Austria - Polska. Polacy mogliby nauczyć się bardzo dużo. Przede wszystkim takiego kompletnego minimum

Kibice mogą spokojnie zapomnieć o tym spotkaniu, ale trener Jerzy Brzęczek zdecydowanie nie powinien tego robić. Chyba że żyjemy od meczu do meczu, a głównym pomysłem na reprezentację Polski są gra po linii najmniejszego oporu i bazowanie na szczęściu.
Zobacz wideo

Fundamentalne pytanie

Krzysztof Piątek ma magiczną moc. Niekoniecznie z tego powodu, że strzelił gola zaledwie dziesięć minut po wejściu na boisku. Nie umniejszając napastnikowi, nie chodzi również ani o sposób, w jaki odnalazł się w polu karnym przeciwnika, ani o zmysł snajperski. Najważniejsza jest ta jedna jedyna bramka w meczu, która całkowicie zmieniła postrzeganie starcia w głowach wielu osób. Wygraliśmy, są trzy punkty, zamykamy temat i nic innego się nie liczy. A już na pewno nie ma znaczenia styl.

Tylko że na Austrii przygoda Polaków w Europie się nie kończy. Można mówić, że podopieczni trenera Brzęczka najgorsze mają już za sobą, bo przecież Łotwa i Macedonia Północna nie stanowią większego zagrożenia. I chociaż brzmi to tak strasznie banalnie, to wypada jeszcze podkreślić, że Piątek nie wpakował piłki do siatki po przemyślanej, skrupulatnie zaplanowanej akcji, których było wiele w tym spotkaniu. Rzut rożny, świetne zachowanie Kędziory i jeszcze lepszy instynkt napastnika - nie "tylko", a "aż" tyle, biorąc pod uwagę, że było to najlepsze, co spotkało Polaków w tym meczu.

Warto przede wszystkim postawić pytanie, jaki był pomysł na grę reprezentacji Polski? Biało-czerwoni przez przeważającą część starcia byli ustawieni bardzo głęboko na własnej połowie. I tak naprawdę trudno powiedzieć, że nastawili się na kontrataki. Niezależnie od tego, czy trzeba było odebrać piłkę przeciwnikowi, żeby rozegrać, czy od razu zagrać do przodu, zawodziło to samo: reakcja.

Bierna akceptacja

Bardzo istotny był sam początek meczu, kilkanaście sekund po gwizdku sędziego, kiedy Austriacy nałożyli pressing po raz pierwszy. Bynajmniej nie ostatni. To oni chcieli być stroną wiodącą i narzucić swoje warunki gry. Jednocześnie Polacy nie zamierzali wyprowadzać ich z błędu.

Austria - Polska 0:1Austria - Polska 0:1 Screen

Glik musiał wybijać piłkę daleko przed siebie już w pierwszej minucie konfrontacji. Nie był to jednorazowy problem. Za każdym razem, kiedy przeciwnik naciskał, biało-czerwoni nawet nie próbowali utrzymać się przy piłce - albo w popłochu ją wybijali, albo wycofywali do niżej ustawionego obrońcy, albo bezpośrednio do bramkarza. Zamiast pewności siebie, od samego początku była gra "na alibi".

Wraz z upływem czasu, wcale nie przekształciło się to w konkrety. Polacy pozwalali rywalowi na pressing, rozegranie na swojej połowie i tak naprawdę nie stała za tym większa ideologia - po prostu oczekiwali, że piłka magicznie, bez ruchu do podania, znajdzie się w zasięgu ich nóg.

Austria - Polska 0:1Austria - Polska 0:1 Screen

Pomysł na grę Austriaków nie był stuprocentowo dopracowany i szalenie skomplikowany, ale przynajmniej wiedzieli (przynajmniej w zamyśle, bo wielokrotnie zawodziła jakość podań, pojawiały się problemy techniczne), co chcą zrobić z piłką. Czyli: gdzie ją przetransportować, w jaki sposób i czego do tego potrzebują. Na powyższej grafice widać, jak Wober przesuwa się z linii obrony w okolice koła środkowego (przez cały czas nie jest atakowany), czekając aż do podania pokaże mu się Arnautović. Co ciekawe, zawodnik ostatecznie nie był w stanie odwrócić się z piłką, ponieważ był wypychany, a i tak inicjatywa pozostała po stronie gospodarzy. Baumgartlinger przeniósł ciężar gry na przeciwległą flankę.

To i tak był jeden z trudniejszych schematów rozegrania, które starali się realizować Austriacy. Zwykle po przesunięciu się defensora do środka pola, piłka była transportowana w kierunku Alaby (miał zaskakująco sporo miejsca, obrona biało-czerwonych ustawiała się dość wąsko).

Piłka nożna stojąca

Tak naprawdę Polacy mogliby się bardzo dużo nauczyć z samej obserwacji. Przede wszystkim takiego kompletnego minimum, jakim jest sprawna reakcja. Gospodarze pokazywali się do podania, w odpowiednim momencie wyskakiwali przed przeciwnika i wreszcie - ich gra nie była "rwana", miała jakiś rytm. Budowali atak po raz kolejny, gdy sprawy nie układały się po ich myśli. Niezależnie czy chodziło o stratę, czy źle opanowali piłkę - odbudowywali ustawienie, regulowali tempo, utrzymywali inicjatywę. Nie było wybijania na oślep (chyba że któryś z graczy źle przyjął).

