Austria - Polska. Krzysztof Piątek: Nie wyobrażam sobie, że Robert Lewandowski usiądzie na ławce [ROZMOWA]

- Wszyscy jesteśmy w formie, strzelamy w klubach i do trenera należy decyzja, jak to wykorzysta. Ale nie wyobrażam sobie, że Robert Lewandowski usiądzie na ławce - mówi Krzysztof Piątek, napastnik reprezentacji Polski.
Zobacz wideo

Bartłomiej Kubiak: Pierwsza jedenastka reprezentacji to marzenie, czy realny cel?

Krzysztof Piątek: Gram regularnie w klubie, przyjechałem na zgrupowanie w dobrej formie. Decyzja należy do trenera. Uszanuję każdą, ale przyjechałem grać.

Widzisz ustawienie, w którym w jedenastce mieszczą się Lewandowski, Milik i Piątek?

- We wtorek mamy pierwszy normalny trening. W poniedziałek dopiero się zjeżdżaliśmy, odbyliśmy tylko zajęcia regeneracyjne. W piłce wszystko jest realne. Takie ustawienie mogłoby wyjść reprezentacji na dobre, ale i wpłynąć na nią źle. A to ona jest w tym wszystkim najważniejsza.

Naród domaga się w kadrze trzech napastników. Gdyby selekcjoner zdecydował się na taki ruch, musiałby pewnie kogoś z was przesunąć na skrzydło. Jak ty się na to zaopatrujesz?

- Tak, że to nie jest moja pozycja. W życiu zagrałem dwa mecze na skrzydle. Nie wiem, jak selekcjoner zestawi skład, ale gdyby zdecydował się na nas trzech, to i tak pewnie byłaby duża rotacja. To znaczy: żaden z nas kurczowo nie trzymałby się skrzydła, tylko w trakcie meczu dużo biegał i wymieniał pozycjami.

Trudno będzie się pogodzić z rolą rezerwowego? Tomasz Hajto mówi, że napastnik, który zostanie odesłany na ławkę, będzie obrażony.

- Ja nie będę. Wiadomo, że każdy, kto jest w formie, przyjeżdża po to, by grać. Nasi napastnicy nie występują w słabych klubach. Sportowa złość będzie w każdym, ale powtarzam: najważniejsze jest dobro drużyny.

Sportowa złość, czyli?

- Czyli jeśli usiądę na ławce, nie będę chodził i się frustrował, tylko uszanuję tę decyzję. Ale gdzieś w środku ta złość będzie, bo czuję się na siłach, by grać.

Czym innym jest zacząć w rezerwie jeden mecz, czym innym przesiedzieć na ławce całą wiosnę. A za rywala masz wielokrotnego króla strzelców Bundesligi.

- Arek Milik też jest formie, a Robert wiadomo - światowy top. Konkurencja jest bardzo duża. Dlatego może podchodzę do tego wszystkiego inaczej. Wiem, że mogę nie zagrać w jakimś meczu.

Jeszcze kilka lat temu piłkarz, za którego Milan zapłacił 35 mln euro, znajdujący się w czołówce klasyfikacji strzelców Serie A, byłby największą gwiazdą reprezentacji. Jesteś pechowcem?

- Doczekaliśmy czasów, w których mamy topowych napastników. Nawet jeśli będę rezerwowym, dam z siebie wszystko na treningu. A potem - jeśli trener da mi szansę - w trakcie meczu.

W wyrównanej grupie z Austrią, Macedonią Północną, Słowenią, Izraelem i Łotwą będą mecze dla wszystkich napastników. Już w niedzielę gracie z teoretycznie najsłabszą Łotwą.

- Wydaje mi się, że trener może podzielić siły zawodników na dwa mecze. I każdy dostanie czas na boisku.

To twoje czwarte zgrupowanie u trenera Brzęczka. Jakbyś porównał je do pierwszego?

- Na pierwszym trochę się stresowałem - poznawałem kolegów i reprezentację, wszystko było dla mnie nowe. Zostałem jednak bardzo dobrze przyjęty. Czuję się częścią tej drużyny.

Utrzymujesz kontakt z Milikiem i Lewandowskim?

- Tak. Kiedy Robert został najskuteczniejszym obcokrajowcem w historii Bundesligi, wysłałem mu esemesa. On wcześniej gratulował mi transferu do Milanu. Z Arkiem z kolei porozumiewamy się na WhatsAppie. Rywalizujemy, ale szanujemy się i kolegujemy.

Potrafisz wyjaśnić to, że reprezentacja - mając takich piłkarzy - od pół roku nie wygrała meczu?

- Nie mam pojęcia. Nie jestem na tyle doświadczonym zawodnikiem, by odpowiedzieć na to pytanie. Mamy nową reprezentację, sztab, zawodników. Potrzebowaliśmy czasu, ale na eliminacje będziemy gotowi.

Czy oglądając mundial, zastanawiałeś się, co by było, gdybyś tam był? Trener Adam Nawałka zabrał cię na zgrupowania, ale skreślił tuż przed wyjazdem do Rosji.

- Rok temu grałem w Cracovii. To nie był nawet top w Polsce. Zdawałem sobie sprawę, że mogę się nie zmieścić w kadrze na mistrzostwa. Może dzięki temu jestem dziś w miejscu, w jakim jestem?

