Jacek Bąk: Koledzy dzwonili i pytali. Powiedziałem, że powinni się bać, bo nasza drużyna jest w dobrej formie. Praktycznie wszyscy kadrowicze grają w swoich klubach. Naprawdę można się cieszyć. Mamy mocną reprezentację.
- Chodzi o to, że Jurek jeszcze żadnego meczu nie wygrał?
- E tam, do siedmiu razy sztuka, ha, ha.
- Tak, na pewno nie będzie łatwo. Ale kurczę no, Austria to nie jest Brazylia. Ja się naprawdę nie obawiam tego meczu. Wszyscy nasi zawodnicy regularnie grają w swoich klubach, niech tylko trener odpowiednio wszystko poustawia i będzie dobrze.
- Bez przesady. Można grać trzema napastnikami, ale nie teraz, to nie jest czas na takie eksperymenty. Powinniśmy wyjść dwójką napastników. Na pewno z Lewandowskim. I do niego albo z Milikiem, albo z Piątkiem. Nie powinniśmy grać samym Lewandowskim z przodu i z Zielińskim jako podpórką. To by było trochę mało. Nie mierzymy się z Brazylią, Argentyną czy Francją. Austriacy na pewno będą dużo biegali, będą się trzymali swoich schematów, które zdążyli wypracować, bo trochę już ich Foda prowadzi, ale oni nie mają takiego potencjału jak my. Naszym problemem było to, że wielu ważnych zawodników grało mało w klubach. Teraz tego problemu nie ma. A jak zawodnik jest wybiegany, jak co tydzień gra 90 minut albo nawet dwa razy w tygodniu, to jest w formie.
- Kuba na pewno wyjdzie na boisko i będzie chciał grać jak w wielu wcześniejszych latach w kadrze. Wiadomo, że Kuba ma już swoje lata, ale w lidze polskiej strzelił kilka bramek i kilka dograł [wystąpił w sześciu meczach, zdobył trzy gole i zaliczył dwie asysty], więc Austriacy na pewno muszą się go obawiać. Powiem krótko: Austria nie jest wielkim przeciwnikiem. Jak Polacy dadzą z siebie naprawdę dużo, czyli wybiegają mecz, powalczą, jak każdy dołoży swoją cegiełkę, pokaże swój talent, to na pewno ten mecz wygramy.
- Tak, oni rzeczywiście są najlepsi, najgroźniejsi. Na nich trzeba będzie uważać. Ale u nas jest Lewandowski, jest Krychowiak, Zieliński, Glik, Bednarek. Nie możemy się obawiać Alaby i Arnautoivicia. Do cholery jasnej, my gramy w bardzo dobrych zespołach, zarabiamy ogromne pieniądze, jeździmy bentleyami, maybachami, i co, mamy się każdego obawiać? Bez jaj. Popatrzmy już nawet tylko na Lewandowskiego. Jest królem strzelców Bundesligi, jej największą gwiazdą, zarabia tam największe pieniądze.
- Oczywiście, że są wpatrzeni w Roberta. I niech się na niego ciągle patrzą w trakcie meczu, niech wybałuszają oczy, niech go kryją, a inni niech strzelają.
- Nie, to koledzy z Wiednia. Na przykład wspólny znajomy mój i Aleksandara Dragovicia, wspólny znajomy mój i Davida Alaby. Dzwonił też ochroniarz pracujący w Austrii Wiedeń, dałem mu numer do Sebastiana Mili. Jemu powiedziałem, żeby Dragovicia i Alabę pozdrowił, żeby przekazał, że będę ich oglądał. I żeby nie wariowali, ha, ha. Obaj byli bardzo młodymi zawodnikami, kiedy się poznaliśmy w Austrii Wiedeń, a ja już powoli kończyłem przygodę z piłką. Dragović to taki można powiedzieć mój wychowanek. Miał 18 lat, kiedy graliśmy razem. Pytał jak się zachować, jak się ustawić. A Alaba był ze mną, z Austrią, na obozie w Marbelli. Od razu wiedziałem, że osiągnie sukces, chociaż szczerze mówiąc nie sądziłem, że się aż tak rozwinie. Ale już jako 16-latek był przebojowy, dużo biegał, dużo widział, pamiętam jak sobie pomyślałem „O kurde, z niego będzie dobry piłkarz”.
- Nie wiem czy liga austriacka jest aż taka bogatsza. Poziom na pewno ma wyższy, dopiero co Red Bull Salzburg jak równy z równym walczył z Napoli o ćwierćfinał Ligi Europy, a naszych klubów zupełnie nie ma w pucharach. Moim zdaniem największa różnica jest taka, że Austriacy do swojej ligi ściągają lepszych zawodników, nie biorą takiego szrotu, jak my. U nas jest taki szrot, że na to się nie da patrzeć. Po cholerę my sprowadzamy takich ludzi? Nie lepiej byłoby postawić na Polaków, wychować sobie swoich zawodników? Przecież wielu sprowadzonych ludzi gra gorzej od naszych chłopaków. Bierzmy zawodników z zachodu, pewnie, ale takich z klasą. Róbmy transfery jakim było na przykład sprowadzenie do Legii Danijela Ljuboi. Niech nasi piłkarze powiedzą „o kurde, ten zawodnik jest naprawdę dobry”, niech się mogą czegoś nauczyć. Trzeba też kształcić trenerów, wysyłać na różne kursy, na staże do zagranicznych klubów. Bez tego rozwoju nie będzie.
- Oczywiście, że tylko zwycięstwo. I to nie jedno, ale dwa. Bo myślę już też o meczu z Łotwą. Powinniśmy zdobyć sześć punktów. Cztery punkty oznaczałyby niedosyt, a trzy to by był po prostu słaby wynik. Trzeba w grupie od początku zaznaczyć swoją dominację, pewnie w niej prowadzić. Nie wierzę, że może być źle. W czwartkowy wieczór będę wygodnie siedział przed telewizorem i zupełnie się nie będę spinał.