Dawid Błaszczykowski: Pamiętam bardzo dobrze. Stałem w sklepie przy kasie i robiłem zakupy. Zadzwonił do mnie Kuba i powiedział, że jest duża szansa, że znajdzie się wśród powołanych na mecz z Arabią Saudyjską. To był marzec 2006 roku. Był po rozmowie z kimś ze sztabu Pawła Janasa. To jeden z tych momentów, które zapamiętam do końca życia.
- Jego kariera przebiegała w ekspresowym tempie. Można powiedzieć, że w dwa lata doszedł na szczyt, patrząc na to, gdzie był, a był w 4. lidze i trafił z niej do drużyny mistrza Polski. W Wiśle Kraków po pół roku wywalczył sobie miejsce w składzie. Pamiętam, że jak szedł do Wisły, to media zastanawiały się, co to za czwartoligowe wzmocnienie? No i szybko wszyscy byli zaskoczeni. A potem była też kadra, wyjazd na Zachód, europejskie puchary – to wszystko w ciągu kilku lat.
- To na pewno była jedna z gorzkich pigułek do przełknięcia. Niestety trener go nie powołał z powodu kontuzji. W każdym razie jeszcze wtedy Kuba na mistrzostwa nie pojechał.
- U którego Kuba miał lekki falstart. Chodzi o mecz z Finlandią. Doskonale go pamiętam. Spotkanie o stawkę, on w pierwszym składzie, wielkie przeżycie dla niego i dla jego bliskich. Nie pokazał jednak wtedy swoich umiejętności. Był na siebie zły. Nie wiem, co było tego powodem. W każdym razie trener nie wystawił go już na drugą połowę. Kuba dzwonił nawet do mnie z szatni. W moim odczuciu to wszystko były jednak momenty, które go budowały. Taka nauka, że nie wszystko jest takie proste, nie dzieje się od razu. To, że szybko wszedł na szczyt nie oznaczało, że teraz będzie już z górki. To było takie przypomnienie, że z rzeczywistością trzeba się stale mierzyć.
- Dla nas było jeszcze ważne to, co przed meczem, czyli decyzja selekcjonera. Wyszło jego doświadczenie. Wstawił do składu człowieka, któremu nie poszło niedawne spotkanie. Beenhakker mówił wtedy, że znał wartość Kuby. Wiedział, że minione wydarzenia to tylko wypadek. Mimo, że w piłce jesteś tak dobry jak twój ostatni mecz. Kuba w trudnych momentach wiedział, że na trenera może liczyć.
- Świetnie to pamiętam. Siedziałem niedaleko kibiców Portugalii w czwartym rzędzie za polską bramką. Tłum był taki, że wylądowałem na schodach. Widoczność była słaba. Niemal nie widziałem tych goli Smolarka. Pamiętam jednak ogromną radość fanów i nieprzerwaną zabawę na trybunach. Coś cudownego.
- Czarną koszulkę Simao Sabrosy ma do dziś.
- To na pewno było w Chorzowie. Kuba wyszedł do mnie i do reszty rodziny. Przeszedł za taśmę, która odgradzała postronne osoby od strefy dla piłkarzy. Kiedy chciał wrócić do szatni, ochroniarz zagrodził mu drogę i powiedział, że tu wejść nie może. Kuba odpowiedział, że musi się tam dostać i pokazał, że jest kadrowiczem. Porządkowy stwierdził, że jego nie interesuje, iż ma koszulkę reprezentacji. Chyba mocno przejął się rolą. Nie chciał go nawet wpuścić do autokaru. Dopiero po interwencji kierownika Kuba dołączył do drużyny. Było trochę śmiechu.
- Zdobył ją w wyjazdowym meczu z Rosją. Pamiętam ją, bo była pierwsza, ale więcej emocji dał jego mecz z Czechami, wygrany 2:1. Dobre spotkanie, gol i asysta. Pamiętam jak mówił mi, że szykował sobie w głowie co zrobi jak wyjdzie sam na sam z bramkarzem. Doszło do takiej sytuacji i wyszło mu to jeszcze lepiej niż planował. Najważniejsze jego mecze to chyba jednak te na Mistrzostwach Europy we Francji. Nie pamiętam, by Polska grała kiedyś tak dobrze i skutecznie. To było wielkie przeżycie i cenne gole. Chociaż każda bramka w reprezentacji jest na wagę złota. Nieważne przeciw komu, ważne, że dla nas.
