Eliminacje MŚ. Czarnogóra - tak mocni, jak ich ostatni mecz

Po porażce u siebie z Danią szanse Czarnogórców na awans skurczyły się do minimum. Dodatkowo na warszawskim stadionie pojawią się w dość mocno przetrzebionym składzie. To zapewnia Polakom doskonałe warunki do przypieczętowania bezpośredniej promocji na Mistrzostwa Świata.

Marcowe cierpienia

Poprzednie starcie z Czarnogórcami pokazało, że potrafią oni być niewygodnym rywalem. Nasi reprezentanci zaczęli starcie w dobrym stylu, dokumentując przewagę golem. W drugiej jednak odsłonie dość nieoczekiwanie rywale potrafili przejać inicjatywę. Nie tylko wyrównali, ale też potrafili stworzyć sobie kilka innych sytuacji, które mogły doprowadzić Adama Nawałkę do szybszego bicia serca. Błysk talentu Zielińskiego i Piszczka pozwolił nam na zdobycie kompletu punktów, jednak gospodarze pokazali się z dobrej strony. Ostry pressing w środku pola powodował, że Polacy rzadko byli w stanie docierać z piłką w okolice pola karnego rywali. Nie pomagało nawet płynne przyspieszanie akcji, większa liczba rywali zostających za linią piłki wystarczała do skutecznego spowolnienia ataków. W ten sposób Czarnogórcy odbudowywali ustawienie, zmuszając nas do ataków pozycyjnych. Z umiarkowanym powodzeniem.

Jesienna Czarnogóra

W ostatnich spotkaniach nasi dzisiejsi rywale starali się powielać ten sprawdzony schemat. Nie spieszyli się z przejęciem inicjatywy, starając się przede wszystkim uszczelnić szeregi defensywne. Po odzyskaniu piłki często nie kalkulowali, starając się zaskoczyć rywala szybkim wyprowadzeniem ataku. Nawet z relatywnie słabymi rywalami piłkarze z Bałkanów mają niskie posiadanie piłki, kładąc na nie jeszcze mniejszy nacisk, gdy wynik jest dla nich korzystny. Ich problemem jest jednak brak planu B. W momencie, gdy stracą bramkę i są zmuszeni do konstruowania ataków pozycyjnych. Bardzo uwypuklił to mecz z Danią, gdzie piłkarze ze Skandynawii po szybko zdobytym golu skupili się na kontrolowaniu sytuacji i byli w stanie zupełnie zminimalizować zagrożenie ze strony przeciwników. Czarnogórcy angażowali w ataki niewielu zawodników, bardziej czekając na błędy rywali, niż faktycznie ryzykując walkę o zwycięstwo. Akcje oparte na podaniach kończyły się po 2-3 próbach, zaś głównym motorem napędowym stawały się nieporadne szarże indywidualne. Taki scenariusz to dla Polaków dobra wiadomość. Dla nas wynik jest korzystny już od pierwszego gwizdka.

Zorganizowani i przezorni

Choć w Czarnogórze brakuje jakości, tym bardziej w przetrzebionym kartkami i kontuzjami składzie, nadal trzeba docenić dobrą dyscyplinę taktyczną w defensywie. Linie poprawnie przesuwają się za piłką, a zawodnicy w ich obrębie zapewniają asekurację dla gracza, który wyszedł wyżej, by poszukać odbioru. W oczy rzuca się też duża pracowitość zawodników, którzy minięci natychmiast starają się wrócić na pozycję i pomóc w głębszej defensywie. Przy wolniej konstruowanych atakach, taka przeszkoda staje się bardzo trudna do pokonania. Przekonaliśmy się o tym zresztą w marcu, kiedy do wyjścia na prowadzenie potrzebowaliśmy rzutu wolnego, wcześniej przez 40 minut odbijając się od defensywnego muru. Nawet kadrowe osłabienia nie powinny znacząco wpłynąć na ich dobrą organizację.

Za wysokie progi

Choć być może tej umiejętności kolektywnej gry obronnej powinniśmy Czarnogórcom zazdrościć nawet i my, nadal jednak pod względem personaliów pozostają oni co najwyżej europejskim średniakiem. Asekurancki styl gry jest wymuszony brakiem alternatywy i jakości z przodu. Agresywny pressing wystarcza do powstrzymywania rywali, ale nie gwarantuje zbyt wiele w ofensywie. Z tego względu Czarnogórcy liczą głównie na stałe fragmenty i ryzykowne wypady. To ciągle za mało na drużyny typu Dania czy Polska i na awans na mundial. Choć na 24-zespołowe EURO może wkrótce wystarczyć.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.