Mateusz Klich: Plus dwa mecze w Pucharze Ligi i siedem w kadrze. To mamy pięćdziesiąt jeden. Mój nowy rekord, nigdy w życiu tyle nie grałem. Wydaje mi się, że tak jak wszyscy w Leeds lecę jeszcze na euforii. Walczymy o Premier League, adrenalina dodaje sił. Zmęczenie przyjdzie, pewnie dopiero za jakiś czas odczuję, ile mnie kosztowała walka o awans. Nie tylko fizycznie, ale także psychicznie.
Wręcz przeciwnie. Trenujemy tak mocno, jak we wrześniu.
Teraz poleci szybko. Gramy w piątek i poniedziałek, później znów w weekend. Niedawno powiedziałem chłopakom, że mógłbym grać w lidze codziennie, byleby sezon się skończył…
Poluję, ale wiem, że będzie ciężko. Jeśli miałbym wybierać, to wolałbym chyba mieć dziesięć bramek niż asyst. To nagroda za wykonaną pracę. Mam taką rolę, że nie gram widowiskowo, nie kiwam się z przeciwnikami, raczej zapieprzam jak koń na westernie. Ale i tak rozgrywam najlepszy sezon w karierze. Inni koledzy też. Awans będzie ukoronowaniem.
Trzy tygodnie temu mieliśmy nad Sheffield cztery punkty przewagi, a zanim zdążyliśmy się tym nacieszyć traciliśmy do nich punkt. W tej lidze naprawdę ciężko coś przewidzieć. Nie ma znaczenia czy gra się z Norwich czy Millwall, wszystko zmienia się z kolejki na kolejkę. Do tego dochodzi wielkie ciśnienie ze strony kibiców, którzy na awans czekają z piętnaście lat.
Facet musiał być nieźle znieczulony! Ale to prawda, że w Leeds zapanowało szaleństwo. Na każdym kroku słyszę rozmowy o awansie. Całe miasto nam kibicuje. Na początku sezonu fani chwalili nasz styl i zachwycali się tym, jak ładnie graliśmy, a teraz oddaliby te wszystkie efektowne akcje za mecze wygrane jedną bramką po brzydkiej grze.
Przede wszystkim mam tu trenera, który nie ściąga mnie z boiska po jednym słabym meczu. Bielsa zna się na piłce. Co prawda w wywiadach powtarza, że dobra gra Leeds nie jest jego zasługą, ale mi i kilku kolegom otworzył oczy. Dopiero tu zrozumieliśmy o co chodzi w piłce.
Pomidor.
Wcześniej nie miałem, ale karta się w końcu odwróciła. Najpierw zapracowałem na zaufanie trenera Bielsy, a później Brzęczka. Oby te dobre chwile trwały jak najdłużej, bo wciąż pamiętam jak to jest mieć trenera, który w ciebie nie wierzy. Przeżyłem to w Wolfsburgu…
Tak.
"Przyszedł na północ i wszystko odmienił". Widziałem to, było sporo śmiechu. Fajny jest też obrazek na którym Bielsa siedzi na żelaznym tronie. Chociaż znając trenera to on nie śmiałby się z tego, bo raczej nie przepada za takim dowcipem. A od "Gry o tron" woli oglądać futbol.
Kilka dni był tu Maciej Kędziorek, asystent Marka Papszuna (trener Rakowa Częstochowa, lidera I ligi). Załatwił to swoimi drogami przez dyrektora sportowego Leeds. Trener Bielsa niezbyt chętnie dzieli się wiedzą, ale na obecność Kędziorka się zgodził, bo widziałem, że z bliska obserwował treningi. Tylko nie jestem pewny, czy sposoby Bielsy można skopiować. Jego metody bardzo trudno byłoby wdrożyć w życie. Są specyficzne i wielu piłkarzom na pewno by się nie spodobały. Nie ma żadnych gierek, dziadków. Są za to treningi w parach, w trójkach, przesuwanie, bardzo dużo taktyki i ćwiczenie pressingu. Nie spotkałem się jeszcze z czymś takim, ale ważne, że działa.
Było, minęło. Wtedy dużo się z tego śmialiśmy, bo sprawa była bardzo napompowana. Ale Leeds zapłaciło karę i na tym się skończyło.
Zrobiłem to całkiem spontanicznie.
No tak, chciałem ochłodzić jego temperament. A tak szczerze to nie wiem po co to zrobiłem.
Nie zdziwię się, ale wątpię, żeby trener się stąd ruszył. Myślę, że zostanie, ściągnie do drużyny kilku piłkarzy, ale rewolucji nie zrobi. Może być tak samo spokojnie jak zimą.
Na razie pomogłem przy transferze Mateusza Bogusza i wszyscy są z niego zadowoleni.
Raczej nie.
Wiem, że ktoś z Anglii skontaktował się z moim menedżerem, ale nie podjęliśmy tematu.
Kilkukrotnie interesował się mną Lech Poznań, ten temat powracał za każdym razem, gdy miałem problemy z regularną grą. Ale nigdy nie podjąłem poważnych rozmów. Raz tylko była szansa na powrót: byłem w fatalnej sytuacji w Wolfsburgu i chciał mnie Orest Lenczyk, który prowadził Śląsk Wrocław. Zostałem na Zachodzie i nie żałuję. Nie chcę wracać do Polski. Podoba mi się tu, gdzie jestem, w Holandii też mi się podobało. Nie po to wyjechałem, by wracać z podkulonym ogonem. Miałem w życiu lepsze i gorsze momenty, ale wolę szukać najlepszego rozwiązania, a nie najłatwiejszego. Jeśli miałbym gdzieś wrócić, to do Holandii.
Obrażę.
Jestem innym piłkarzem niż Krzysiek. Dobrze grał u Nawałki, ale nie czuję podobieństw.
Ja tego nie powiedziałem.
Z Irlandią. Bo strzeliłem bramkę. Dobrze grało mi się też z Czechami. Ale w żadnym z tych meczów nie zagrałem jakiegoś wybitnego spotkania. Wszystko jest jeszcze przede mną.
Meczu z Włochami. Średnio mi się grało. Całkiem inaczej czuję się w klubie, niż w kadrze.
Wcześniej nie było zwycięstw i było źle, a teraz są zwycięstwa i dalej jest źle. A dla mnie wynik jest najważniejszy. Jeśli awansujemy na Euro 2020 grając słabo to i tak będziemy zadowoleni. Na razie kadrze brakuje trochę zgrania, bo w klubie pracujemy z kolegami codziennie przez miesiące, a przed meczem z Austrią mieliśmy tak naprawdę jeden trening. Na razie naszą zdobycz punktową oceniam na szóstkę. A styl? Tę ocenę pozostawię kibicom.