Polska - Irlandia 1:1. Trener się zmienił, ale reprezentacja nadal nietowarzyska. Tylko czy w takim składzie mogło być inaczej?

Aż do mundialu najbardziej traumatycznymi przeżyciami kibiców kadry Adama Nawałki były mecze towarzyskie. I pod rządami Jerzego Brzęczka sparingi reprezentacji nie przestają straszyć.

Było strasznie, czyli – było jak zwykle. Z dziesięciu ostatnich meczów towarzyskich Polska wygrała tylko dwa. W marcu ledwo ledwo z Koreą Południową, w czerwcu wysoko ze słabiutką Litwą. Nawet w najlepszych momentach kadencji Adama Nawałki sparing był zwykle usypiającym przerywnikiem w zbieraniu punktów w eliminacjach. Trener grał towarzysko tak rzadko jak się dało, bo wolał zrobić więcej treningów na zgrupowaniu, niż tracić czas na operację: mecz. Władze PZPN też nie naciskały, bo granie sparingów psuło ranking. Zupełnie zanikła po 2013 tradycja zimowych zgrupowań kadry w ciepłych krajach, w ligowym składzie. Za co wszystkim niech będą dzięki, choć Jerzy Brzęczek zastanawia się, czy do tego akurat pomysłu nie wrócić.

Pierwszy sparing za jego kadencji był trudną próbą dla widzów. Była ambicja, ale brakowało dokładności i wspólnego wykonywania planu. Wydarzeniem była każda ofensywna akcja Polaków, celny strzał długo wydawał się szczytem marzeń. Ale skąd miało przyjść zagrożenie, jeśli skrzydeł dziś Polska nie ma, bocznych obrońców nie włączano do gry tak jak sytuacja wymagała, środkowa para pomocników – Grzegorz Krychowiak, Karol Linetty - była mało kreatywna i mało dynamiczna, a para napastników Arkadiusz Milik  i Krzysztof Piątek mało ze sobą współpracowała?  Być może w takim składzie, z Robertem Lewandowskim tylko na ławce, z Piotrem Zielińskim poza kadrą z powodu drobnych problemów zdrowotnych, takie kłopoty były nieuniknione.  Ale np. dla Krzysztofa Piątka oznaczało to bardzo bolesny debiut: poczucie kompletnej niemocy i oderwania od drużyny.

Kadrę w przerwie żegnały gwizdy, kibice gwizdali też w najnudniejszych momentach drugiej połowy. Na wyrozumiałość trybun mógł liczyć tylko Kuba Błaszczykowski. Dla niego to są trudne dni: głosy, że powołanie dostał po znajomości, niepotrzebny faul w Bolonii, we Wrocławiu spóźnienie przy dośrodkowaniu, które dało gola Irlandczykom. Jeśli ten dwumecz miał go podbudować po nieudanym mundialu i kłopotach w klubie, to się nie udało. Ale po co wypychać dziś kogokolwiek z tej kadry siłą, zwłaszcza Błaszczykowskiego? Warto dać mu jeszcze pół roku spokoju, żeby sobie klubową przyszłość ułożył tak, by grać regularnie. Trzeba czekać na odbudowanie się Kamila Grosickiego, bo na skreślenie go lekką ręką też tej kadry nie stać. Adam Nawałka był bardzo zachowawczy przy mundialowej selekcji, ale czy ktoś z pominiętych pokazał się w tym pierwszym dwumeczu kadencji Brzęczka na tyle dobrze, żeby wzdychać: czemu nie dostał szansy w Rosji? Mateusz Klich nie był przecież nawet brany pod uwagę, zanim odkurzył go Marcelo Bielsa. Teraz odjedzie jako jeden ze zwycięzców pierwszego zgrupowania nowego selekcjonera. Ale i on – z pewnym niedosytem. Choć akurat akcja bramkowa była piękna, Klich zagrał z Milikiem tak, jak w Bolonii grali Lewandowski z Zielińskim: prosto, ale efektownie, i do przodu, zdobywając teren. Tego bardzo Polsce we Wrocławiu brakowało.

Jerzy Brzęczek kończy swoje pierwsze 9 dni z kadrą na remis. W Bolonii zaskoczenie stylem na plus, ale też poczucie, że można było wycisnąć z meczu więcej niż jeden punkt. We Wrocławiu styl na minus, ale też poczucie, że to się mogło skończyć gorzej, jeśli chodzi o wynik. Widać było w obu meczach, że piłkarze chcą dla Brzęczka walczyć, i to jest bardzo ważne. Czasu na wyćwiczenie, żeby ta walka była efektywniejsza, jest jeszcze do eliminacji ME sporo. I jeszcze jesienią przed kadrą dużo grania. Na szczęście dla oczu, z czterech meczów które zostały do końca roku, aż trzy – poza sparingiem z Czechami - będą o punkty w Lidze Narodów.

Polska - Irlandia. Nieudane eksperymenty Jerzego Brzęczka. "Tato, a gdzie jest Robert Lewandowski?"

Jakub Błaszczykowski rozczarował w rekordowym meczu

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.