Artur Boruc odchodzi z reprezentacji. Piękne i burzliwe lata. "Niczego nie żałuję"

Franciszek Smuda mówił o nim, że "przyjeżdża na kadrę tylko po to, aby się nachlać i zabawić". Artur Boruc był skonfliktowany z tym selekcjonerem i dlatego nie zagrał na Euro 2012. W pewnym momencie wyleciał też z kadry Leo Beenhakkera. Boruc nigdy nie był grzecznym chłopcem, ale bronić potrafił. Żaden golkiper nie zagrał więcej meczów w reprezentacji Polski od niego. Teraz nadszedł czas na pożegnanie.

- Jestem dumny z tego, że się, kur..., podniosłem. Z samego meczu nie mogę się cieszyć, ale z tego, że się pozbierałem – na pewno. Po tamtej porażce byłem zmiażdżony niesamowicie - mówi w "Wywiadówce Staszewskiego" Artur Boruc.

Przeklęty Belfast

Na zegarze była 61. minuta, Polacy przegrywali w Belfaście z Irlandią Północną 1:2. Michał Żewłakow odebrał piłkę rywalowi i zagrał w kierunku polskiej bramki, Boruc nie trafił w futbolówkę i ta wturlała się do siatki. Gol, Irlandczycy prowadzili już 3:1. Komentujący spotkanie Dariusz Szpakowski krzyknął: "Jezus Maria, jaki błąd Boruca. Coś niesamowitego".

- Po meczu w szatni panowała cisza, nawet nie patrzyliśmy sobie w oczy. Każdy przeżywał to na swój sposób, każdy gdzieś w sobie ten mecz jeszcze rozgrywał. W każdym z nas było poczucie winy - wspomina w rozmowie ze Sport.pl Michał Żewłakow. - Artur nie miał nigdy do mnie pretensji o to zagranie piłki. Wydaje mi się, że rozumiał, że to był po prostu ułamek sekundy, podanie do tyłu, piłka skoczyła i wpadła do bramki. Ani ja nie miałem pretensji do Artura ani on do mnie.

Polacy wrócili do domu z pustymi rękoma. Kibice i media nie mieli wątpliwości, głównym winowajcą porażki był bramkarz Celticu. Mimo że był to dopiero półmetek eliminacji, szanse drużyny Leo Beenhakkera na awans na mundial w RPA stawały się coraz mniejsze. Jan Tomaszewski mówił wówczas, że Boruc powinien na jakiś czas zrezygnować z gry w kadrze.

Boruc po latach: Miałem kłopoty w życiu prywatnym, a na dodatek puściłem szmatę na stadionie wypełnionym kibicami Rangersów. Od samego początku na mnie gwizdali, wyzywali mnie, ale sądziłem, że przez pięć lat gry w Celticu przyzwyczaiłem się do tego. Sądziłem, że mam mocny łeb. A zabolało niesamowicie. Trudnych momentów w życiu miałem kilka, ale to była kulminacja. Było tak, jak było, w dużej mierze z mojej winy.

Żewłakow: Artur zawsze potrafił się podnieść, nawet po największych porażkach i upadkach.

Nie od razu był bossem

Boruc w reprezentacji Polski debiutował za kadencji Pawła Janasa. W towarzyskim meczu z Irlandią w Bydgoszczy w 59. minucie zmienił Jerzego Dudka. Nie puścił gola, mecz zakończył się remisem 0:0. Był rok 2004. Miał wtedy 24 lata, był bramkarzem Legii Warszawa. W kadrze grali wtedy między innymi: Tomasz Kłos, Tomasz Rząsa, Mariusz Lewandowski, Jacek Krzynówek i Maciej Żurawski. Wtedy też po raz ostatni w biało-czerwonych barwach zagrał Emmanuel Olisadebe.

Trwały eliminacje mistrzostw świata 2006, pewniakiem w bramce był Jerzy Dudek. Trenerzy szukali wartościowego zmiennika dla bramkarza Liverpoolu. - Gdy Artur po raz pierwszy wchodził do reprezentacyjnej szatni, nie miał jeszcze cech przywódczych. Przecież nikt od razu nie jest bossem. Był dobry w swoim fachu, ale jeśli ktoś jest dobry, to jest akceptowany w drużynie. Dopiero z czasem zyskiwał respekt i posłuch - mówi Sport.pl Jacek Kazimierski, który był trenerem bramkarzy w kadrze Pawła Janasa i Franciszka Smudy.

Żewłakow: Artur nigdy nie chciał rządzić szatnią. Raczej to jego sposób bycia, podejścia do zawodu, powodował, że inni postrzegali w nim osobę, która ma do tego predyspozycje. On zarażał innych optymizmem i wiarą w to, że możemy być coraz lepsi i wygrywać z lepszymi od nas.

