Oni mieli coś do udowodnienia. Bezbłędny Pazdan, Linetty znów zawiódł a Grosicki zakręcił, ale rywalami

Michał Pazdan odnalazł stare dobre "ja", Karol Linetty po raz kolejny nie udźwignął biało-czerwonej koszulki, a plotki o wizycie w kasynie podziałały na Kamila Grosickiego jak płachta na byka. W Erywaniu kilku Polaków miało coś do udowodnienia. I udowodnili - choć nie wszyscy tak, jak chcieli.

W czwartek w Erywaniu Polacy rozegrali kilka meczów. W tym głównym, najważniejszym, mierzyły się reprezentacje Armenii i Polski. Swoje spotkania zagrało także kilku naszych piłkarzy. Oni – walcząc o punkty eliminacji mistrzostw świata – walczyli równocześnie także sami ze sobą. Albo z krytyką. Albo ze złą passą.

W Armenii coś do udowodnienia mieli: Michał Pazdan, który od kilku tygodni budzi się i zasypia z krytyką, Karol Linetty, który kilku ostatnich meczów w kadrze, podobnie zresztą jak Piotr Zieliński, nie może zaliczyć do udanych, a także Kamil Grosicki, oskarżony o przedmeczową wizytę w kasynie.

Wrócił nasz stary znajomy

Duża presja spoczywała przede wszystkim na Michale Pazdanie. Stoper Legii Warszawa przeżywa w tym sezonie trudne chwile. Wraz z mistrzem Polski przegrał na europejskich frontach odpadając i z eliminacji Ligi Mistrzów, i z eliminacji Ligi Europy. Legia zawodzi także w Ekstraklasie. A wraz z nią – Pazdan. Na dodatek w dwóch meczach z rzędu 30-latek obejrzał czerwone kartki. „Pazdi” nie popisał się także w Kopenhadze, stając się poniekąd medialnym kozłem ofiarnym. I choć to nie przez niego Duńczycy rozbili Polaków 0:4, to trzeba przyznać, że z Pazdanem, który zachwycał na Euro 2016, Michała z ostatnich tygodni łączyła tylko fryzura.

Tym razem legionista zagrał jednak bardzo dobrze. W kilku akcjach skutecznie blokował strzały i podania rywali, nieźle ustawiał się w linii z Kamilem Glikiem. Przy straconej bramce to właśnie as AS Monako nie doskoczył na czas do futbolówki. W grze Pazdana było widać wielką premedytację, chęć udowodnienia swojej klasy. Ormianie mieli z nim ciężkie życie. Na dodatek obrońca osiągnął świetną skuteczność podań. I to nie dlatego, że unikał rozgrywania. W pierwszej połowie Pazdan miał 21 celnych podań (z blisko 90 proc. skutecznością!).

Przed meczem z Armenią Pazdan musiał chyba wyłączyć przełącznik odpowiedzialny za stres, bo na stadionie Hanrapetakan nie było go widać nawet przez chwilę. Aż chciałoby się powiedzieć: „witaj stary, dobry Michale!”.

Niedola Karola

Kolejne słabe spotkanie w biało-czerwonej koszulce rozegra Karol Linetty. W Armenii znów brakowało mu dokładności, tak jak w 12 min., gdy stojąc kilka metrów od Grosickiego zamiast pod nogi kolegi, piłkę posłał w aut. Momentami pomocnikowi Sampdorii Genua brakowało też zdecydowania, szczególnie w pojedynkach w których bardziej od umiejętności liczyła się wola walki. Końcowej oceny zmienić nie może nawet kilka niezłych momentów, gdy Karol potrafił na przykład wyprzedzić rywala i dobrym odbiorem rozpocząć kontrę. Przez długie fragmenty biegał jednak z założoną na głowie czapką-niewidką.

Waleczny Zieliński, choć bez magii

Dużo lepiej zaprezentował się Piotr Zieliński. Chociaż przez pierwszy kwadrans „Zielek”, podobnie jak w poprzednich meczach reprezentacji, nie przypominał Zielińskiego-czarodzieja, który zachwyca w Neapolu. Co prawda dużo biegał, pokazywał się na wolnym polu, ale brakowało mu piłki z którą przy nodze prezentuje magię. To jednak właśnie 23-latek miał olbrzymi udział przy bramce Roberta Lewandowskiego. W trójkowej akcji w 17 min. piłkę do Piotrka podał Jakub Błaszczykowski, a ten, nie mając innej możliwości, sprytnie dał się sfaulować. Chwilę później do futbolówki podszedł nasz kapitan i bezpośrednio z rzutu wolnego skierował ją do siatki.

Zielińskiemu należy oddać też bardzo duże zaangażowanie, także w defensywie. Piłkę potrafił wywalczyć nawet na połowie rywala, tak jak w 23 min., gdy wślizgiem dał nam szansę na kontratak. Wślizgami przeszkadzał zresztą rywalom kilkukrotnie. W destrukcji był znacznie aktywniejszy, niż mający przecież defensywne predyspozycje Linetty. Naszą perspektywę zmieniłoby pewnie jedno cudowne zagranie, ale tego w czwartek Zielińskiemu niestety zabrakło.

„Grosik” ucisza krytyków

Coś do udowodnienia miał także Kamil Grosicki. Skrzydłowy Hull City nie musiał co prawda przekonywać nas o reprezentacyjnej klasie; nie raz to właśnie Kamil ratował kadrę z opałów swoimi bramkami, asystami czy szalonymi rajdami, które szachowały rywali; ale ostatnie dni zgrupowania upłynęły 29-latkowi w nieprzyjemnej atmosferze. Tuż przed eliminacyjnym starciem na jednym z twitterowych kont pojawiło się zdjęcie (rzekomo) „Grosika” w kasynie, które mimowolnie stało się wytłumaczeniem jego absencji na jednym z treningów kadry. Plotka głosiła, że Kamil przegrał jednej nocy 2 mln zł i znów jest w szponach nałogu z którym zmaga się od lat. Grosicki oskarżającym go – często bezimiennym – krytykom odpowiedział najlepiej, jak mógł. Już w 2. min wykorzystał sprytne podanie Łukasza Piszczka i pokonał Grigora Meliksetiana. Po trafieniu pobiegł w stronę jednej z trybun, po czym prawą ręką zaprezentował gest „gadania”. – Mówicie sobie co chcecie, mnie to nie rusza – wydawał się mówić pomocnik reprezentacji.

Na konto Kamila należy zapisać także dwie asysty przy bramkach Lewandowskiego. Grę szczecinianina należałoby jednak pochwalić nie tylko ze względu na statystyki. Skrzydłowy Hull był bardzo aktywny. Momentami wydawało się, że tuż przed meczem Adam Nawałka nakręcił swojego ulubieńca niczym katarynkę. Kamila Grosickiego w takiej formie powinniśmy oglądać nie w Championship, ale w Premier League!

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.