Reprezentacja Polski. Kamil Kosowski o kadrze Brzęczka: Czuję, że będzie dramat

Kamil Kosowski, 52-krotny reprezentant Polski, ma spore obawy wobec powierzenia drużyny narodowej w ręce Jerzego Brzęczka. Były piłkarz przeczuwa, że regres, jakiego kadra dokonała na mundialu w Rosji, może postępować.

W rozmowie z serwisem sportowefakty.wp.pl Kosowski przyznał, że choć cieszy się z tego, iż selekcjonerem został młody polski szkoleniowiec, ma wątpliwości, czy Brzęczek podoła postawionemu przed nim wyzwaniu. Były zawodnik zwrócił uwagę m.in. na kontrowersyjne powołania na mecze z Włochami (7.09) i Irlandią (11.09), wśród których znalazło się miejsce m.in. dla Jakuba Błaszczykowskiego, który w tym roku kalendarzowym w Wolfsburgu zagrał tylko trzy razy, z czego żadnego spotkania w pełnym wymiarze czasowym.

- Oczywiście, życzę Brzęczkowi, żeby mu się powiodło. Choć patrząc teraz na powołania, to może być ciężko. (...) Musimy zaakceptować jego wybory. Wiadomo, że każdy ma w głowie swoją koncepcję. Uważam jednak, że ciągle za mało jest świeżej krwi - podkreśla Kosowski, którzy w przeszłości występował m.in. w krakowskiej Wiśle i APOEL-u Nikozja.

Były piłkarz dodał, że choć bardzo w reprezentację chce wierzyć, ma poczucie, że zbliżające się eliminacje do mistrzostw Europy w 2020 roku mogą być dla Polaków porażką: - W środku czuję, że będzie dramat. Ale chciałbym też wierzyć, że przede wszystkim zobaczymy jakąś myśl. Dziś wydaje mi się jednak, że nie będziemy mieć powodów do radości. Obym się mylił.

Kosowski wypowiedział się również o kondycji polskiej piłki klubowej. Po szybkim odpadnięciu zespołów Ekstraklasy w eliminacjach do europejskich pucharów, w tym blamażu, jakiego Legia doznała w starciu z luksemburskim Dudelange, sytuacja wydaje się być dramatyczna. Zdaniem Kosowski głównym problemem są nieadekwatne do umiejętności zarobki piłkarzy występujących w lidze polskiej.

- Dla mnie polscy ligowcy - i to wszyscy - są mocno przepłaceni. Oczywiście, to nie jest wina zawodników, bo jeśli klub chce płacić, to piłkarz powinien brać. Tyle że powinien jeszcze coś od siebie dawać. Jeśli ktoś wychodzi na mecz pucharowy i w sercu nie czuje się wyróżniony… tak jak było kiedyś. Wtedy to w pucharach mogłeś się pokazać, a dopiero zagranicę jechałeś, żeby zarobić. A dziś mówimy sobie: "Przegraliśmy? Trudno, jest dobra wypłata, więc nic się nie dzieje. Mogło być lepiej, ale i tak jest dobrze, mamy nowy sezon, pogramy sobie w piłkę". Po co to wszystko? Żeby kupić dom i dwa samochody? Nie pasuje mi to - tłumaczy.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.