Ludzie z FIFA z niedowierzaniem patrzyli na trybuny podczas meczu Polski. "Niesamowite, genialne"

Reprezentacja Polski zremisowała z Senegalem 0:0 i awansowała do 1/8 finału mistrzostw świata w Polsce. Jacek Magiera trafił ze zmianami, Polacy zdominowali środek pola, a ludzie z FIFA z niedowierzaniem patrzyli na genialną atmosferę na trybunach. Spostrzeżeniami z meczu Senegal - Polska dzieli się Dominik Wardzichowski, dziennikarz Sport.pl.

Genialna atmosfera na trybunach

Świetnie było już podczas meczów z Kolumbią i Tahiti, ale w środę atmosfera na trybunach stadionu w Łodzi była jeszcze lepsza. Kibice zorganizowali doping na trybunie pod tzw. 'zegarem', mieli bęben, flagi i dopingowali od pierwszej do ostatniej minuty. W doping włączyli się również kibice na pozostałych trybunach. Skakali tyłem do murawy, wymachiwali szalikami i śpiewali: Polska, Polska, Polska! W pewnym momencie ludzie z FIFA, którzy pojawili się w środę na trybunie VIP, nie patrzyli już na murawę, a na to, co robią polscy kibice. Pod wrażeniem byli również dziennikarze i kibice z Senegalu. - Niesamowite, genialne - mówili w przerwie meczu. A na doping Polaków odpowiadali rytmicznymi uderzeniami w bębenki i okrzykami: Senegal, Senegal, który tylko odbijał się od ściany dopingu Polaków.

Zobacz wideo


Wideo pochodzi z serwisu VOD

Jacek Magiera znów trafił ze zmianami

Obecność w składzie Adriana Benedyczaka był największą niespodzianką w składzie reprezentacji Jacka Magiery. Napastnik Pogoni Szczecin miał być odpowiedzią na rosłych Senegalczyków i ze swoich zadań wywiązał się dobrze. Potrafił utrzymać się przy piłce na połowie rywala, wywalczyć kilka fauli i wygrać kilka pojedynków w powietrzu. 18-latek udowodnił, że może być wartościowym zmiennikiem dla Dominika Steczyka z rezerw FC Nuernberg. Szczególnie w meczach z dobrze zbudowanymi rywalami. Z dobrej strony w meczu z Senegalem pokazał się również Michał Skóraś. Jego rajd z pierwszej połowy zrobił duże wrażenie na kibicach. Piłkarz Bruk-Betu Termaliki Nieciecza wypadł lepiej niż Tymoteusz Puchacz w meczu z Kolumbią i David Kopacz w meczu z Tahiti. Selekcjoner reprezentacji Polski długo szukał optymalnego ustawienia, ale wygląda na to, że znalazł.

Polacy zdominowali środek pola

Jeżeli ktoś spodziewał się, że Senegalczycy zdominują reprezentację Polski, to już po kilku minutach mógł przecierać oczy ze zdumienia. Polacy nie odstawali fizycznie od drużyny z Afryki. Walczyli o każdą piłkę i wygrali walkę o środek pola. Dion Lopy, piłkarz urodzony w 2002 roku, nie zrobił na nich wrażenia. Podobnie jak Cavin Diagne, który miał być centralną postacią kadry Senegalu w środku pola, a nie wygrywał zbyt wielu pojedynków z Bartoszem Sliszem czy Tomaszem Makowskim. Problem w tym, że z przewagi biało-czerwonych nic nie wynikało, brakowało sytuacji, brakowało strzałów. Polacy największe problemy mieli z szybkimi skrzydłowymi Senegalczyków. Ousseynou Niang i Ibrahima Drame błyszczeli w szybkich kontratakach, ale nie złamali polskiej defensywy.

Wielkie zainteresowanie ludzi polskiej piłki

Był Zbigniew Boniek (prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej), byli też Bogusław Leśnodorski (były prezes Legii Warszawa), Maciej Sawicki (sekretarz generalnym PZPN), Radosław Matusiak (były reprezentant Polski), Andrzej Juskowiak (ambasador mundialu w Polsce), Tomasz Hajto (były reprezentant Polski) czy Mateusz Borek (dziennikarz Polsatu). Mecz Senegal - Polska wzbudził duże zainteresowanie wśród ludzi polskiej piłki. Nie zabrakło wspólnych zdjęć z kibicami, ale przed wszystkim wsparcia dla biało-czerwonych.

Znów brakowało strzałów z dystansu

- Wiemy, że rywalizacja z Senegalczykami będzie zupełnie inna niż z Tahiti. Wysiłek, skupienie, determinacja to kluczowe elementy, żeby osiągnąć sukces. Zwrócimy też uwagę na strzały z dystansu. Każde uderzenie to szansa na gola - mówił przed meczem Jacek Magiera. Ale w meczu z Senegalem w grze Polaków brakowało właśnie strzałów zza pola karnego. Senegalczycy ustawili się głęboko na własnej połowie, czekali na kontrataki, a Polacy mieli dużo miejsca na strzały z dystansu. Szkoda, że z niego nie korzystali, bo jedno uderzenie Jana Sobocińskiego to zdecydowanie zbyt mało.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.