Wystraszeni, niepewni, nerwowi, niedokładni i bez pomysłu - tak wyglądała reprezentacja Polski U-20

Wystraszeni, niepewni, nerwowi, niedokładni i bez pomysłu - tacy byli reprezentanci Polski w meczu z Kolumbią, który otworzył dla nas młodzieżowe mistrzostwa świata. Piłkarze Jacka Magiery do złudzenia przypominali bezradną na mundialu w Rosji drużynę Adama Nawałki.

Przed młodzieżowymi turniejami zwykło się powtarzać, że nie o wynik chodzi, a o selekcję, która ma zaprocentować w przyszłości. Naiwny jest jednak ten kto sądzi, że jakikolwiek z kadrowiczów trenera Jacka Magiery mistrzostwa w Polsce traktuje wyłącznie jako okazję do pokazania się selekcjonerowi Jerzemu Brzęczkowi czy zagranicznym skautom. Dla każdego z tych młodych piłkarzy to wielkie wydarzenie: mundial rozgrywany na ich ziemi. Być może to spętało im nogi, pozbawiło atutów, na które liczył Magiera. W spotkaniu z Kolumbijczykami zamiast radości z gry przy rozśpiewanej polskiej publice, była jedynie wola przetrwania do ostatniego gwizdka. Przegrany 0:2 mecz do złudzenia przypominał występ seniorskiej kadry, która rok temu w Rosji zaprezentowała się równie słabo, co reprezentacja U-20 w czwartek.

Zobacz wideo

Walukiewicz jak Krychowiak

Podobieństwa rzucały się w oczy od pierwszych chwil. W Łodzi Polacy chcieli zaskoczyć rywali zdobywając przewagę w środku pola: zagrali agresywnie, ruchliwie. Trwało to jednak tylko kilkanaście minut. Kolumbijczycy szybko odpowiedzieli wysokim pressingiem, który opłacił się im już po chwili. Naciskany przez przeciwników Sebastian Walukiewicz zagrał równie nieodpowiedzialnie, co Grzegorz Krychowiak przy drugiej bramce w meczu z Senegalem. Błąd stopera Pogoni Szczecin, który w przyszłym sezonie będzie występował w Serie A, bezlitośnie wykorzystał Ivan Angulo Cortes, pomocnik Palmeiras, którego obserwuje Real Madryt. Dla Walukiewicza czwartkowy mecz był tragiczny nie tylko ze względu na fatalny błąd i ogólnie słabą postawę. 19-latek nie umiał przyśpieszyć mozolnej gry kadry, nie podejmował ryzyka, podawał wyłącznie w poprzek boiska. Nie dawał pewności w obronie, której organizacja miała być lekiem na atuty Kolumbii. 

Pressing po kolumbijsku

Błędy mnożyły się jeden po drugim. Raz piłkę stracili Tymoteusz Puchacz i Bartosz Slisz, po przerwie, na swojej połowie, jak na złość grali do siebie Jan Sobociński i ponownie - Slisz. W pierwszym przypadku kontrę Kolumbii udało się przerwać, w drugim musiał interweniować Radosław Majecki. To zaledwie dwa przykłady tego, jak kluczową rolę w postawie Polaków odgrywała nerwowość. Piłkarze Jacka Magiery piłki tracili przy każdej okazji: wdając się w niepotrzebne dryblingi, próbując podać do kolegi, lub po prostu - po indywidualnych błędach.

Bezradni byliśmy również w ofensywie. Na połowie Kolumbii bywaliśmy rzadko, a gdy się tam pojawialiśmy, to na chwilę. W pierwszej połowie Polacy nie oddali ani jednego strzału. Po przerwie chcieli, ale nic z tego nie wynikało. Oglądaliśmy tylko jedną próbę prostopadłego podania w pole karne - nieudaną. Brak umiejętności utrzymania się przy piłce był chyba największą słabością Polaków. Zabójczą bronią rywala okazał się natomiast pressing, który sparaliżował naszych zawodników. Na Twitterze kibice irytowali się: elektryczni, nijacy. A biało-czerwoni po prostu nie mieli argumentów, aby przeciwstawić się gościom z Kolumbii.

Kultura gry jak z innego świata

Co powinno martwić – Kolumbijczycy w Łodzi nie rozegrali wielkiego meczu. Byli skuteczni w odbiorze, mądrze się bronili, od czasu do czasu próbowali wykorzystywać błędy Polaków. Ich wyższość techniczna i taktyczna nie budziła żadnych wątpliwości, kultura gry była jak z innego świata, ale przede wszystkim przewagę gościom dała solidność, której ewidentnie zabrakło naszym kadrowiczom. Czwartkowy mecz przypominał spotkania drużyny Nawałki z Senegalem i – nomen omen – Kolumbią. W Moskwie Łukasz Piszczek zrezygnowany kręcił głową już po piętnastu minutach, tak samo głowami mogli pokręcić młodzi Polacy. I tak jak na ubiegłorocznych mistrzostwach, na tym mogło się skończyć, bo nastolatkowie także nie byli w stanie odmienić losów meczu, odpowiedzieć czymkolwiek, poza szarpanymi próbami.

Źle zaczęli, ale wciąż mogą skończyć dobrze

Po mistrzostwach świata Nawałka i jego sztab przygotowali raport, który miał wytłumaczyć porażki z Senegalem i Kolumbią. Było w nim kilka mniej i bardziej poważnych tez; nie wiadomo, czy podobny raport powstanie po mundialu U-20, który wciąż nie jest przegrany, ale zastanawiające jest podobieństwo postawy młodych Polaków do postawy seniorów. I to nie tylko w Rosji, bo w Korei na dzień dobry pokonali nas Koreańczycy, a w Niemczech - Ekwador. Może to kwestia stresu? Może słabości naszej piłki? Bo raczej nie przypadku. Na pocieszenie kadrowicze trenera Magiery mogą powiedzieć sobie, że w pierwszym meczu nie byli gorsi, niż ich koledzy. Ale to marne pocieszenie. Lepszym jest to, że kadra do lat 20 wciąż ma szansę, aby skończyć lepiej, a podobno po tym poznaje się prawdziwych mężczyzn.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.