Portugalia - Polska. Tu narodziła się kadra Jerzego Brzęczka? Reprezentacja w końcu zagrała na miarę możliwości

Przed meczem z Portugalią za Polską nie przemawiało nic. W trakcie spotkania okazało się jednak, że piłkarze Jerzego Brzęczka mają całkiem sporo argumentów. W Guimaraes nie udało się wygrać, ale remis 1:1 i tak cieszy. Polacy odzyskali wiarę we własne możliwości, strzelecką niemoc przełamał Arkadiusz Milik, a kadra wywalczyła sobie pierwszy koszyk.

A qui nasceu Portugal, czyli „Tu narodziła się Portugalia” – taki napis ujrzeli spacerujący po rynku w Guimaraes polscy kibice. W pierwszej stolicy Portugalii, mieście króla Alfonsa I Zdobywcy, którego imię nosi tutejszy stadion, być może narodziła się także reprezentacja Polski. We wtorek podopieczni Jerzego Brzęczka mieli okazję, aby po 90 minutach zostawić za sobą to, co zdarzyło się przez ostatnie trzy miesiące. I z szansy skorzystali. Remis zdobyty w strugach deszczu jest wart więcej niż najwyższe nawet zwycięstwa z Irlandią i Czechami.

Wszystko dlatego, że punkt zdobyty tuż przed losowaniem grup eliminacji mistrzostw Europy daje Polakom utrzymanie się w pierwszym koszyku. Dzięki temu reprezentacja drogę ku Euro 2020 rozpocznie z uprzywilejowanej pozycji. A to nie wszystko, co przywiezie z Portugalii.

Do sześciu razy sztuka? Niestety nie

Ani do trzech razy sztuka, ani do czterech, ani do sześciu. Żadne prawidło nie jest w tej chwili po stronie drużyny Jerzego Brzęczka, która nie potrafiła wygrać w szóstym kolejnym meczu. W szóstym spotkaniu straciliśmy także bramkę. Bilans nowego selekcjonera jest więc ubogi: trzy porażki, trzy remisy, pięć zdobytych goli i osiem straconych. W oczy kłuła też nijaka gra. Dopiero w Guimaraes zobaczyliśmy coś innego: Polaków zdeterminowanych, walecznych, pewnych siebie, z zębem. Docenili to kibice, których do najstarszego miasta w Portugalii wybrało się ponad tysiąc. Przed meczem spacerując wąskimi uliczkami wokół placu Largo da Republica do Brasil na każdym kroku można było natknąć się wiszące w oknach biało-czerwone flagi. Na Estadio D. Afonso Henriques zasiadło też dwadzieścia siedem tysięcy miejscowych, którzy oczekiwali łatwej przeprawy i potwierdzenia dominacji Portugalii w grupie 3 pierwszej dywizji Ligi Narodów. Zamiast tego gospodarze łapali się za głowy po tym, jak Polacy nie wykorzystywali okazji. Gdyby nie brak skuteczności, zostalibyśmy jedyną drużyną w grupie, która ograła Portugalczyków. Zamiast tego mieliśmy remis 1:1.

To w Guimaraes – a także na Estadio Dragao w Porto – zostanie rozegrany Final Four Ligi Narodów (poza Portugalią zagrają w nim Anglia, Szwajcaria i Holandia). Polska w nim nie wystąpi. Z dwoma punktami i ostatnim miejscem w grupie 3 spadamy do drugiej dywizji.

Partyzanckie warunki Brzęczka

Brzęczek przez trzy miesiące działał w warunkach partyzanckich. Tylko na zgrupowanie do Sopotu nie przylecieli: Kamil Glik, Maciej Rybus, Arkadiusz Reca i Taras Romanczuk, a w niedzielę opuścili je Robert Lewandowski, który narzekał na problemy z lewym kolanem, a także Artur Jędrzejczyk (prawdopodobnie czeka go operacja stawu skokowego). W pełni zdrowy nie był także Damian Szymański, który ma kłopoty mięśniowe. W dużej mierze to wpłynęło na eksperymentalny skład jaki w Guimaraes wystawił Brzęczek. Na lewej stronie zagrał prawy obrońca Bartosz Bereszyński, na środku partnerem Jana Bednarka był Thiago Cionek, który niedawno w ogóle nie mieścił się w koncepcji selekcjonera, a w ataku pojawił się Arkadiusz Milik, napastnik, który w kadrze po raz ostatni trafił do siatki ponad rok temu.

