Selekcjoner reprezentacji Polski mocno namieszał w wyjściowym składzie. Postawił na 17-letniego Nicolę Zalewskiego z AS Romy, Marcela Zyllę z Bayernu Monachium czy Adriana Łyszczarza - piłkarza Śląska Wrocław, który był ostatnio wypożyczony do GKS-u Katowice. Magiera chciał w ten sposób wywołać zamieszanie pod bramką rywali. Udało się. Ofensywni piłkarze biało-czerwonych bardzo często wymieniali się pozycjami. Zylla najczęściej grał w środku pola, ale w odpowiednim momencie potrafił zbiec na skrzydło. W odwrotnym kierunku biegał Zalewski, który zaczął mecz na lewym skrzydle, a często schodził do środka pola. Warto też docenić Adriana Łyszczarza. 20-letni pomocnik mecz z Kolumbią przesiedział na ławce rezerwowych, a w spotkaniu z Tahiti wziął odpowiedzialność za grę w środku pola i był jednym z liderów w kadrze Jacka Magiery.
Do Polski lecieli 30 godzin. Mieli dwie przesiadki i pokonali ponad 16 tysięcy kilometrów. Ale zawodnicy i trenerzy z wyspy położonej w południowej części Oceanu Spokojnego nie narzekają. - Turniej w Polsce to dla nas przygoda życia. Czym możemy zaskoczyć Polaków? Szybkością! Mamy naprawdę szybkich zawodników - mówił przed meczem Bruno Tehaamoana, selekcjoner młodzieżowej reprezentacji Tahiti w rozmowie z portalem laczynaspilka.pl. Jego piłkarze nie potwierdzili tych słów na boisku, ale zaskoczyli Polaków przedmeczowym prezentem. Kadrowicze Jacka Magiery otrzymali od Tahitańczyków naszyjniki, które mają przynieść biało-czerwonym szczęście.
FOT. KUBA ATYS
W niedzielę Polacy grali z amatorami. Stworzyli sobie mnóstwo sytuacji podbramkowych, ale strzelili tylko pięć goli. Powinni zdecydowanie więcej. Gdyby zachowali większy spokój pod bramką Moana Pito, wygraliby nie pięć, a osiem, albo dziesięć do zera. Przed meczem z Senegalem reprezentacja Jacka Magiery powinna pracować nad skutecznością, bo mecz z Kolumbią pokazał, że o sytuacje w meczu z Senegalem może być niezwykle trudno. Warto też zwrócić uwagę na grę w obronie, bo gdyby nie Radosław Majecki, Tahitańczycy strzeliliby Polsce gola w drugiej połowie.
Pięciobramkowe zwycięstwo z Tahiti stawia reprezentację Jacka Magiery w dobrej sytuacji przed ostatnim meczem fazy grupowej z Senegalem. Zespół z Afryki ma sześć punktów i jest liderem grupy A (w niedzielę Senegalczycy wygrali z Kolumbią 2:0). Drugie miejsce zajmują Polacy, a wszystko dzięki lepszemu bilansowi bramek od Kolumbijczyków. To oznacza, że nawet jeżeli przegramy z Senegalem, to możemy awansować do 1/8 finału jako jeden z czterech najlepszych zespołów z trzecich miejsc. O kolejności będzie decydować liczba punktów, a później bilans bramkowy.
Kompletu nie było, ale polscy kibiców znów pokazali wielką klasę i stworzyli świetną atmosferę na stadionie w Łodzi. W spotkaniu z Kolumbią zorganizowany doping pojawił się dopiero w końcówce. Z Tahiti był od pierwszej do ostatniej minuty. Prowadzili go kibice Widzewa Łódź. Był megafon i przyśpiewki reprezentacyjne. Klubowe też, ale bez żadnych wyzwisk. Pełna kultura. - Jeden, dwa, trzy, cztery? Mało! - skandowali i mobilizowali młodych piłkarzy do jeszcze większego zaangażowania. Ci odwdzięczyli się duża liczbą sytuacji podbramkowych i pięcioma golami. Polscy kibice pokazali wielką klasę również po ostatnim gwizdku, kiedy zaczęli skandować Tahiti, Tahiti, a piłkarze z małej wyspy podziękowali im za doping.