- Wyróżnienie i odpowiedzialność na pewno. Kapitan nie reprezentuje tylko 23 zawodników, którzy przyjeżdżają na kadrę, ale też miliony Polaków. To był dla niego pozytywny bodziec. Docenienie tego, co robił na boisku, ale i poza nim. Dowód, że miało to sens i dawało efekty.
- Było przy tym trochę kontrowersji. Ale to już historia. Nie jestem od tego, aby to komentować. To przy Nawałce Kuba odnosił największe sukcesy, sporo mu zawdzięcza. Myślę, że sam trener ma podobne odczucia.
- To normalne. U Beenhakkera w pewnym momencie przeżywał to, że nie zawsze grał w pierwszym składzie. U Smudy, który bardzo go lubił, było słabe Euro i sprawa z biletami. Z Nawałką historia z przegranym mundialem i zmianą w ostatnim meczu.
Nigdy nie było jednak tak, że odczuwał ze strony trenerów jakąś niechęć. Zresztą on jest zbyt mądrym człowiekiem, by oceniać, wyciągać jakieś sprawy czy komentować różne decyzje selekcjonerów. To oni za nie odpowiadają.
- Może odezwał się wtedy niepotrzebnie, ale jak normalnie ma przed meczem swój rytuał i odpowiednie przygotowanie – kąpiel, trzy godziny snu, kawa czy herbata, tak wtedy wypocząć nie mógł. Chodził z telefonem i zajmował rzeczami, którymi nie powinien, by bliscy zawodników, którzy przyjeżdżali do Wrocławia z całej Polski nie zostali na lodzie.
- Najtrudniejszy był chyba przed Euro 2016. Wtedy miał nóż na gardle. Z każdej strony ataki na jego osobę. Był właściwie sam, nie miał wsparcia. Wracał po kontuzji. Czekało nas spotkanie z Serbią. Kluczowe, by kolejny raz udowodnić przydatność do kadry. Wiedział, że jak je zawali, to będzie źle. To było jak czekanie tłumu na ścięcie człowieka. Miał wtedy tylko jedno życzenie. Chciał dostać w tym meczu szansę. Dostał. Strzelił gola. Krytyka mediów zamieniła się w pochwały, nawet zachwyty. To znów go umocniło jako osobę i jako reprezentanta. Takie ma piłkarskie życie. Musi co chwilę coś udowadniać.
- Z perspektywy czasu chyba dobrze, że wtedy na boisko nie wszedł. Myślę, że jest zbyt ambitnym człowiekiem, by na siłę nabijać sobie licznik. Chyba lepiej, by ta zmiana w ogóle nie była planowana. Nie wiem, co miała wnieść? Trzeba by zapytać trenera. Zaznaczyłem swoją opinię, że osoby które są z tą kadrą i oddają dla niej serce od 12 lat powinny liczyć na szacunek.
- On nie podchodzi do tego meczu jako rekordowego. Myśli tylko, żeby zagrać dobre spotkanie. To liczby to smaczki fajne dla dziennikarzy i kibiców, ale on może wspomni je sobie siedząc jako starszy pan w fotelu, po zakończeniu kariery. Teraz najważniejsza jest dobra gra, pokazanie swej wartości. Przy całej otoczce tego spotkania - zarzutach, że nie gra w klubie, że nie zasługuje na kadrę, że ma rodzinne koligacje z trenerem, to trudno się zachwycać tym, że może zagrać po raz 103.
- W życiu już tyle przeszliśmy, że wiemy, co jest ważne. Trzeba robić to, co jest zgodne z samym sobą i zawsze najlepiej jak się da. Skoro rozmawialiśmy o różnych meczach Kuby, to dodam jeszcze jedną rzecz. Jakbyśmy analizowali te wszystkie 102 spotkania to nie wiem czy byłbym wstanie przytoczyć taki, w których on nie pokazał 200 proc. walki i dobrych chęci. Zawsze się starał i zawsze dawał z siebie wszystko. Nawet po Senegalu powiedział mi, że dałby radę grać dłużej (złapał uraz, został zmieniony po 1. połowie – przyp. red). Tak bardzo nie chciał schodzić z boiska. Mocno to wszystko przeżył.
Reprezentacja. Polska - Portugalia. Jak wygrać z drużyną Fernando Santosa?
Krzysztof Piątek da zarobić Genoi wielkie pieniądze. Ogromny wzrost wartości Polaka