Liga Narodów. Polska - Portugalia. Lewandowski? Nie! To Piątek! Czyli nowy Lewandowski. I łysy, który nadawał się do zmiany [SPOSTRZEŻENIA]

Najpierw były zachwyty nad Krzysztofem Piątkiem, a potem nerwy i ciskanie w Rafała Kurzawę. Stadion Śląski w czwartek reagował żywiołowo, ale nie doczekał się wygranej - spostrzeżeniami po porażce Polski z Portugalią (2:3) w Lidze Narodów dzieli się Bartłomiej Kubiak ze Sport.pl.

Zanim brawa, najpierw nerwy

W poprzednich dwóch spotkaniach Jerzy Brzęczek pokazał, że potrafi krzyknąć na swoich piłkarzy. Tym razem było jednak inaczej. Bo więcej ich dopingował, niż krytykował. Choć mecz zaczął od niewyraźnej miny. Od pretensji do Piotra Zielińskiego. I to wcale nie o to, że podawał niedokładnie, ale o to, że nie podawał wcale. Zbyt długo przetrzymywał piłkę, zamiast od razu - co wyraźnie pokazywał Brzęczek - zagrywać ją do przodu.

Ale braw, takich motywujących, ze strony selekcjonera było w czwartek zdecydowanie więcej. Przynajmniej w pierwszej połowie, kiedy kadra po dobrym początku zupełnie się pogubiła. Oddała rywalom piłkę, zachęcając ich do tego, by podjęli walkę.

Jesienny pech Glika

Lewandowski? Nie, to Piątek! Czyli nowy Lewandowski

- Na razie jedynym meczem w sezonie, w którym Krzysiek nie strzelił gola, jest wrześniowy sparing z Irlandią. Liczę na to, że to ostatni taki mecz, a Piątek utrzyma w reprezentacji skuteczność z klubu - mówił w poniedziałek Brzęczek.

I w czwartek się nie przeliczył. - Kto strzelił gola - zapytał jeden kibic drugiego kibica, któremu chwilę wcześniej padł w ramiona. - Lewandowski - odpowiedział ten drugi. - Aaa, nie! To Piątek! Czyli nowy Lewandowski - poprawił się po chwili, gdy zobaczył podpowiedź na stadionowych telebimach.

Liga Narodów. Tabela rozgrywek

„Jurek, łysy do zmiany”

Portugalia wyrównała w 31. minucie. Najpierw Joao Cancelo zagrał piłkę obok Grzegorza Krychowiaka, następnie Pizzi obok Artura Jędrzejczyka i Rafała Kurzawy, a potem to już Andre Silva miał przed sobą tylko Łukasza Fabiańskiego.

Nie tyle sama bramka była ładna, ile cała akcja. Akcja, do której Polacy dopuścili z lewej strony pola karnego. To właśnie tam mieli największe problemy, co nasi rywale szybko podchwycili, przeprowadzając później kolejne akcje.

„Jurek, łysy jest do zmiany!” - krzyczał w przerwie ten sam kibic, który po golu Piątka rzucił się w ramiona swojemu koledze. Jurek [Brzęczek] nie usłyszał go na pewno, ale rada była dobra. Bo Kurzawa (łysy”), choć przed przerwą zaliczył asystę przy golu Piątka (dośrodkowanie z rzutu rożnego), nadawał się do zmiany. Pod własną bramką - w obronie, gdzie wspomagał (a precyzyjniej: próbował wspomagać) Jędrzejczyka - był kompletnie pogubiony.

Liga Narodów. Polska - Portugalia. Jak Polska zagrała z Portugalią? [OCENY]

Kocioł, który został kotłem

- Są dwa stadiony, na których lubię grać, które mają swój klimat: Śląski i Narodowy - mówił ostatnio Kamil Grosicki. Jakże to różny klimat, zupełnie od siebie różne stadiony.

Kiedy dziewięć lat temu odwiedziłem Chorzów - jeszcze jako kibic, by zobaczyć mecz z Irlandią Północną - biło od tego stadionu coś niezwykłego. A może zwyczajnie niespotykanego. Bo wówczas tak dużych obiektów w Polsce jeszcze nie było. Pojawiły się później - w ostatnich latach wzniesiono sporo nowoczesnych stadionów - więc wracając teraz na Śląski, myślałem, że jego czar zwyczajnie uleciał. Że „Kocioł Czarownic” - jak nazywa się chorzowski obiekt od lat 70., od pamiętnej wygranej z Anglią - już przestał być kotłem.

Ale nie, nie przestał. Tumult, doping, akustyka i te opary mgły unoszące się nad murawą. To wszystko zostało. Tego nie ma ani w Warszawie, ani w Poznaniu, ani w Gdańsku. Nie ma na żadnym innym stadionie w Polsce. A wyjątkowych doznań w Chorzowie bardzo nie psuje nawet odległość (teraz bieżnia, kiedyś żużel), która oddziela trybuny od boiska.

A nawet jeśli komuś psuje, tzn. jeśli ktoś twierdzi, że do oglądania piłkarzy potrzebna jest lornetka, to niech przychodzi z lornetką. Mnie ta odległość nie przeszkadza. Dla mnie „Kocioł” wciąż jest „Kotłem”. Miejscem, w którym mecze kadry przeżywa się w wyjątkowy sposób. Jak na żadnym innym stadionie w Polsce.

Lewandowski bez wyróżnienia. Dlaczego? Wszystko przez UEFA

Gdzie jest kadra Brzęczka?

- Już wcześniej byłem prawie pewien, a wrześniowe spotkania kadry tylko mnie w tym utwierdziły, że na mundialu w Rosji to nie była prawdziwa twarz tej drużyny - mówił Brzęczek na zakończenie pierwszego zgrupowania.

W połowie drugiego, po czwartkowej porażce z Portugalią, pewnie byłby ostrożniejszy. Prędzej ugryzłby się w język, niż ogłaszał światu, że przyszłość jego kadry jawi się dobrze. A na pewno nie tak źle, jak wszyscy myślą.

Ale prawda jest inna. To znaczy, prawdy nie ma, bo na razie nie wiadomo, co myśleć. Obraz reprezentacji wciąż jest bardziej zatarty niż widoczny.

W czwartek były dwa obiecujące momenty: początek meczu i okres gry po kontaktowej bramce, którą zdobył rezerwowy Jakub Błaszczykowski (dodajmy, że bardzo ładnej bramce). Zawsze coś, ale jednak trochę mało. Bo o ile w ofensywie bywało nieźle (też dzięki drugiemu rezerwowemu Kamilowi Grosickiemu), o tyle w obronie już gorzej. Tam Portugalczycy momentami zwyczajnie nas ośmieszali. Najbardziej chyba przy trzecim golu, kiedy Bernardo Silva biegnąc wzdłuż linii pola karnego, minął pięciu (PIĘCIU!) Polaków.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.