Mateusz Klich: Byłem lekko zaskoczony. Moje Leeds świetnie zaczęło sezon, ja też strzelam i mogę pobić mój rekord zdobytych bramek, ale zdziwienie i tak było. Numeru selekcjonera nie miałem zapisanego dlatego na początku był szok. Gram dobrze więc z tyłu głowy była jakaś myśl o powrocie do kadry, ale nie spodziewałem się, że na zgrupowaniu pojawię się już teraz.
Tak, zagrałem z Gibraltarem.
Nawet nie wiem kiedy to minęło. Czas leci szybko.
Kamil Glik: Na mundialu nie byliśmy przygotowani fizycznie nawet na 90 proc.
Skoro już tu jestem to fajnie byłoby zagrać i pokazać się z dobrej strony. Nie przyjechałem do Warszawy potrenować z chłopakami i wrócić do Leeds. Czekam na szansę. Jestem na nią gotowy. I gotowy na to, żeby w kadrze zostać na dłużej, aby grać w niej lepiej, niż kiedyś.
Zgadza się, aczkolwiek nie chciałbym, aby trener Brzęczek musiał wybierać między nami. Chciałbym za to, abyśmy zagrali razem.
Gdyby trener chciał, żeby drużyna utrzymywała się przy piłce i grała ładnie, to jest to warte wypróbowania. Myślę, że grałoby się nam przyjemnie. I mi z Piotrkiem, i jemu ze mną.
Wszyscy będą bronić. Ja, Piotrek. To kolejny mit: Klich nie umie grać w defensywie dlatego daje radę tylko w Holandii. A tak już nie jest. Inaczej nie grałbym z powodzeniem w Anglii.
W klubach brakowało mi chyba trenerów, którzy potrafiliby mi powiedzieć merytorycznie co mam zmienić, co poprawić. Tak zrobił trener Marcelo Bielsa i są tego efekty. Teraz mocno pracuję nad moimi mankamentami. On mnie nie zagłaskuje, bo wtedy rosną mi skrzydełka. On cały czas mnie motywuje, zachęca do cięższej pracy. Sprawia, że robota idzie sprawniej.
Ale to był całkiem inny bat. Taki jak Bielsa miał Orest Lenczyk w Cracovii. Zresztą Lenczyka mogę do Bielsy porównać, obaj są bardzo inteligentni, znają się na ludziach. Ja kogoś takiego potrzebuję. Po Lenczyku miałem kilku trenerów, którzy zwracali uwagę na dziwne rzeczy…
Jeden na przykład przychodził do szatni, naklejał na ścianę kartę pokreśloną na zielono i czerwono. Na kartce zaznaczone były sprinty, pojedynki główkowe, przebiegnięte kilometry. Nie liczyła się gra tylko suche statystyki. A przecież nie można oceniać piłkarzy tylko przez pryzmat tego, ile kto przebiegł. Bielsa taki nie jest. Mam nadzieję, że dalej nic się nie zmieni.
O`Piłki Marciniaka: Raport mniejszości
Jest szalony na punkcie piłki nożnej. Przygotowany jest do każdego meczu, każdego treningu. O wszystkich zawodnikach Championship wie wszystko. Naprawdę. Widać, że żyje futbolem. Fajnie obserwować tę jego ekscytację, bo choć wiele lat spędził w różnych klubach, to i tak dalej go to cieszy, satysfakcjonuje. Jeśli chodzi o piłkę to Bielsa jest prawdziwym szaleńcem.
Trener jeszcze nie rozmawia z nami po angielsku. Czasem powie kilka słów, jakieś krótkie zdanie. Najważniejsze rzeczy przekazuje przez tłumacza z którym rozmawia po hiszpańsku.
Zabawna sytuacja, jeszcze z czymś takim się nie spotkałem. Ale założyłem rękawiczki i zabrałem się do roboty. To był jedyny taki pomysł trenera.
Fakt jest taki, że nigdy nie miałem dobrych liczb. Lepiej grałem, niż pokazywały to statystyki. Ale jakoś nie zwracałem na to uwagi. Teraz sezon zacząłem dobrze, strzelam od początku. Fajnie było zdobyć w końcu więcej bramek, niż sześć. Kiedyś było to dla mnie niezbyt istotne, ale piłka nożna ewoluuje i wiem już, że te liczby mają obecnie największe znaczenie.
To całkiem inny smak. W Anglii kibice przeżywają mecze najbardziej. Zresztą nie tylko bramki, ale nawet wślizgi. Cieszą się jak po golu! Wydaje mi się, że nigdzie indziej kibice nie żyją tak bardzo tym, co dzieje się na murawie. Śpiewów przez 90 minut, tak jak w Polsce, nie ma, ale nikt nie stoi tyłem do bramki. Wszyscy kibicują, reagują, wiedzą co się dzieje.
Naprawdę. Nawet powiedziałem ostatnio koledze z którym gram w środku pola – a on lubi się ostro wpieprzyć – że mi się to spodobało. Fajnie jest zwłaszcza, kiedy po wybiciu piłki kibice zaczynają skakać, krzyczeć, cieszą się z tobą. Śmieszne, ale może się podobać. Tak samo jest przy rzutach wolnych, rożnych, albo kiedy coś dzieje się pod bramką naszych rywali.
To stereotyp o którym słyszałem już tyle razy, że mnie to nudzi. Ludzie mówią, że to liga, gdzie się kopie i biegnie. A tak nie jest, wiele się zmieniło. To mocne rozgrywki, wiele drużyn chce grać w piłkę, pieniądze są tu wielkie, jest też jakość. Zespoły, które ją mają, ogląda się przyjemnie, chociaż są oczywiście takie przypadki jak Cardiff, które umiało awansować dzięki walce. Ale na przykład Wolverhampton awansował wyłącznie dzięki umiejętnościom. Championship to całkiem inna liga, niż kilka czy kilkanaście lat temu.
To chyba nieco naciągana teza. Tak samo jak to, że Polakom nie idzie w Anglii. Wiadomo, że przez Roberta, Łukasza Piszczka i Kubę Błaszczykowskiego zmieniło się postrzeganie naszych piłkarzy w Niemczech, ale w Europie chyba niekoniecznie. Tam dalej stawia się na swoich. Gdybym był Niemcem to jestem przekonany, że dostałbym szanse w Wolfsburgu. Bo na zachodzie obcokrajowiec, aby grać regularnie, musi być dwa razy lepszy od miejscowego.
Wojciech Szczęsny wśród najlepiej zarabiających piłkarzy Serie A. Ronaldo zdeklasował konkurencję