Eliminacje MŚ. Dania - Polska 4-0. Wyższa poprzeczka

Choć każda seria kiedyś się kończy, mało kto spodziewał się, że passa meczów Polaków bez porażki zostanie przerwana w tak spektakularny sposób. Na twarde warunki postawione przez Duńczyków zawodnicy Nawałki nie potrafili znaleźć odpowiedzi.

Inna Dania

Polacy mieli prawo czuć się zaskoczeni. Zagrali z zupełnie inną Danią, niż ta, która występowała w eliminacjach do tej pory. Widać, że w sztabie naszych rywali nastąpiło mityczne "wyciągnięcie wniosków" po poprzednich, średnio udanych meczach. Skandynawowie zagrali bardzo agresywnie, skutecznie paraliżując nasze próby rozprowadzania akcji. Dość szybko okazało się, że gdy rywal nie broni się głęboko, czekając na rozstrzelanie, Biało-Czerwoni mają problem z rozpoczęciem ataku pozycyjnego. Linetty i Mączyński nie zawodzili, gdy zostawiano im mnóstwo miejsca w środku pola. Kiedy jednak wymuszano na nich działanie pod presją czasu, zaczynały się schody. W podobny zresztą sposób zachowywali się obrońcy. Pomysł Duńczyków okazał się tym samym genialny w swojej prostocie. Zamiast próbować powstrzymać naszych skutecznych zawodników ofensywnych, atakowali relatywnie słabszych defensywnych, zanim piłka zdołała dotrzeć do tych, którzy byli w stanie stworzyć realne zagrożenie.

To jednak nie koniec zmian przeprowadzonych przez Agego Hareide. Nakazał on swoim podopiecznym znacznie bardziej ryzykować przy wyprowadzaniu akcji. Skończyło się tym samym podawanie piłki wszerz boiska, w celu stworzenia sobie odrobiny miejsca. Duńczycy znacznie bardziej ryzykowali, grali sporo podań, których szanse przejścia nie były duże, ale które mogłyby otworzyć sporo miejsca. Dodatkowo po raz pierwszy od dawna nasi rywale zdecydowali się środki prostsze. Nie brakowało długich piłek, czy to granych bezpośrednio na Corneliusa, czy w boczne sektory na wysokości pola karnego. Przy przeciętnej postawie naszej defensywy to wszystko przełożyło się na dużą liczbę sytuacji wykreowanych przez rywali.

Inna Polska

Nam z kolei szans brakowało zupełnie. Znowu oglądaliśmy stare obrazki Lewandowskiego czekającego na piłkę i schodzącego coraz głębiej do środka pola. Nie towarzyszył temu ruch innych zawodników na pozycje, przez co Polacy sami skutecznie uniemożliwiali sobie zagrywanie podań atakujących. Duńczycy przy tym starali się być w każdej sytuacji blisko rywala z piłką. Nie chodziło nawet o próby odbioru, celem często było tylko spowolnienie ataku. Nasi rywale mieli świadomość, że w starciach jeden na jednego Grosicki czy Zieliński będą trudni do zatrzymania. Postanowili więc opóźniać akcje na tyle, że nawet w momencie udanej akcji indywidualnej któregoś z naszych zawodników, w okolicach pola karnego Duńczyków wyrastał mur. Polacy niestety podejmowali taką grę. Zamiast szukać ryzyka, starali się wypracowywać sobie dogodne sytuacje do rozprowadzenia akcji. To nigdy nie następowało. Nawet wyłamujący się wszelkim schematom Grosicki często wpadał w tę pułapkę spowalniania akcji. Przez to nie tylko nie funkcjonował środek, ale i skrzydła. Problem potęgował fakt, że nie udawało nam się na nich tworzyć przewagi. Ruszający z obiegiem Cionek to nie to samo, co ruszający z obiegiem Piszczek, zaś znajdujący się poza formą Błaszczykowski nagle okazuje się kolejnym zawodnikiem nie do zastąpienia.

Nie tak mocni, jak się nam wydaje

Udane ostatnie występy plus wywindowany ranking FIFA nieco uśpiły naszą czujność. Owszem, potencjał Polaków w ofensywie jest ogromny. Lewandowski, Zieliński czy Milik to ścisła europejska czołówka na swych pozycjach. W tyłach jednak daleko szukać równowagi. Choć nawet i w obecnej formie Pazdan, Jędrzejczyk czy Mączyński wystarczą na pewne pokonanie Kazachstanu, ciężko spodziewać się, aby byli oni w stanie zagrać równie udany turniej, co przed rokiem. Tym bardziej widoczny staje się brak Krychowiaka, który w starciach takich, jak to z Duńczykami, kiedy rywal naciskał ostrzej, był w stanie wziąć ciężar gry na siebie i utrzymać się dłużej przy piłce. W ostatnich miesiącach polska ekipa mierzy się głównie z zespołami, które nastawiają się na kontrę, czekając na rozstrzelanie, które prędzej czy później i tak następuje. Duńczycy pokazali, że można inaczej, wyznaczając ścieżkę innym. I trzeba się obawiać, że inni z tej ścieżki skorzystają.

Więcej o:
Copyright © Agora SA