Hierarchia w reprezentacyjnej bramce dość szybko się zmieniła. Kontuzja wyeliminowała Dudka z meczów z Austrią i Walią. W jego miejsce wskoczył Boruc i nie oddał już miejsca w składzie do końca eliminacji. Na mundial w Niemczech pojechał Boruc, Dudek został w domu. - Na ostatniej odprawie zdecydowaliśmy, że zamiast Dudka zabierzemy na turniej młodego zawodnika, który jest rozwojowy, czyli Artura - mówi Kazimierski. - Nie byliśmy zaskoczeni, że Boruc jedzie na mundial, ale nieobecność Dudka wszystkich zaskoczyła, nas piłkarzy też - dodaje Żewłakow.

- Jurek nie grał w tym czasie w klubie, dlatego postawiliśmy na Artura - twierdzi w rozmowie ze Sport.pl Paweł Janas i dodaje: - Decyzja o przyznaniu Borucowi bluzy z numerem jeden zapadła w ostatniej chwili. Zastanawialiśmy się między nim a Kuszczakiem, ale Tomek zawalił bramkę w meczu z Kolumbią. Przelobował go bramkarz rywali i dlatego postawiliśmy na Artura. Później odwdzięczył się nam za to.

Reprezentacja Polski zawiodła w Niemczech. Turniej zaczęliśmy od 0:2 z Ekwadorem, później było 0:1 z Niemcami, na pocieszenie ograliśmy Kostarykę 2:1. Te wyniki oznaczały, że drużyna Janasa po trzech meczach wracała do domu z opuszczonymi głowami. Tylko Artur Boruc nie musiał się wstydzić. W żadnym meczu nie zawiódł, przeciwko Niemcom zagrał kapitalne zawody, rywale strzelali do niego, jak do tarczy, a on wyczyniał cuda w bramce. Przy straconym golu nie miał szans.

Janas: Przed ostatnim meczem na MŚ Artur miał problemy osobiste. Wziąłem go na rozmowę i powiedziałem mu, że nie musi grać w tym spotkaniu. Nie chciał słuchać, powiedział, że sobie poradzi. Ta sytuacja pokazała, że miał naprawdę mocny charakter.

Wyrzucony przez Beenhakkera

Fragment "Wywiadówki Staszewskiego”:

Jaki jest pana ulubiony moment w reprezentacji Polski?

- Awans na mistrzostwa Europy w 2008 roku. Chwila, gdy w Chorzowie pokonaliśmy Belgów. To była reprezentacja Leo Beenhakkera.

I jak wspomina pan tamte mistrzostwa? Polska awansowała na Euro po raz pierwszy w historii. Ale na turnieju była klapa.

- No byłem tam... I tyle. Nie było powodów do dumy.

Owszem, powodów do dumy nie było, bo Polacy po trzech meczach wrócili do domu. Jednak Boruc zagrał bardzo dobry turniej, znów fruwał w polskiej bramce i nikt do niego nie zgłaszał pretensji. Problem polegał na tym, że jego koledzy nie potrafili zbliżyć się do jego poziomu. Zbigniew Boniek mówił wówczas, że Boruc to jedyny piłkarz klasy światowej, jakiego mamy.

Leo Beenhakker, następca Janasa, nie od razu zaufał Borucowi. Pierwszym jego wyborem był Jerzy Dudek, później Holender stawiał na Wojciecha Kowalewskiego, który bronił choćby w najlepszym meczu za jego kadencji - z Portugalią (2:1). Później selekcjoner dał szansę Borucowi.

Po Euro 2008 zawiódł się na nim i na chwilę nawet wyrzucił z kadry. Powód? Boruc wraz z Dariuszem Dudką i Radosławem Majewskim brali udział w libacji alkoholowej, a Beenhakker nie zamierzał tego akceptować. - Ja z Arturem nie miałem kłopotów. Jeśli były drobne problemy, załatwialiśmy je w swoim gronie. Nie wszystko musi wychodzić do mediów. Zresztą to trener odpowiada za zawodników, których powołuje - twierdzi Janas. Po nieudanych eliminacjach MŚ 2010 Leo Beenhakker stracił pracę, jego następcą został Franciszek Smuda. Dla Boruca nastał trudny czas w kadrze.

Kto komu dał w pysk?

Boruc za kadencji Franciszka Smudy w reprezentacji Polski zagrał tylko dwa razy. Wyleciał z kadry wraz z Michałem Żewłakowem za picie wina na pokładzie samolotu podczas lotu z Chicago. - Patrząc z perspektywy czasu, wydaje mi się, że trener Smuda podjął zbyt drastyczne kroki. Nie było to jakieś straszne wykroczenie, nie było żadnej afery ze stewardesą. Nikt w samolocie nie krzyczał, nic wielkiego się nie działo. Poza tym, po ostatnim meczu każdy wracał do domu jako prywatna osoba. Jeśli ktoś jest dorosły, to może sobie wypić lampkę wina, zresztą Artur był już wtedy na urlopie - mówi Kazimierski.

