Polska - Czechy. "Uzbierało się już sześć miesięcy jak ze złego snu"

Już nie tylko Robert Lewandowski nie strzela. Nie strzela nikt. Polska, którą dopiero w drugiej połowie łączyła piłka, przegrała z Czechami 0:1.

- Jesteśmy, powiedzmy, w lekkim kryzysie. Ale z niego wyjdziemy – rzucił prezes Zbigniew Boniek przed odjazdem ze stadionu. Robert Lewandowski przekonywał chwilę wcześniej, że coś się zaczyna poprawiać, np. ustawianie się. Jerzy Brzęczek – że reakcja na straconego gola była pocieszająca. Ale to się wszystko kompletnie rozjeżdża z powszechnym odbiorem tego meczu i całego krajobrazu kadry po czterech miesiącach pracy trenera Brzęczka. A jeśli do tego dodać nieudany mundial, to uzbierało się już sześć miesięcy jak ze złego snu. I trzeba tym bardziej docenić, ilu kibicom chciało się jeszcze przyjść na trybuny w Gdańsku, wytrzymać bez gwizdów pierwszą połowę i dopiero w drugiej odreagować. A jest co odreagowywać.

Polska - Czechy. Eksperymentalna obrona znowu zawiodła. Marcin Kamiński: Nie jestem Kamilem Glikiem

Co się przewróciło podczas mundialu, tego na razie Jerzy Brzęczek nie podniósł

Dwa mecze z rzędu bez gola. Pięć meczów z rzędu bez zwycięstwa. Pięć meczów z rzędu z traconą co najmniej jedną bramką. I tylko jeden mecz – wyjazdowy z Włochami - który przywrócił wiarę, że znów będzie wesoło. Ale na bardzo krótko. Przez ostatnie pół roku kadra płynęła z nurtem w dół. Co się przewróciło Adamowi Nawałce podczas mundialu lub tuż przed nim, tego Jerzy Brzęczek nie zdołał podnieść. Chciałoby się napisać, że jeszcze nie zdołał podnieść. Ale argumentów na to jest na razie zbyt mało. Po czterech miesiącach pracy nie widać w kadrze stempla Jerzego Brzęczka. Po czterech miesiącach szukania nowych twarzy i nowych taktyk trener nie ma jeszcze swojego odkrycia: nie ma swojego powtarzalnego schematu, który by niezawodnie działał. Nie ma piłkarza, który by się pozytywnie kojarzył z jego kadencją. Odkurzenie Mateusza Klicha to za mało, zwłaszcza że odkurzał głównie Marcelo Bielsa. Były przebłyski, momenty, ale nie ma na razie nikogo, kto by urósł za tej kadencji. A i to, że drużyna dobrze zareagowała na straconego gola, jak w meczu z Irlandią, to trochę mało. Drużyna Waldemara Fornalika też nieźle reagowała. Ale za późno.

Polska - Czechy. Strzelecka niemoc na 1089 minut. Lewandowski i Milik czekają na gola, Piątek czeka na grę

Jak z reprezentacji schodziło powietrze

 – Robiliśmy za dużo błędów, za długo się rozkręcaliśmy. Ciekawie graliśmy w drugiej połowie, ale w sumie nie zrobiliśmy tyle, ile należało – mówił Boniek. – W pierwszej połowie graliśmy czasem tak, jakbyśmy myśleli, że to się samo wygra – tłumaczył Piotr Zieliński. Piłkarz, który może być symbolem tego, jak z reprezentacji Jerzego Brzęczka schodziło w ostatnich miesiącach powietrze: od pierwszej połowy z Bolonii, gdy drużyna była jak zaciśnięta pięść, do rozlazłej drużyny z pierwszej połowy z Gdańska. A najgorsze, że wszyscy pod szatnią umieją nazwać problem, ale na pytanie: dlaczego tak się działo?, odpowiedzią jest najczęściej bezradne spojrzenie. Albo: było jeszcze za mało treningów, żeby nowe pomysły działały. Nie brzmi to najlepiej na jeden mecz przed początkiem eliminacji Euro 2020. 

Najważniejszy problem, jaki został po Adamie Nawałce: odbudowania obrony, nadal pozostaje nierozwiązany. Do tego Polska straciła pewność, że z każdych kłopotów wyciągnie się, strzelając gola. W pierwszej połowie niemal każdy atak kończył się wybiciem piłki przez rywala w ostatniej chwili. W drugiej – interwencją bramkarza. Ale rywalom pomagało to, że pełno było w rozegraniu błędów i niedokładności. Do tego przez całą pierwszą połowę drużyna nie miała żadnego pomysłu na podłączenie do gry Przemysława Frankowskiego. O tym, by kontrolować środek pola, nawet nie było mowy. Tej jesieni Polska najpierw dostała lekcję organizowania gry od Portugalczyków. I to było jeszcze łatwe do zrozumienia. Potem od Włochów w kryzysie, co można było choć w części wytłumaczyć złą taktyką. Ale jeśli lekcję dają również Czesi, w meczu w którym Polacy grali taką taktyką, za jaką tęsknili, to wytłumaczeń zaczyna brakować.

Polska - Czechy. Zbigniew Boniek komentuje mecz

Polacy: lekkoatletyka z piłkami. A rywal grał

Można jeszcze gniewać się na murawę, co się Polakom często tego wieczoru zdarzało (- Adam Nawałka by na taką murawę nie pozwolił – rzucił półżartem jeden z działaczy). Ale Czesi kopali piłkę po takiej samej. I od początku meczu rozgrywali lepiej, cierpliwiej, dokładniej. A Polacy, nawet w tych lepszych momentach meczu, uprawiali lekkoatletykę z piłkami: zryw, przyspieszenie, sprinterski pojedynek, ale jak trzeba było trzeci raz z rzędu podać celnie piłkę w kontrze, zaczynały się schody. Robert Lewandowski dawno już nie miał okazji poczuć takiego zniecierpliwienia trybun, jak w drugiej połowie w Gdańsku: po zmarnowanej sytuacji metr przed bramką, po nieporozumieniu z Kamilem Grosickim, po podaniu do nikogo przy wyprowadzaniu piłki ze środka boiska. Tak jakby dla Polski murawa była zawsze bardziej krzywa niż dla rywala. Z drużyny niewygodnej i nieprzyjemnej dla każdego Polacy zmienili się teraz w drużynę wymówek. Podobnie nijakie były pierwsze miesiące pracy Adama Nawałki. Aż do meczu w Gdańsku z Litwą, ostatniego przed startem eliminacji. Jerzy Brzęczek swojego przełomu w Gdańsku nie miał. Zostaje mu jeszcze Guimaraes we wtorek. A jeśli i tam się nie uda zmienić nastrojów, ani pokazać, że jest poprawa, to zostanie liczyć na to, że wiosną drużynę podniesie sama świadomość, ile jest do stracenia w eliminacjach Euro. Inaczej mówiąc, znów liczyć na siłę charakteru, a nie sam futbol.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.