Eliminacje ME. Polska - Łotwa 2-0. Gra się tak, jak Łotwa pozwala

Nawet wznosząc się na wyżyny swoich możliwości reprezentacja Łotwy nie zdołała przywieźć z Warszawy choćby punktu. Gra Polaków nie przekonała, jednak różnica poziomu dzielącego obie reprezentacje okazała się wystarczająca.
Zobacz wideo

Ambitny plan

Początkowa ofensywa Łotyszów nieco zaskoczyła Polaków, którzy pozwolili rywalom na dojście do (mało groźnych) sytuacji strzeleckich. Szybko jednak nasi reprezentanci opanowali sytuację i przystąpili do mozolnego konstruowania ataków pozycyjnych. Zgodnie z oczekiwaniami goście bronili się na własnej połowie, formując dwie płaskie czteroosobowe linie, zaczynając jakiekolwiek próby pressingu dopiero na 40 metrze od własnej bramki. Najbardziej ofensywna dwójka była przy tym dość bierna i skupiała się bardziej na wypchaniu akcji w boczne sektory niż realnie na odbieraniu piłki. Przyniosło to zamierzony skutek, na 94 ataki Polaków, aż 72 zostały wykreowane na flankach. Nasi reprezentanci zgodzili się tym samym na sposób gry zaproponowany przez Łotyszy, starając się rozmontowywać defensywę rywali cierpliwymi atakami pozycyjnymi, kierowanymi głównie w boczne sektory boiska.

Analiza meczuAnaliza meczu Screen z TV

Łotwa w defensywie, dziewięciu zawodników za linią piłki. Napastnik przesuwa się, by wymusić rozegranie piłki w boczny sektor boiska.

Walenie w mur

Grać pozycyjnie jednak trzeba umieć. Tymczasem Polacy próbując podań atakujących byli niecelni w co czwartym z nich. Piłka krążyła dość sprawnie, do momentu jednak, kiedy znalazła się w okolicy pola karnego rywala. Wtedy, pod (słabą, ale jednak) presją naszym reprezentantom kończyły się pomysły. Zieliński ponownie dość mocno odbijał do boku, co ograniczało jego opcje podania, zaś na drugiej z flanek Grosicki był mało produktywny w rozegraniu. Ataki były przy tym przeprowadzane w ślamazarnym tempie, piłka wolno przemieszczała się pomiędzy strefami, co umożliwiało rywalom sprawne przesunięcie się i zabezpieczenie dostępu do własnej bramki. Polacy odpowiadali na to najgorzej jak mogli - kierując w pole karne wrzutki. Co samo w sobie przypominałoby walenie głową w mur, patrząc na zagęszczenie przeciwników w polu karnym. Jakość dośrodkowań Polaków powodowała jednak, że na tym tle nawet walenie głową w mur wydawało się czymś skutecznym. Z 25 dośrodkowań, ledwie 5 dotarło do adresatów.

Analiza meczuAnaliza meczu Screen z TV

Grosicki szykuje się do wrzutki. W polu karnym dwóch na pięciu.

Modyfikacje klasyczne

Jerzy Brzęczek zareagował identycznie jak w Wiedniu. Przeniósł Zielińskiego do środka, wpuszczając na flankę klasycznego skrzydłowego. Przyniosło to nieco ożywienia w grze Polaków. Przede wszystkim efektywniej zaczęło działać rozciąganie akcji, zwłaszcza w bocznych sektorach piłka krążyła szybciej, odważniej przenoszono akcję do przodu. Stopniowo pod bramką rywali robiło się coraz goręcej, nadal jednak do życzenia pozostawało wiele. Jakoś wrzutek była niska, dodatkowo Polacy angażowali do dośrodkowań zaskakująco mało graczy. O piłkę wrzuconą w pole karne nie było komu walczyć, nic dziwnego, że jedna po drugiej były wybijane przez rywali. Nasi reprezentanci przy tym bali się podjąć ryzyka akcji indywidualnej. Chwalić zawsze można, że Grosicki "robi wiatr", ale ten niewiele przekłada się na gole, czy choćby na statystyki. Przez cały mecz przedryblowaliśmy rywali zaledwie 10 razy, co jest wynikiem dramatycznie niskim, biorąc pod uwagę ich piłkarską klasę. Którą dobrze pokazała sytuacja z końcówki meczu, gdy Lewandowski zebrał piłkę z głębi pola i samodzielnie przebiegł bez wysiłku kilkadziesiąt metrów.

Odsiecz

Właśnie napastnik Bayernu po raz kolejny ratuje nam skórę. Choć wrzutka Recy była porządna, znaczną większość zasług przy tym golu należy jednak zapisać jego autorowi. Przede wszystkim jednak Lewandowski w następnym kolejnym meczu musiał ratować nasze rozprowadzanie piłki. Jeśli nasz napastnik musi w starciu z Łotwą kilkanaście razy schodzić do wsparcia na wysokość koła środkowego, wiedzmy, że coś się dzieje. Lewandowski zagrał też 3 podania kluczowe. To tyle, co wszyscy pozostali Polacy razem wzięci. Po raz kolejny on staje się zawodnikiem, który robi różnicę. Niestety, robi ją w meczach z coraz słabszymi rywalami.

Analiza meczuAnaliza meczu Screen z TV

Lewandowski chwilę po minięciu dwóch rywali. Przekłada się to przewagę sytuacyjną i sytuację 2 na 2 przed bramką.  Podnosi przy tym głowę, żeby widzieć, gdzie są partnerzy i idealnie wystawia piłkę Frankowskiemu.

Już tu byliśmy

Z jednej strony można powiedzieć, że Jerzy Brzęczek ciągle szuka pomysłu na reprezentację. Z drugiej - w drugim kolejnym meczu mamy bardzo podobny wyjściowy pomysł na grę, który w drugiej połowie jest z konieczności zarzucany i następuje powrót do, wyglądającej nieco lepiej, klasyki. Zieliński ustawiany na boku w kadrze nie błyszczy, bo gra bliżej linii ogranicza jego pole manewru przy rozegraniu, a partnerzy nie zapewniają mu opcji rozegrania na flance.  Na środku są z kolei ustawiani zawodnicy mniej kreatywni, którzy nawet gdy te opcje podania będą mieć, nie wykorzystają ich. Gdy Zieliński wraca do środka pola, gra wygląda nieco lepiej, przynajmniej na tle przeciętnych póki co rywali. Końcem końców jednak i tak powodzenie w meczu w dużej części zależy od Lewandowskiego. Można tylko odetchnąć, że akurat jego epidemia grypy w kadrze ominęła.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.