Kadrowicz Brzęczka zagrał w tym sezonie już 51 meczów! Walczy o duży sukces

Nie wiem, czy można skopiować metody Marcelo Bielsy. Nie robi gierek, dziadków. Są za to treningi w parach, przesuwanie, dużo taktyki i ćwiczenie pressingu. Nie spotkałem się jeszcze z czymś takim, ale ważne, że to działa - mówi Sport.pl piłkarz Leeds United Mateusz Klich.
Zobacz wideo

Sebastian Staszewski: Żaden Polak nie zagrał w tym sezonie tyle razy, co pan w Anglii. W lidze już w czterdziestu dwóch meczach. 

Mateusz Klich: Plus dwa mecze w Pucharze Ligi i siedem w kadrze. To mamy pięćdziesiąt jeden. Mój nowy rekord, nigdy w życiu tyle nie grałem. Wydaje mi się, że tak jak wszyscy w Leeds lecę jeszcze na euforii. Walczymy o Premier League, adrenalina dodaje sił. Zmęczenie przyjdzie, pewnie dopiero za jakiś czas odczuję, ile mnie kosztowała walka o awans. Nie tylko fizycznie, ale także psychicznie.

Trener Marcelo Bielsa daje wam złapać oddech?

Wręcz przeciwnie. Trenujemy tak mocno, jak we wrześniu.

Do końca sezonu Championship jeszcze cztery kolejki, Leeds jest na miejscu dającym awans do Premier League. 

Teraz poleci szybko. Gramy w piątek i poniedziałek, później znów w weekend. Niedawno powiedziałem chłopakom, że mógłbym grać w lidze codziennie, byleby sezon się skończył…

Poluje pan jeszcze na double-double? Brakuje panu tylko dwóch bramek i dwóch asyst.

Poluję, ale wiem, że będzie ciężko. Jeśli miałbym wybierać, to wolałbym chyba mieć dziesięć bramek niż asyst. To nagroda za wykonaną pracę. Mam taką rolę, że nie gram widowiskowo, nie kiwam się z przeciwnikami, raczej zapieprzam jak koń na westernie. Ale i tak rozgrywam najlepszy sezon w karierze. Inni koledzy też. Awans będzie ukoronowaniem.

Leeds jest wiceliderem, ale trzecie Sheffield United traci do was tylko trzy punkty. Czwarty WBA już dziewięć.

Trzy tygodnie temu mieliśmy nad Sheffield cztery punkty przewagi, a zanim zdążyliśmy się tym nacieszyć traciliśmy do nich punkt. W tej lidze naprawdę ciężko coś przewidzieć. Nie ma znaczenia czy gra się z Norwich czy Millwall, wszystko zmienia się z kolejki na kolejkę. Do tego dochodzi wielkie ciśnienie ze strony kibiców, którzy na awans czekają z piętnaście lat.

Jeden z kibiców złamał ostatnio kostkę, gdy świętował gola Leeds w meczu z Sheffield Wednesday. Odmówił transportu do szpitala, bo chciał do końca obejrzeć spotkanie.

Facet musiał być nieźle znieczulony! Ale to prawda, że w Leeds zapanowało szaleństwo. Na każdym kroku słyszę rozmowy o awansie. Całe miasto nam kibicuje. Na początku sezonu fani chwalili nasz styl i zachwycali się tym, jak ładnie graliśmy, a teraz oddaliby te wszystkie efektowne akcje za mecze wygrane jedną bramką po brzydkiej grze.

Tylko w Cracovii rozegrał pan więcej meczów niż w Leeds. Stabilizacja panu służy?

Przede wszystkim mam tu trenera, który nie ściąga mnie z boiska po jednym słabym meczu. Bielsa zna się na piłce. Co prawda w wywiadach powtarza, że dobra gra Leeds nie jest jego zasługą, ale mi i kilku kolegom otworzył oczy. Dopiero tu zrozumieliśmy o co chodzi w piłce.

Komu zawdzięcza pan więcej: Bielsie czy Brzęczkowi?

Pomidor.

Ostatnio ma pan szczęście do trenerów.

Wcześniej nie miałem, ale karta się w końcu odwróciła. Najpierw zapracowałem na zaufanie trenera Bielsy, a później Brzęczka. Oby te dobre chwile trwały jak najdłużej, bo wciąż pamiętam jak to jest mieć trenera, który w ciebie nie wierzy. Przeżyłem to w Wolfsburgu…

Ogląda pan "Grę o tron"?

Tak.

Widział pan wywiad z Nikolajem Costerem-Waldau, gwiazdorem serialu, który w talk show Jimmiego Kimmela powiedział o Bielsie: "To wybraniec, o którym wszyscy mówią "In Bielsa we trust", w nim pokładamy nadzieję. Wszyscy mówili, że to Jon Snow, ale jest też "Bielsa". To facet, który przychodzi i magicznie zmienia świat na lepsze".

"Przyszedł na północ i wszystko odmienił". Widziałem to, było sporo śmiechu. Fajny jest też obrazek na którym Bielsa siedzi na żelaznym tronie. Chociaż znając trenera to on nie śmiałby się z tego, bo raczej nie przepada za takim dowcipem. A od "Gry o tron" woli oglądać futbol.