Tymczasem środek pola biało-czerwonych reagował dopiero wtedy, kiedy podanie było już "w toku". Nie było żadnego przewidywania działań Austriaków.

Austria - Polska 0:1Austria - Polska 0:1 Screnn

Ta całkowita bierność jest swego rodzaju fenomenem, bo Polacy mieli warunki, żeby zdusić w zarodku ataki przeciwnika. Żeby jednak do tego doszło, nie wystarczy stać blisko siebie, a jeszcze zsynchronizować swoje działania. Trudno było stwierdzić, jakie funkcje w centralnej strefie realizuje duet Klich-Krychowiak. Ani nie było to rozegranie "od tyłu", ani tym bardziej koordynacja akcji ofensywnych. Na powyższej grafice widać moment podania do Alaby – chwilę po tym, jak duet Arnautović-Sabitzer uporał się z kryciem rywala.

Glik oderwał się z linii obrony, przez co jej obszar działania został zawężony (Kędziora zszedł z flanki; wolna przestrzeń dla Alaby). Stoper zrobił to jednak na tyle późno, że nie miał szans na powstrzymanie Austriaka. W tym samym czasie Klich i Krychowiak sprawiali wrażenie, jakby nie do końca wiedzieli, czy po prostu mają wracać w pole karne, czy skupić się na którymś przeciwniku (na podjęcie decyzji też było już zbyt późno).

Austria - Polska 0:1Austria - Polska 0:1 Screnn

Powyższa grafika również pokazuje, jak głęboko na własnej połowie byli ustawieni Polacy i jak niewiele miało to sensu. Znów nie podejmowana jest próba odbioru, zawężenia pola gry. Lazaro spokojnie balansuje między liniami, starając się swoim ruchem wybić biało-czerwonych z rytmu. Tymczasem Lainer nie narzuca tempa i jego drużyna utrzymuje się przy piłce - liczy się konsekwenta realizacja planu, a nie rwana gra.

Austria - Polska 0:1Austria - Polska 0:1 Screen

Przesuwanie się coraz bliżej własnego pola karnego, wiązało się również z dość niepokojącym nawykiem. Linia obrony miała tendencję do schodzenia bardzo głęboko, w okolice 11. metra, podczas gdy brakowało asekuracji ze strony drugiej linii (na powyższej grafice widać, jak Lazaro oddaje strzał). To również wiąże się z nieskoordynowanymi działaniami - nagle ustawienie Polaków się rozjeżdżało.

Jedna jaskółka

Chociaż w teorii odległości w obrębie zespołu pozwalałyby na sprawny odbiór bez szczególnego podkręcania obrotów, podopieczni trenera Brzęczka koncentrowali się na przesuwaniu z jednego sektora do kolejnego. Tylko że ten ruch tak naprawdę nic nie zmieniał, bo przeciwnik i tak bez większych trudności poruszał się między polskimi zawodnikami, wypracowując sobie pozycje do przyjęcia, oddania strzału itd. Sprawa wyglądała całkiem podobnie, kiedy inicjatywa była po stronie biało-czerwonych.

Austria - Polska 0:1Austria - Polska 0:1 Screen

Odległości są większe, Polacy są bardziej rozrzuceni po boisku, a reakcja pozostaje taka sama. Klich ma czas i miejsce, żeby spokojnie wprowadzić piłkę do gry, ale żaden z kolegów nie wychodzi do podania, więc on również nie bierze na siebie ciężaru rozegrania. I mamy błędne koło. Bardzo często takie próby kończyły się dalekim zagraniem w kierunku ofensywy.

Kontrataki także nie napawają przesadnym optymizmem, bo chociaż Grosicki kilkakrotnie szarpnął flanką, to jego "zrywy" równie dobrze można zestawić z sytuacjami, gdy albo zmarnował dośrodkowanie, albo podążył za nim jeden-dwóch kolegów z ekipy, albo jeszcze ewentualnie sam skrzydłowy nagle zwalniał i robił kółeczko, zamiast grać do przodu (jak np. w 72. minucie, kiedy świetnie na pozycję na przeciwległej flance wyszedł Frankowski).

Powyższe kłopoty nie zdarzały się od przypadku do przypadku. Właściwie trudno wskazać dłuższy fragment, kiedy faktycznie można było powiedzieć, że dana akcja została przeprowadzona według planu, od "A" do "Z". Jedna jaskółka wiosny nie czyni i tak naprawdę szkoda by było biernie przyjąć to zwycięstwo takim, jakie jest, tłumacząc je żelaznym argumentem: "wygrana to wygrana". Przed reprezentacją Polski jeszcze długa droga. Najważniejsze, żeby nie zakończyć jej na grze po linii najmniejszego oporu.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.