Wojciech Szczęsny: Nie.
Tak, na pewno. Po raz pierwszy od dłuższego czasu udało się nam zachować czyste konto.
My też mieliśmy kilka okazji. Na szczęście w piłce nożnej liczą się sytuacje wykorzystane, a nie niewykorzystane. Za nami ciężkie zwycięstwo z dobrym zespołem, który szczególnie na początku meczu zagrał wysokim pressingiem z którym nie umieliśmy sobie poradzić. Druga połowa była lepsza, nieźle to funkcjonowało, choć nie była to najładniejsza piłka na świecie.
Porównywalny. Dobra drużyna, która ma kilka indywidualności. Do końca będą liczyli się w walce o awans. My natomiast musimy teraz potwierdzić naszą formę w spotkaniu z Łotwą. Gdyby udało nam się zdobyć sześć punktów w dwóch meczach, to stalibyśmy w pozycji w której nie musielibyśmy martwić się postawą naszych rywali. A to powinno zapewnić awans.
Nie widziałem wielu problemów. W przerwie musieliśmy po prostu zmienić system gry i po przerwie wszystko wyglądało lepiej. Umiejętność zmiany to też wyznacznik klasy drużyny.
Nie zdążyłem. Krzyknąłem tylko do Bartka Bereszyńskiego „góra”, czyli, żeby skoczył do główki, a on zrozumiał, że mówię „moja”. W tej sytuacji faktycznie mieliśmy szczęście. W pozostałych okazjach Austriaków, na przykład przy strzałach z dystansu, mieliśmy kontrolę.
Najważniejsze, że strzela w meczach. Dziś zdobył bramkę w momencie w którym bardzo tego potrzebowaliśmy. Z jego trafienia trzeba się więc cieszyć i korzystać z tego, że mu "żre"…
Wyobrażam sobie wiele scenariuszy. Krzysiek daje bramki, a bramki dają zwycięstwa. I trzeba z tego korzystać.