Dzwonili już do pana polscy trenerzy, którzy chcą przyjechać do Bielsy na staż?

Kilka dni był tu Maciej Kędziorek, asystent Marka Papszuna (trener Rakowa Częstochowa, lidera I ligi). Załatwił to swoimi drogami przez dyrektora sportowego Leeds. Trener Bielsa niezbyt chętnie dzieli się wiedzą, ale na obecność Kędziorka się zgodził, bo widziałem, że z bliska obserwował treningi. Tylko nie jestem pewny, czy sposoby Bielsy można skopiować. Jego metody bardzo trudno byłoby wdrożyć w życie. Są specyficzne i wielu piłkarzom na pewno by się nie spodobały. Nie ma żadnych gierek, dziadków. Są za to treningi w parach, w trójkach, przesuwanie, bardzo dużo taktyki i ćwiczenie pressingu. Nie spotkałem się jeszcze z czymś takim, ale ważne, że działa.

Żartujecie wciąż z afery szpiegowskiej sprzed meczu z Derby County? Policja złapała ukrywającego się w zaroślach mężczyznę, który obserwował trening drużyny Franka Lamparda przez lornetkę. Później Bielsa przyznał, że sam wysłał szpiega na ten trening.

Było, minęło. Wtedy dużo się z tego śmialiśmy, bo sprawa była bardzo napompowana. Ale Leeds zapłaciło karę i na tym się skończyło.

Ale nie powstrzymał się pan, żeby po meczu z tego nie zażartować i pokazać "lornetkę".

Zrobiłem to całkiem spontanicznie.

Z tego samego powodu wlał pan wodę z bidonu za kołnierz Joe Williamsa z Boltonu?

No tak, chciałem ochłodzić jego temperament. A tak szczerze to nie wiem po co to zrobiłem.

Zdziwi się pan, jeśli latem Bielsę skusi silniejszy lub bogatszy klub, niż Leeds?

Nie zdziwię się, ale wątpię, żeby trener się stąd ruszył. Myślę, że zostanie, ściągnie do drużyny kilku piłkarzy, ale rewolucji nie zrobi. Może być tak samo spokojnie jak zimą.

To może najwyższy czas na kolejnego Polaka w Leeds?

Na razie pomogłem przy transferze Mateusza Bogusza i wszyscy są z niego zadowoleni.

Latem pomyśli pan o swoim transferze?

Raczej nie.

Zimą pojawiły się oferty? Miał pan status lidera Leeds, ale też reprezentanta Polski.

Wiem, że ktoś z Anglii skontaktował się z moim menedżerem, ale nie podjęliśmy tematu.

Rok temu mówiło się, że może wrócić pan do Ekstraklasy.

Kilkukrotnie interesował się mną Lech Poznań, ten temat powracał za każdym razem, gdy miałem problemy z regularną grą. Ale nigdy nie podjąłem poważnych rozmów. Raz tylko była szansa na powrót: byłem w fatalnej sytuacji w Wolfsburgu i chciał mnie Orest Lenczyk, który prowadził Śląsk Wrocław. Zostałem na Zachodzie i nie żałuję. Nie chcę wracać do Polski. Podoba mi się tu, gdzie jestem, w Holandii też mi się podobało. Nie po to wyjechałem, by wracać z podkulonym ogonem. Miałem w życiu lepsze i gorsze momenty, ale wolę szukać najlepszego rozwiązania, a nie najłatwiejszego. Jeśli miałbym gdzieś wrócić, to do Holandii.

Od września rozegrał pan siedem meczów w reprezentacji Polski. Tylko raz zaczął pan na ławce. Obrazi się pan, jeśli ktoś nazwie pana Krzysztofem Mączyńskim drużyny Jerzego Brzęczka?

Obrażę.

Dlaczego?

Jestem innym piłkarzem niż Krzysiek. Dobrze grał u Nawałki, ale nie czuję podobieństw.

Bo jest pan lepszym piłkarzem?

Ja tego nie powiedziałem.

Z którego z tych siedmiu meczów jest pan najbardziej zadowolony?

Z Irlandią. Bo strzeliłem bramkę. Dobrze grało mi się też z Czechami. Ale w żadnym z tych meczów nie zagrałem jakiegoś wybitnego spotkania. Wszystko jest jeszcze przede mną.

A najmniej zadowolony jest pan z..?

Meczu z Włochami. Średnio mi się grało. Całkiem inaczej czuję się w klubie, niż w kadrze.

Jak dużo brakuje reprezentacji, aby weszła na poziom, na którym chcemy ją widzieć?

Wcześniej nie było zwycięstw i było źle, a teraz są zwycięstwa i dalej jest źle. A dla mnie wynik jest najważniejszy. Jeśli awansujemy na Euro 2020 grając słabo to i tak będziemy zadowoleni. Na razie kadrze brakuje trochę zgrania, bo w klubie pracujemy z kolegami codziennie przez miesiące, a przed meczem z Austrią mieliśmy tak naprawdę jeden trening. Na razie naszą zdobycz punktową oceniam na szóstkę. A styl? Tę ocenę pozostawię kibicom.

Więcej o:
Copyright © Agora SA