Już nie musimy się martwić o duet napastników? Para Lewandowski - Piątek zdała egzamin

- Zagrał wielki mecz - mówił Zbigniew Boniek. Spotkanie z Austrią nie przyniósł przełamania Roberta Lewandowskiego, ale pokazało, że może grać w duecie z Krzysztofem Piątkiem. To w kontekście przyszłości może okazać się o wiele ważniejsze.
Zobacz wideo

Gdy Piątek wszedł na boisko, Lewandowski zrobił mu miejsce na środku ataku, a sam zaczął grać za jego plecami. Austriaccy obrońcy byli nieco zdezorientowani – wychodzić za Lewandowskim czy zostawić go defensywnym pomocnikom? Tego problemu nie rozwiązali do końca meczu, dzięki czemu napastnik Bayernu miał więcej przestrzeni do gry i świetnie ją wykorzystywał.

- A mówili, że mamy nadmiar napastników – zaczął pomeczową rozmowę z Lewandowskim Roman Kołtoń. – No, ja dzisiaj jako „dziesiątka” – śmiał się kapitan polskiej reprezentacji.

Duet Lewandowski-Piątek zdał egzamin

Zaczął mecz w duecie z Arkadiuszem Milikiem, który był z nim bardziej zgrany, miał mieć nieco inny styl gry niż Piątek i mniej wchodzić Lewandowskiemu w paradę. Byli ustawieni w linii, niemal równolegle, jednak Lewy częściej uciekał do boku i tam współpracował z Piotrem Zielińskim, a Milik zostawał na środku zupełnie sam. Był niewykorzystywany, pomijany, niewiele dawał drużynie w pressingu, a gdy już otrzymywał piłkę, to wydawał się nerwowy. Po meczu selekcjoner wyjaśnił, że wcześniej miał gorączkę i przez to radził sobie nieco słabiej. Współpraca między naszymi napastnikami właściwie nie istniała, więc po przerwie Milik na boisku już się nie pojawił.

Gdy w 60. minucie kontuzjowanego Zielińskiego zmienił Piątek, gra Polaków uległa zmianie. Pomysł wydawał się klarowniejszy. Napastnicy ustawili się pionowo – Lewandowski nieco się cofnął i zabrał za rozgrywanie. Wychodziło to bardzo dobrze: częściej piłkę dostawali skrzydłowi, udawało się dłużej utrzymać piłkę w środku pola, bo kapitan Polaków świetnie „grał pod faul” i zastawiał piłkę przed obrońcami Austrii.

Krzysztof Piątek przed meczem mówił o zaletach gry u boku Lewandowskiego. Zwracał uwagę na to, że kapitan ma taką renomę na świecie, że obrońcy koncentrują się na nim, przez co on grając obok ma więcej miejsca. Jeżeli Jerzy Brzęczek zdecyduje się w kolejnych meczach grać duetem Lewandowski-Piątek, a po meczu mówił w Polsacie Sport, że to możliwe, to może dojść do sytuacji, w której rywale będą mieli naprawdę wielki dylemat na kim się skoncentrować. Bo piłkarz Milanu zagrał w trzech meczach reprezentacji i strzelił dwa gole, a o jego wyczynach w Serie A słyszeli już wszyscy. Uwagę będzie trzeba podzielić, ponieważ ryzyko koncentrowania się głównie na Lewandowskim przestanie się opłacać. Skorzysta na tym przede wszystkim sam Lewandowski, który w meczu kadry nie zdobył bramki od czerwcowego meczu z Litwą. - Mnie też łatwiej się gra, jak mamy inne opcje z przodu. Dobrze współpracowało mi się z Krzysztofem, przy doszlifowaniu kilku elementów może to wyglądać bardzo dobrze i przynieść wiele pożytku w przyszłości – mówił po meczu w Polsacie Sport.

Jak może wyglądać ich współpraca najlepiej pokazała akcja z 75. minuty, gdy kapitan Polaków nie szukał za wszelką cenę strzału na bramkę Austriaków, a podał do wbiegającego w pole karne Piątka. Aż dziw bierze, że on tej sytuacji nie wykorzystał. Uderzył kilka centymetrów obok słupka i zapewnił emocje w końcówce meczu.

Lewandowski żadnej pracy się nie boi

I szkoda, że Lewandowski tej asysty nie ma, bo byłaby idealnym zwieńczeniem jego dobrego występu. Grą w tym meczu i ciężką pracą na pewno na nią zapracował.
– Dobro drużyny jest na pierwszym miejscu, dlatego zbierałem drugie piłki, podawałem, utrzymywałem piłkę. Pewnie, że chcę zdobywać bramki, ale dzisiaj nawet nie miałem ku temu okazji. Arek strzelił ostatnio, Krzysiek dzisiaj, więc teraz czas na mnie – tłumaczył uśmiechnięty w rozmowie z Romanem Kołtoniem.

Przydawał się również w defensywie. Kilka razy wybijał piłkę z naszego pola karnego inicjując kontratak, pierwszy ruszał do pressingu i stoczył niezliczoną ilość pojedynków z austriackimi obrońcami. Można tylko zgadywać, kto wyszedł z nich bardziej poobijany. Lewandowski imponował swoim doświadczeniem i techniką. Choćby w akcji z Zielińskim, gdy najpierw przyjął piłkę piętą, a później idealnie zagrał ją w wolną strefę wykonując tzw. „no look pass”.

Lewandowski był w czwartek przede wszystkim napastnikiem pracującym. Na gole przyjdzie czas. Oby już w niedzielę, w spotkaniu z Łotwą. To wszystkim dostarczy nieco spokoju.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.