Maciej Makuszewski: Zaraz po drugim treningu w środę. Wziąłem udział w obu zajęciach, ale po tych wieczornych poczułem, że coś jest nie tak. Po godz. 21 pojechaliśmy z doktorem Jackiem Jaroszewskim do kliniki na badanie USG. Sprawdziliśmy stan mojego uda i okazało się, że mięsień czworogłowy jest naderwany. Nie było mowy o tym, abym zagrał w Bolonii.
Czułem, troszeczkę się nawet pogłębiał, ale sądziłem, że mięsień jest naciągnięty. Grałem z tym, nawet w lidze, trenowałem i wszystko było dobrze. W pewnym momencie obrzęk się jednak powiększył. Obkładałem udo lodem, robiliśmy pracę manualną, ale nic to nie dało.
Ani ja nie jestem szczęśliwy, ani trener Brzęczek. Wiem, że na mnie liczył. Dlatego czuję rozczarowanie i złość. Długo czekałem na ten moment, bo po zerwaniu więzadeł krzyżowych zrobiłem wiele, aby wrócić do kadry. I kiedy już udało się wypadłem na ostatniej prostej.
Jestem już w Poznaniu. Wracam do klubu, leczę się i za dwa tygodnie powinienem trenować. A później znów robię wszystko, aby dostać szansę od selekcjonera.