Andrzej Iwan: Zieliński znów zawiódł. Chłopak nie wytrzymuje presji reprezentacji

Mnie gra z Kazachstanem nie usatysfakcjonowała. Dużo było szarpaniny, kopaniny, bardzo brakowało płynności. Jeśli natomiast chodzi o punkty, to zrealizowaliśmy nasz plan - mówi w rozmowie ze Sport.pl były reprezentant Polski Andrzej Iwan.

Sebastian Staszewski: Czy rację mają ci, którzy twierdzą, że w poniedziałek nie „zdobyliśmy” trzy punkty, tylko je wyszarpaliśmy?

Andrzej Iwan: Zgadza się i nie ma się co tego wstydzić. Takie mecze w końcowym rozrachunku są bardzo istotne. Po wysokiej porażce w Danii przyszła trudna chwila o której trzeba było zapomnieć. I udało się! Uffff…

Poczuł pan ulgę po ostatnim gwizdku sędziego Andrisa Treimanisa?

Ulga była, ale mnie, jako kibica, gra w meczu z Kazachstanem nie usatysfakcjonowała. Dużo było szarpaniny, kopaniny, bardzo brakowało płynności. Szczerze? Tego się spodziewałem. Nie możemy też zapominać, że kilka naszych akcji wzbudziło aplauz. Chociażby pierwsza sytuacja bramkowa, czy podanie piętą Roberta Lewandowskiego do Arka Milika. Ale więcej niż kunsztu, było walki. Najważniejsze jednak, że zrealizowaliśmy plan. Kiedy będziemy kupować bilety do Rosji, nikt nie będzie pamiętał o tym meczu.

Odwrócę pytanie: serce zadrżało, kiedy tuż po przerwie do siatki trafił Isłambiek Kuat?

Oj tak. Sędzia Treimanis słusznie jednak odgwizdał faul, bo Kazach przeszkadzał Łukaszowi Fabiańskiemu. Zwróciłbym jednak uwagę na to, że w drugiej połowie odcięło nam prąd. W przypadku Macieja Makuszewskiego to nie dziwi, bo w Lechu Poznań też często jest zmieniany, ale nawet Kamilowi Grosickiemu brakowało powietrza w płucach. Przez ponad dwadzieścia minut gra toczyła się pod dyktando rywali.

W poniedziałek wygraliśmy skuteczną grą obronną, której tak brakowało w Kopenhadze?

Przede wszystkim pamiętajmy, że to byli tylko Kazachowie. Wiadomo było, że nie czeka nas piękne widowisko. Raczej spodziewaliśmy się wojny. Już w Astanie rywale pokazali, że walczą wręcz, są niewygodni. Zresztą to zapowiadał ich trener Aleksandr Borodiuk. Ale skoro rozmawiamy o obronie, to chcę powiedzieć, że odkryciem meczu był Michał Pazdan.

Dlaczego właśnie on?

Bo to był Pazdan z najlepszych czasów. Był filarem.

A kto zawiódł?

Piotrek Zieliński. I to bardzo.

W meczu z Danią też prezentował się słabo.

Jeśli będziemy grać z Hiszpanią lub Włochami, Piotr trafi na piłkarzy o podobnych warunkach fizycznych, co jego. Ale taka sytuacja będzie rzadkością. Rywale raczej będą więksi. A dla Zielińskiego to problem. Dziwne, bo tak utalentowany chłopak powinien sobie z tym radzić. Radzi sobie w Serie A, a w kadrze nie pokazuje pełni możliwości.

Może to problem psychiki?

Tak mi się wydaje. To ma być lider, a jednak w reprezentacji nie czuje się tym, kim powinien być. Nie wiem czy nie przyćmiewa go blask gwiazdy Lewandowskiego, Błaszczykowskiego i innych.

Do gry wrócił długo wyczekiwany duet Lewandowski-Milik. Warto było czekać?

Chłopaki robią wielką robotę. Jeśli wesprze ich silna defensywa, to za miesiąc – z Armenią i Czarnogórą – będzie dobrze.

Adam Nawałka po wygranych meczach lubi powtarzać „brawo drużyna”. Po tym meczu my możemy powiedzieć „brawo trener”? Zmiany przeprowadzone przez selekcjonera okazały się trafione.

Z akcji tria: Maciej Rybus-Maciej Makuszewski-Arkadiusz Milik padła pierwsza bramka. Korekty były pewne jak to, że Adam nie zburzy drużyny. Na szczęście podjął dobre decyzje. Potwierdzeniem tego jest właśnie wspomniane trafienie Milika. A więc brawo drużyna, brawo trener!

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.