Później zaczęły się przepychanki na linii Boruc-Smuda. Z ust ówczesnego selekcjonera padły nawet słowa, że Boruc "przyjeżdża tylko po to, aby się nachlać i zabawić”. Zawodnik nie pozostawał dłużny, w wywiadzie dla nSport nazwał trenera Dyzmą. Mówił też: "Smuda nie kontroluje tego, co mówi. W normalnym świecie człowiek dostaje za coś takiego, co wygaduje Smuda w pysk.” Po tych słowach było wiadomo, że w kadrze już nie zagra. że o występie na Euro 2012 może zapomnieć.

- Próbowałem wiele razy namawiać Smudę, żeby nie skreślał Artura, ale nie chciał mnie słuchać. Byli skonfliktowani. Boruc przesadził, nazywając Smudę Dyzmą i tego Franek nie chciał mu wybaczyć. Myślę, że to miało największe znaczenie. Mówiłem Arturowi, żeby się nie wygłupiał z tym wywiadem, żeby się ugryzł w język, ale Artur jak to Artur, powiedział, co myślał - dodaje Kazimierski.

Boruc po latach: Wtedy, w 2010 roku, w trakcie powrotu ze zgrupowania w Ameryce Północnej, byłem na pokładzie samolotu prywatną osobą. Tak samo Michał Żewłakow i wszyscy inni piłkarze. To była afera-wydmuszka. Cała sytuacja była na tyle rozdmuchana, że pomyślałem, iż muszę coś powiedzieć. Inaczej źle bym się z tym czuł. Gdyby Smuda nie zaczął, nie byłoby mojego wywiadu. Jeśli szukał pretekstu do wyrzucenia mnie z kadry, mógł to zrobić inaczej. Wolał mnie jednak prowokować głupimi tekstami.

Każdy ambitny facet...

U kolejnego selekcjonera reprezentacji Polski - Waldemara Fornalika - Boruc miał czystą kartę i dostawał powołania. Bronił w eliminacjach MŚ 2010, ale z tego etapu jego reprezentacyjnej kariery niewiele zapamiętamy. Polacy z kretesem przegrali eliminacje, Boruc był jednym z wielu w tej kadrze, a znakiem rozpoznawczym tej drużyny była przeciętność.

Z usług Boruca nie zamierzał rezygnować też Adam Nawałka. W swoim debiucie na selekcjonerskiej ławce postawił na byłego bramkarza Legii. Później do głosu zaczęli dochodzić konkurenci Boruca. Wojciech Szczęsny i Łukasz Fabiański bardzo dobrze bronili w swoich klubach i w reprezentacji Polski. Bramkarz Bournemouth spadł na trzecie miejsce w hierarchii selekcjonera, ale nie grymasił (przynajmniej nie było słychać) i meldował się na zgrupowaniach. Nawałka wysyłał systematycznie powołania do Boruca, zabrał go na Euro 2016 do Francji, ale w meczach o punkty grali Szczęsny lub Fabiański.

Jednak Boruc zdawał sobie sprawę, że czas ucieka, że gra coraz mniej i powoli w jego głowie kiełkowała myśl o zakończeniu reprezentacyjnej kariery. - To było jeszcze przed mistrzostwami Europy we Francji. Później wszystko rosło. I w pewnym momencie poczułem, że należy podziękować. Każdy ambitny facet, który gra rolę drugiego czy trzeciego, nie czuje się dowartościowany. A przynajmniej mi nie było z tym dobrze. Przecież całe życie byłem numerem jeden albo o niego walczyłem.

- Momentu zakończenia kariery w reprezentacji się nie wybiera. Po prostu przychodzi czas, gdy wszystkie znaki na niebie coś człowiekowi podpowiadają - twierdzi Żewłakow. W końcu Boruc powiedział: rezygnuję. Poinformował o tym w marcu na Instagramie. Jego licznik w reprezentacji Polski zatrzymał się na 64. występach, ale w meczu z Urugwajem zobaczymy go jeszcze raz w narodowych barwach. Od kibiców na Stadionie Narodowym dostanie gromkie brawa i usłyszy: dziękujemy. - Moja przygoda z kadrą była trochę roller-coasterem. Cieszę się z tego co osiągnąłem, niczego nie żałuję - powiedział 37-letni Boruc na ostatniej konferencji prasowej.

Żewłakow: Życzę mu, żeby się rozpłakał na boisku i przeżył piękny moment w spotkaniu z Urugwajem. Chciałem dodać jeszcze jedną rzecz. Reprezentacji Polski zawdzięczam bardzo dużo, ale dzięki kadrze poznałem też Boruca. Nigdy z nim nie grałem w jednym klubie. W drużynie narodowej spotkałem Artura, czyli piłkarza, przyjaciela, którego przez cały ten okres traktowałem jak brata.

Janas: Będę w piątek na Stadionie Narodowym. Podziękuję mu za współpracę.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.