We wtorek nie zawiedli szczególnie stoperzy, chociaż jeszcze w pierwszej połowie zobaczyli dwie żółte kartki. Mimo to grali konsekwentnie. Do przerwy Portugalczycy nie byli w stanie zbliżyć się do bramki Wojciecha Szczęsnego, a gdy decydowali się na strzały z dystansu, te były blokowane przez naszych piłkarzy. Dośrodkowanie po którym bramkę zdobył Andre Silva było jedyną sytuacją jaką w pierwszych 45 minutach stworzyli sobie gospodarze. Tym bardziej szkoda, że grzech gapiostwa przy kryciu napastnika Sevilli popełnił Mateusz Klich.

Gorzej od obrońców zaprezentowali się piłkarze ofensywni. Niewidoczny był Piotr Zieliński, który w kadrze po raz kolejny zapomniał o swoich magicznych umiejętnościach. Aktywny był za to Przemysław Frankowski, który w pierwszej części gry stanął nawet oko w oko z Beto. Bramki ostatecznie nie zdobył, nie zanotował także asysty, chociaż to on dogrywał do Arkadiusza Milika, gdy ten został faulowany w polu karnym przez Danilo Pereirę. Ambitnie, ale niezbyt efektownie, grał kapitan Kamil Grosicki, który rozkręca się jednak z meczu na mecz. Szkoda tylko, że ofensywny tercet przez większość spotkania był niewidoczny. Polacy włączali drugi bieg tylko na chwilę. Tak jak Milik, który nie stwarzał żadnego zagrożenia, a wyróżniał się przede wszystkim ślizganiem się po murawie. Gdy jednak nadeszła chwila próby, 24-latek wytrzymał. Najpierw wywalczył rzut karny, a później podszedł do jedenastki. I to dwa razy. Wyjątkowy był szczególnie drugi strzał, bo to właśnie to trafienie pozwoliło utrzymać się naszej reprezentacji w pierwszym koszyku tuż przed losowaniem eliminacji mistrzostw Europy. A Milik? Zdobył swoją pierwszą bramkę w kadrze od ponad roku.

Przed defensywą jeszcze dużo pracy

Co jest dziś największym problemem drużyny prowadzonej przez Brzęczka? Tych jest cała litania. W nie najlepszym stanie jest nasza defensywa na którą sposób znaleźli wszyscy nasi rywale. Brak Kamila Glika, olbrzymie trudności ze znalezieniem zdrowego i będącego w formie lewego obrońcy, zakończenie reprezentacyjnej kariery przez Łukasza Piszczka – to wszystko wpłynęło na blok obronny o którym trener powiedział niedawno, że jest formacją nad którą musi popracować najwięcej. Niewiele lepiej jest z naszym największym atutem, czyli grą skrzydłami. Kamil Grosicki wraca do dobrej dyspozycji, ale osamotniony może jedynie próbować samodzielnego ścigania się z rywalami. A gdyby nawet udało mu się przedrzeć pod pole karne rywali i dograć do któregoś z kolegów, to ani Robert Lewandowski, którego w Guimaraes nie zabrakło, ani Milik nie są dziś gwarantem strzelenia bramki. Skuteczność duetu, który zapewnił nam awans na Euro 2016, to dziś wielki znak zapytania.

Z Guimaraes wywozimy punkt i wielkie nadzieje

Sporo pracy czeka także pomoc, która w ostatnich meczach przypominała szwajcarski ser. Przeciwnicy często nie mieli problemów z pomijaniem tej formacji jednym podaniem. Nie jest tajemnicą, że Mateusz Klich nie jest piłkarzem mającym zacięcie do pracy w defensywie, a Grzegorzowi Krychowiakowi wciąż daleko do wielkiej formy. Najgorsze jest jednak to, że obaj nie mają zastępców, bo Karola Linettego na zgrupowaniu w ogóle nie było, a Jacek Góralski kadrze daje głównie ambicję. Inni? Może Szymon Żurowski, ale on we wtorek sto kilometrów od Guimaraes świętował z młodzieżówką zwycięstwo 3:1 i awans na Euro 2019.

W całym gąszczu problemów należy jednak dostrzec pozytywne sygnały. Gola Milika. Dobrą grę obrońców. Reakcję całej drużyny po bramce zdobytej z rzutu karnego, gdy wszyscy – od Łukasza Fabiańskiego i Krzysztofa Piątka po masażystów – stworzyli biało-czerwony krąg. Nikt nie ma wątpliwości, że kolejne trzy miesiące będą dla Brzęczka pełne stresu, ale może w marcu okaże się, że reprezentacja – podobnie jak Portugalia – narodziła się w Guimaraes.

Więcej o:
Copyright © Agora SA