Eliminacje MŚ. Polska - Kazachstan 3-0. Gra momentów

Mimo przyzwoitego spotkania w wykonaniu Kazachstanu, różnica klas na korzyść Polaków okazała się na tyle wyraźna, że nasi reprezentanci nie mieli większych problemów z odniesieniem zwycięstwa 3-0.

Momenty nerwowości

Ustawienie wybrane przez Adama Nawałkę mogło budzić lekkie wątpliwości. Duńczycy zmiażdżyli nas wysokim pressingiem mimo, że Mączyńskiemu w wyprowadzaniu piłki pomagał operujący obok niego Linetty. W starciu z Kazachstanem pomocnik Legii musiał radzić sobie sam. Rywale dość umiejętnie to wykorzystywali, zamykając dostępne linie podań i zmuszając nas do gry dłuższymi piłkami. Pod tym pressingiem Polakom udawało się wprawdzie nie tracić piłki, jednakże o jej spokojnym wyprowadzeniu również nie było mowy. Rozpoczynanie akcji środkiem praktycznie nie istniało. Rybus i Piszczek zanotowali ponad dwa razy więcej podań, niż Pazdan i Glik. Z konieczności znaczna większość naszych ataków była więc pchana skrzydłami. Tylko 22 z 86 akcji wykreowanych przez Polaków została przeprowadzona środkiem boiska.

Momenty radości

Mimo braku możliwości sprawnego działania w środku pola, Polacy i tak byli w stanie stwarzać sobie całkiem sporo szans. Tradycyjnie już Kazachowie bardzo mocno gubili się w defensywie i każda, nawet najwyżej zawieszona "świeca" lecąca w pole karne naszych rywali, powodowała zagrożenie. Przeciwnicy mieli kłopoty z wybijaniem prostych piłek, a dodatkowo presja ze strony naszych zawodników w momencie dośrodkowań, pomagała w wymuszeniu błędów. Osiąganie wysokości pola karnego dzięki tworzeniu przewag na flankach, a następnie angażowanie większej liczby graczy w okolicy szesnastki było głównym źródłem kreowanego przez nas zagrożenia. Z 15 akcji z gry zakończonych strzałem, aż 13 zostało rozprowadzonych przez flanki.

Momenty niepokoju

Pojawia się jednak pytanie, w jaki sposób będziemy rozprowadzać akcję, kiedy rywal będzie w stanie bardziej efektywnie zamknąć nas w bocznych sektorach. Liczenie na przebojowość Grosickiego staje się coraz bardziej daremne. Nasz skrzydłowy w ostatnich spotkaniach wygrał ledwie dwa z osiemnastu pojedynków. Nieźle wyglądał Makuszewski, jednak trzeba przypomnieć z jakiej klasy rywalem przyszło nam się mierzyć. Piszczek pokazał, jak wielką pracę na całej długości boiska musi wykonywać boczny obrońca i jak bardzo nietrafioną decyzją było zastępowanie go z Danią mało aktywnym Cionkiem. Mimo, że rozprowadzanie piłki flankami stało na solidnym poziomie, trzeba też jasno powiedzieć, że presujący nieco na wariata rywale często zostawiali tam całe autostrady do wykorzystania.

Polacy zresztą nie pozostawali im dłużni, przez co zwłaszcza w drugiej połowie gra stała się bardzo chaotyczna, a piłka wędrowała od jednej bramki pod drugą, nie napotykając właściwie na żaden opór w środku pola. Dla nas była do całkiem niezła wiadomość, bo można było rozładowywać pressing rywali spokojniejszymi podaniami w zupełnie wyludniony środek. Trzeba jednak przyznać, że presja Kazachów stwarzała nam niemało problemów i gdyby była równie agresywna w środku pola, co na naszych zawodnikach defensywnych, mogłaby skończyć się na czymś więcej, niż tylko na strachu. A i tak wystarczyło, żeby, przykładowo, skuteczność atakujących podań Kamila Glika spadła do 73 procent.

Moment na refleksję

Choć mecz nie pozostawił wątpliwości, która drużyna była w tym spotkaniu lepsza, nie rozwiał też tych dotyczących naszej aktualnej siły. Bez Krychowiaka ewidentnie brakuje nam kogoś, kto byłby w stanie utrzymać piłkę pod pressingiem i zagrać otwierające podanie z głębi pola. W niezbyt dobrej formie są także nasi skrzydłowi, a i obrona sprawiała bardziej monolityczne wrażenie. Na całe szczęście we wcześniejszej fazie eliminacji zapewniliśmy sobie dobrą pozycję startową i nawet przy obecnej słabszej formie mamy wszelkie dane, by zakończyć je pomyślnie dla nas.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.