Mundial 2018. Polska - Kolumbia. - Uwierzyliśmy, że już umiemy zrobić krok dalej, kontrolować mecze. A nie umiemy. Może dlatego pękliśmy? - mówi Maciej Rybus

- Jesteśmy drużyną kontry, współpracy, biegania blisko siebie. W tym mundialu chcieliśmy prowadzić grę. Kolumbia nam pokazała, jak się to robi - mówi Sport.pl Maciej Rybus, szukając przyczyn klęski Polski w mundialu.

Polska przegrała w Kazaniu 0:3 z Kolumbią, tracąc nie tylko szanse na awans, ale też złudzenia, że drużyna zrobiła postęp od Euro 2016. - Kolumbia była lepsza o kilka klas. Nie mieliśmy argumentów. Ani w obronie ani w ataku. To była inna kultura gry: wychodzenie na pozycje, szybkie kombinacyjne akcje. Przecież oni tak rozgrywali, że my nie zawsze zdążaliśmy doskoczyć do rywala, który dostawał piłkę. Grali z nami w dziadka, świetnie się ustawiali między liniami – mówi Maciej Rybus w rozmowie ze Sport.pl.

- Trzymaliśmy się tylko do momentu, w którym Kolumbia przyspieszyła rozgrywanie. Zaczęli zmieniać strony, stwarzać sytuacje. Szkoda bramki do przerwy, bo potem musieliśmy się odkryć, a może gdybyśmy wytrzymali do drugiej połowy, to udałoby się doczekać jakiegoś ich błędu. Przy niskim pressingu to my powinniśmy szukać okazji do kontr, zakładaliśmy że w miarę upływu czasu powinno się pojawiać więcej miejsca na nasze akcje. Ale jakość była po stronie Kolumbii – mówi Michał Pazdan. Jeden z nielicznych polskich piłkarzy, którzy zagrali w mistrzostwach na miarę swoich możliwości.

- Kolumbijczycy pokazali nam jak się gra w piłkę na najwyższym poziomie. My tak grać nie umiemy i to jest smutne. Nie wiem, dlaczego dwa lata temu reprezentacja potrafiła dobrze zagrać w Euro z Niemcami, a teraz tak pękliśmy. Może uwierzyliśmy, że jesteśmy na tyle silni, że już możemy zrobić krok dalej? Że możemy próbować ataku pozycyjnego, że będziemy kontrolować mecze? A nie wyszło. Ani w pierwszym meczu, ani w drugim. Po każdej stracie piłki było gorąco pod naszą bramką. To nigdy nie była nasza gra. My najlepsi jesteśmy z kontry, stojąc blisko siebie. A tutaj na boku często zostawałem sam przeciw dwóm rywalom. Gdy schodził James Rodriguez, to nawet przeciw trzem. I miałem kołowrotek, sił ubywało – mówi Rybus.

- Do końca nie było wiadomo, jak chcemy grać. Próbowaliśmy piątką, próbowaliśmy czwórką. Naszą siłą była gra w 4-4-2. Chcieliśmy mieć wypracowane dwa systemy, a to jednak nie zadziałało. Wynik końcowy jest dramatyczny. Nie wspominam już o tym, że w eliminacjach po prostu nie graliśmy z tak trudnymi rywalami jak w mundialu – tłumaczy obrońca Lokomotiwu Moskwa.

- Już mecz towarzyski z Chile przed mundialem nam to pokazał. Oni nawet nie awansowali na mundial, przyjechali rezerwowym składem i sprawili nam spore problemy. Padliśmy tam fizycznie po treningach na zgrupowaniu, to jedno. Ale ich kultura gry - przyjęcie, wyjście na pozycję, podania prostopadłe - były imponujące. My tego nie potrafimy. Do tego w tym mundialu nawet nie wygrywaliśmy pojedynków. W Kolumbii niemal każdy potrafił ograć jednego, dwóch zawodników. My to potrafiliśmy w eliminacjach. A tu, na wyższym poziomie, już nie – kończy Rybus.

Lubisz ciekawostki sportowe i niebanalne teksty. Wypróbuj nasz nowy newsletter

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.