrotnego. 19-latek bardzo dobrze kontrolował pole gry. Doskonale wiedział, w którym momencie powinien pozbyć się piłki, a kiedy może pozwolić sobie na drybling, przyspieszenie tempa lub ścięcie do środka. Dodatkowo cały czas szukał sobie wolnej przestrzeni między obrońcami biało-czerwonych.

Ta dwójka nie tylko była świadoma swoich obowiązków, ale również potrafiła dynamicznie reagować na konkretne wydarzenia. Ich zadania były rozdzielone, a mimo wszystko się zazębiały, dlatego co jakiś czas można było zobaczyć, jak Elmas, Bardhi i Alioski rozgrywają w trójkącie w bocznym sektorze boiska. Warto jeszcze zwrócić uwagę na bardzo istotną rolę Gorana Pandeva, który mimo skończonych 35 lat i tak był w stanie urwać się Bednarkowi, zrobić kółko w polu karnym, a po nieudanej próbie, ponownie sprawdzić koncentrację młodego defensora. I chociaż w drugiej części meczu gospodarze wyraźnie spuścili z tonu, jakby stracony gol negatywnie wpłynął na ich morale, to i tak biało-czerwoni mogliby się od nich całkiem sporo nauczyć. Póki co w kadrze Jerzego Brzęczka tak naprawdę nic się nie zmienia – błędy są powielane, grą rządzi przypadek, a pomysłu nie widać nawet na horyzoncie.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.