W czym jesteś lepszym napastnikiem niż rok temu?

- Poprawiłem się taktycznie, fizycznie i technicznie. Jest tego bardzo dużo. Ale do Włoch wyjechałem gotowy. Miałem w Polsce dobrych trenerów, którzy prowadzili zajęcia na najwyższym poziomie.

Zaskoczyłeś sam siebie?

- Tak.

Czym?

- Tym, że pół roku po wyjeździe z Polski przechodzę do Milanu i nie czuję przeskoku. Jestem na tym samym poziomie, nawet niektórych przerastam na treningach. To nadzieja dla młodych zawodników ekstraklasy, że mogą wyjechać i grać.

Czyli grając w ekstraklasie, można zbudować pewność siebie?

- Można.

A skąd ona się u ciebie w ogóle wzięła?

- A nie wiem, jakoś tak przyszła naturalnie. W Genoi przepracowałem solidnie okres przygotowawczy, mocno trenowałem też wcześniej, jak już wiedziałem, że przechodzę do Włoch. Pojechałem tam naprawdę dobrze przygotowany. Na zajęciach od razu pokazywałem się z dobrej strony, strzelałem gole w sparingach, więc ta pewność siebie też rosła automatycznie.

Szybko nauczyłeś się języka włoskiego?

- Nie komunikuję się jeszcze tak dobrze, jakbym chciał. To znaczy: dużo rozumiem, cały czas staram się używać nowych słów, ale bariera jeszcze jest. Trochę się boję, by nie popełniać błędów, ale staram się, rozmawiam. I z trenerem, i z kolegami z drużyny komunikuję się po włosku.

Zacząłeś podbijanie Zachodu efektowniej od Lewandowskiego. Wyobrażasz sobie, że tak jak on będziesz w przyszłości wielokrotnym królem strzelców wielkiej ligi?

- Walczę o koronę króla strzelców w tym sezonie, ale choć to nie jest mój cel, to wiadomo, że chce strzelać. No i wyobrażam sobie, że będę strzelać. I w tym sezonie, i w następnych.

Czego zazdrościsz Lewandowskiemu, co byś wyjął z jego gry?

- Wszystko.

Wszystko?

- Robert jest niesamowity. To świetny napastnik - po prostu kompletny - jeden z trzech najlepszych na świecie. Super gra tyłem do bramki, jest silny, a do tego ma fenomenalne wykończenie.

Jeśli mielibyście grać razem, widzisz siebie za plecami czy obok Lewandowskiego?

- To zależy od meczu i od przeciwnika. Napastnik z reguły widzi, ale często też wcześniej wie, który ze środkowych obrońców rywali jest słabszy. I wtedy, jeśli grasz dwójką napastników, zawsze starasz się wymieniać - rotować - żeby ten ruch z przodu był większy.

Grając u boku Lewandowskiego, drugiemu napastnikowi jest łatwiej?

- Na pewno, bo obrona zawsze wtedy skupia się na tym lepszym, bardziej doświadczonym zawodniku. I siłą rzeczy ten drugi ma więcej przestrzeni na boisku.

Lewandowski dawał ci jakieś w rady w czasie poprzednich zgrupowań kadry?

- Rozmawialiśmy, ale raczej o Bundeslidze, o Bayernie - tak ogólnie o piłce. Wskazówek raczej nie było, ale każdy widzi, jakim zawodnikiem jest Robert. Jego doświadczenie, profesjonalizm. Każdy młody piłkarz powinien go podpatrywać, może od Roberta się wiele nauczyć.

Uważasz się za podobny typ napastnika do Lewandowskiego?

- Mamy sporo wspólnych cech charakteru, na boisku też zachowujemy się podobnie. Zresztą ja Roberta obserwuję od dawna, więc to pewnie też ma na wpływ na to, że nieco się do niego upodabniam.

Sprawdzasz, będąc w klubie, ile goli strzelił Lewandowski?

- Gdybym sprawdzał, tobym chyba popadł w depresję, bo Lewy strzela gola co tydzień. Ale tak poważnie, cieszę się, że Robert i Arek Milik są formie. Bo to też napędza. Na końcu, wiadomo, liczy się przede wszystkim dobro drużyny, ale taka naturalna rywalizacja też jest potrzebna. Zawsze pomaga.

Czujesz, że w hierarchii selekcjonera jesteś teraz wyżej niż Milik?

- Nie, bo w ogóle nie rozpatruję tego w tych kategoriach. Wszyscy jesteśmy w formie, strzelamy w swoich klubach i do trenera należy decyzja, jak to wykorzysta.

Co sobie myślisz, kiedy bywasz stawiany na równi z Lewandowskim albo czasem nawet wyżej niego?

- Nic, bo nie postrzegam tego w ten sposób. To znaczy: nie wyobrażam sobie, że Robert usiądzie na ławce. Poza tym nie oszukujmy się: wiele mi do niego brakuje. Wiem, że mogę osiągnąć ten sam poziom, ale potrzeba jeszcze dużo pracy.

Celem na mecz z Austrią jest wygrana?

- Jedziemy po trzy punkty, ale celem jest przede wszystkim awans. Mnie osobiście nie robi różnicy czy skończymy grupę na pierwszym, czy na drugim miejscu. Najważniejsze, żebyśmy zagrali na Euro.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.