Najsmutniejsza historia mistrzostw już na samym początku. Lider Polaków zawiódł i może już nie zagrać

To może być najsmutniejsza historia tych mistrzostw świata. Sebastian Walukiewicz w pierwszej połowie popełnił katastrofalny błąd, który doprowadził do straty bramki. A na początku drugiej doznał poważnej kontuzji i został zniesiony z boiska. Ta strata może być dla selekcjonera Magiery boleśniejsza, bo Walukiewicz był liderem jego drużyny.

Na mundialu miał potwierdzić bardzo dobrą formę z meczów Pogoni Szczecin, utwierdzić trenerów Cagliari, że płacąc za niego 4 miliony euro zrobili złoty interes, spakować się i po wakacjach lecieć do Włoch, by sprawdzić się w silniejszej lidze. Studiować na „najlepszym uniwersytecie dla obrońców”, jak sam mówił o Serie A.

Zobacz wideo

Plan nie zepsuł się w 23. minucie meczu z Kolumbią, gdy przestraszył się pressingu dwóch rywali, źle przyjął piłkę i zagrał pod nogi Ivana Angulo, a ten zdobył bramkę. Wtedy co najwyżej dał do myślenia obserwującym go nowym trenerom. Gorzej, że na początku drugiej połowy upadł na murawę chociaż nikt go nie kopnął ani nie popchnął. Nie podniósł się. Długo trzymał za kolano, a gdy lekarze znosili go z boiska na noszach, złapał się za głowę. Może dopiero w tym momencie cały plan legł w gruzach? Kontuzja wyglądała na poważną. Niewykluczone, że wykluczy go z reszty turnieju.

Strata Walukiewicza grosza niż strata punktów

Walukiewicz od początku meczu był nieswój. Przyjęło się, że jego największą zaletą jest wprowadzanie piłki na połowę przeciwnika. – Jest nowoczesnym środkowym obrońcą, powinien kosztować 40 milionów, ale nie nazywa się „Walukiewić” – opisywał go w „Sekcji piłkarskiej” Michał Probierz. – To wielki talent. Piłkarz dojrzały – reklamował Kosta Runjaić, trener Pogoni Szczecin. Walukiewicz dobrze czyta grę, swobodnie rozgrywa i potrafi podać piłkę między obrońców, a pomocników rywala. Ale w meczu z Kolumbią tego nie pokazał. Jeśli przerzucał piłkę na drugą stronę, to lądowała na aucie. Wyglądał na zestresowanego. Grał bardzo asekuracyjnie, a gdy już podejmował ryzyko, to Polska nie miała z tego żadnych korzyści.

Miał być podporą naszej reprezentacji. Pewnym punktem – silnym, ogranym w lidze, z dużo większym doświadczeniem niż Jan Sobociński, drugi środkowy obrońca. Tymczasem zdarzało się, że lepszy w powietrzu był od niego Luis Fernando Sinisterra – niższy o 16 cm. Kolumbijczycy doskonale wiedzieli, kto w polskim duecie stoperów będzie wyprowadzał piłkę. Umiejętnie doskakiwali do Walukiewicza i piłkarzy grających blisko niego, zamykając drogi do podania. Tak też wypracowali pierwszego gola w tym meczu.

I chociaż spotkanie z Kolumbią zupełnie Walukiewiczowi nie wyszło, to jego strata może okazać się dla Jacka Magiery dużo gorsza niż strata trzech punktów w pierwszym meczu z faworytem grupy. Czasu na przygotowanie do tego turnieju właściwie nie było, więc jego drużyna miała bazować na schematach wypracowanych wcześniej. Wszystkie uwzględniały Walukiewicza, a wiele wręcz się na nim opierało.

Dziura powstała na środku obrony przypomina tę z zeszłorocznego mundialu, gdy tuż przed mistrzostwami kontuzja wyeliminowała Kamila Glika. Niestety, na tym podobieństwa między turniejami się nie kończą.

Więcej o:
Copyright © Agora SA