Liga Narodów UEFA. Włochy - Polska 1-1. Powrót do korzeni

Polacy bardzo rozsądnie taktycznie podeszli do tego meczu. Nie postawili na otwartą walkę, ale skutecznie trzymali Włochów w szachu, potrafili też w odpowiednich momentach przyspieszyć własne ataki. Wynik, mimo, że dobry, pozostawia pewien niedosyt.

Sprawność defensywna
Wczorajszym mecz był pierwszym od dość dawna, kiedy do gry Polaków w defensywie ciężko było mieć zastrzeżenia. Blisko operowały między sobą linie pomocy i obrony, pozostawiając Włochom niewiele miejsca. Kiedy nasi rywale atakowali skrzydłami (a robili tak w 70 z 88 przypadków) skrzydłowi przesuwali się głęboko, nie dopuszczając do powstania sytuacji 1 na 1 i zamykając rywali na flankach. W efekcie mimo wielu prób, nasi przeciwnicy mieli spore problemy ze stworzeniem sobie okazji przez atakowanie skrzydłami. Nieco sprawniej wychodziło im to przez środek pola, zwłaszcza w sytuacjach, kiedy wyższy pressing Polaków był nieudany. Mimo uważnej gry duetu Klich - Krychowiak, tam Włosi przedzierali się stosunkowo najczęściej. choć po części wynikało to z rozciągania przez nich naszych szeregów. Zawodnicy na bokach byli w ten sposób związani przez skrzydła gospodarzy, zaś nasz duet pomocników zostawał w sytuacji 2 na 2, czasem nawet 2 na 3. Brakowało tu nieco wsparcia ze strony graczy operujących wyżej. Była to jednak jedyna skaza na ogólnie dobrym występie Polaków w defensywie.

Najkrótszą drogą
Choć próby odebrania piłki wyżej w wykonaniu Polaków były rzadkie, to właśnie jedna z nich przyniosła nam gola. Nasi reprezentanci dobrze wyczuli moment to ataku, choć pomogła im w tym apatyczna postawa Włochów, stojących w tej sytuacji blisko siebie i nie stwarzających naciskanemu zawodnikowi opcji podania. W pozostałych sytuacjach w pressingu wyższym angażowaliśmy zbyt mało zawodników, by mogło to przynieść powodzenie. W efekcie częściej odzyskiwaliśmy piłkę w głębi pola, starając się szybko wyprowadzać własne akcje. Przy dwóch zawodnikach operujących wysoko, przychodziło to nieco łatwiej, niż gdyby miał na otwierające podania czekać sam Lewandowski. Plusem było też to, że nasi zawodnicy nie kalkulowali przy wyprowadzaniu piłki po jej odzyskaniu. Przy próbach szybkiego wyprowadzenia akcji nie bali się ponieść potrzebnego do powodzenia takich ataków ryzyka. Dodatkowo w wypadku niepowodzenia akcji, byli w stanie szybko odbudowywać własne szeregi i zmuszać rywali do ataku pozycyjnego.

Nowe szaty Lewandowskiego
W tym ustawieniu nieco odżył Lewandowski. Zamiast czekać na piłki na szpicy, mógł ponownie schodzić w głąb pola, miał też przed sobą jeszcze jednego zawodnika, któremu mógł dogrywać otwierające podania. Okazuje się tym samym, że jeśli zapewni się mu odpowiednie wsparcie, z Lewandowskiego - rozgrywającego kadra może mieć znacznie więcej pożytku, niż z Lewandowskiego - egzekutora. Nasz napastnik pokazywał się do gry, brał na siebie jej ciężar, dając partnerom czas na wyjście na pozycję, po czym znajdował ich podaniami. Z 6 prób podań kluczowych, aż 4 należały do gracza Bayernu, wziął on też udział w 16 pojedynkach w ofensywie, podczas gdy pozostali (z wyjątkiem Kurzawy) nawet nie zbliżyli się do wartości dwucyfrowej. Kiedyś na takiej grze Lewandowskiego korzystał Milik, wczoraj zrobił to Zieliński. Nasz ofensywny pomocnik przytomnie ruszał się bez piłki, choć w sytuacjach, kiedy trzeba było o nią powalczyć, praktycznie nie istniał, tocząc ledwie 4 pojedynki (2 wygrane). Dobrze więc się stało, że tym schodzącym w głąb pola i uczestniczącym w starciach fizycznych był Lewandowski, a urywającym się Zieliński. W innych okolicznościach drugi z nich odbijałby się od Włochów, a pierwszy - czekał na piłki, których nigdy by nie dostał.

Siła uproszczenia
To jednak dość typowe zestawienie napastników w klasycznym 4-4-2, któremu to najbliżej było do tego, co zaproponował w swoim pierwszym meczu Jerzy Brzęczek. To ustawienie było widoczne przede wszystkim w fazie defensywy, kiedy tworzone były dwie linie po czterech zawodników, przesuwające się za piłką, podczas gdy ofensywny duet wymusza rozprowadzenie akcji na boki. Prawdopodobnie jest to najprostsze, co funkcjonuje we współczesnej taktyce piłki nożnej, ale jak pokazał ten mecz, w niczym nie jest gorsze od bardziej skomplikowanych schematów. Tym bardziej, że można było odnieść wrażenie, że Polacy bardzo dobrze się w tym ustawieniu czują i je rozumieją. Czego nie da się powiedzieć o mało udanych próbach przestawiania kadry na grę trójką obrońców.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.