Zbigniew Boniek dla Sport.pl: W eliminacjach naprawdę dobrze zagraliśmy dwa razy

- Nie ma co owijać w bawełnę: w Kopenhadze przeszliśmy obok meczu i już na rozgrzewce było widać, że coś jest nie tak - mówi Sport.pl Zbigniew Boniek o 0:4 z Danią. W poniedziałek o 20.45 Polska-Kazachstan

Paweł Wilkowicz: Potrafi pan już na chłodno ocenić to, co się stało w Kopenhadze?

Zbigniew Boniek: To nie był mecz, który można na gorąco ocenić błędnie.

Dlatego, że już właściwie po pierwszej połowie wszystko było jasne?

Ci, co się dobrze znają na piłce, pierwsze analizy mogli robić już po rozgrzewce. Oglądałem tę rozgrzewkę zaniepokojony, bo nie widać było tej koncentracji co zwykle. Takie rzeczy się zdarzają w grupie. I nie ma co owijać w bawełnę: przeszliśmy obok tego meczu. Nie było nas. A teraz trzeba szybko wrócić na właściwe tory, co wcale nie jest takie proste. To się nie dzieje na machnięcie ręką: przegraliśmy, ale za trzy dni już znowu wszystko będzie jak przedtem. Trzeba nad tym pracować, odbudować poziom koncentracji, uważności, itd. To nie są rzeczy proste. W Kopenhadze się nie udało zareagować i odbudować podczas meczu. Niby chcieliśmy, ale już brakowało tej koncentracji. Siły też. Chęci pójścia na wymianę ciosu, odpowiedzi na siłowy futbol rywali, też nie było. Albo inaczej: chęci może były, ale jeśli mentalnie nie jesteś gotowy do wyzwania, to ciało cię nie słucha. A Duńczycy grali bardzo prosto. Dwóch dobrych szybkich skrzydłowych, którzy byli wzmacniani przez bocznych obrońców, długa piłka do środkowego napastnika, do niego podłączali się dwaj środkowi pomocnicy. W dziecinny sposób nas ograli.

Pytanie: dlaczego drużyna nie była mentalnie gotowa?

Nie wiem, czasami po prostu tak jest w grupie ludzi. Każdy ma czasem taki dzień, że wstanie nie tak jak trzeba i choćby potem chciał, to nie wychodzi. Biorytm nie taki. W Danii tak było. A może też polski piłkarz bywa na różne sprawy podatny. Wokół była ciągła podnieta rankingami, koszykami, autostradami do Moskwy. A ja ciągle mówię: my nie jesteśmy piątą, ani ósmą drużyną świata. Jesteśmy w gronie 20-30 mocnych drużyn i jeśli jesteśmy w formie, to wygrywamy sporo meczów. Ale możemy też łatwo przegrać, bo jest dużo reprezentacji które prezentują poziom podobny do naszego. I teraz musimy jak najszybciej odbudować koncentrację, żebyśmy znów byli w zwycięskiej formie. Mamy trenera który nad tym czuwa. A słabszy mecz się zawsze może przydarzyć. Jeśli ktoś robi już z polskiej kadry mistrzów, to ja odpowiadam: mamy bardzo dobrą reprezentację. Gdy jest skoncentrowana, przygotowana i nie myśli o niczym innym poza meczem, to jest super.

I z Kazachstanem ma już być super?

Gdy słyszę: dobrze że teraz wypadł Kazachstan, to się zastanawiam: gdyby dziś wszystkim z Legii powiedzieć: jak dobrze że gramy akurat z Kazachstanem, to kupiliby to? Już się przekonali jak to jest. A nasz poniedziałkowy mecz z Kazachstanem jest podobny do walki Legii z Astaną. Na papierze niby jesteśmy lepsi. I tyle.

Reprezentacja też się nie  tak dawno przekonała, jak to bywa z Kazachami.

Dlatego nie ma co sobie wmawiać, że tu kiedykolwiek była jakaś autostrada i że Polska awansuje z tej grupy do mundialu bez żadnego cierpienia. Spójrzmy uczciwie: mamy więcej punktów niż na to zasłużyliśmy. Naprawdę dobrze zagraliśmy dwa razy. Dwa razy z Rumunią. A inne mecze to było przepychanie wyniku. Z Danią wygraliśmy u siebie, choć było gorąco, z Armenią jeszcze w ostatnich minutach byliśmy bliżsi stracenia drugiego gola, a nie strzelenia go. I my naprawdę o tym pamiętamy. Przecież nie mogę po każdej informacji na temat naszego awansu w rankingu FIFA wygłaszać dementi, że to miejsce nie jest realną oceną naszej siły. Ale my to wiemy, proszę wierzyć. Ja sobie zdaję sprawę, trener sobie zdaje sprawę. Cały czas pracujemy nad tym, żeby drużyna była mocniejsza.

O tym przepychaniu wyników już przed meczem mówił trener Duńczyków Age Hareide: że siłą Polski jest pewność siebie i ta pewność pomogła w wyrywaniu punktów z bardzo trudnych sytuacji. Mecz też pokazał, że Hareide rozpracował Polaków znakomicie.

Musimy pamiętać o jednej rzeczy: już nie tylko my świetnie wiemy jak gra Polska. Nie tylko my rozkładamy przeciwników na czynniki pierwsze, ale i oni nas. Trzeba zacząć myśleć, co w tej grze zmienić, żeby być dla przeciwników mniej przewidywalnym. Hareide mówił po meczu: Polska jest zespołem powtarzalnym. I to akurat uznaję za komplement, powtarzalność świadczy o dobrym ułożeniu taktycznym. Chodzi tylko o to, żeby powtarzalność nie była zbyt duża, bo wtedy staje się ułatwieniem dla rywala.

W tych eliminacjach widzieliśmy już, jak Polska doszła do tej granicy, za którą nic zaskakującego nie dało się wycisnąć z ustawienia 4-4-2: w meczu z Armenią, pierwszym bez Arkadiusza Milika. Potem była zmiana ustawienia na 4-5-1, która zadziałała świetnie i zaskoczyła Rumunów. Ale czy teraz z kolei w tym ustawieniu Polacy nie doszli do ściany i nie pora znów się przełączyć na inny tryb?

Nie chcę wchodzić w szczegóły bo z tego nic dobrego nie będzie w kontekście najbliższego meczu. Zostawiam to wszystko trenerowi, on sobie świetnie zdaje sprawę z tego na których pozycjach jest słabiej, na których przydałaby się zmiana obsady. Oczywiście pomysł taktyczny też trzeba zmieniać, rozwijać.

Kopenhaga to był ten moment, gdy do Polaków dotarło, że za miejsce w czołówce płaci się taką cenę: jesteś chętniej oglądany i jesteś rozpracowany?

Ostatnio dużo było o tym, jakie ten ranking daje przywileje, ale on też powoduje, że ktoś kto gra z Polską się nakręca. Tak, my już rywali nakręcamy i musimy sobie zdawać sprawę, że to podnosi stopień trudności. Trzeba być zawsze pod prądem. W Danii nie byliśmy do niego podłączeni. Z Kazachstanem musimy być. I wcale bym się nie zdziwił, gdyby ci najsłabsi z Kopenhagi byli najlepsi przeciw Kazachstanowi.

Więcej o:
Copyright © Agora SA