Polska - Rumunia 3:1. Zbigniew Boniek dla Sport.pl: Były problemy, ale nie było nerwów. To jest drużyna poukładana, no i jest On. A On jak widzi dwa centymetry przestrzeni w bramce...

- Widać było, że to był mecz podczas wakacji.. Ale ta drużyna wie jak ugrać punkty. I teraz przed nami jesień stawiania pieczątek. Niedługo zdecydujemy czy jednak nie pojechać się rozejrzeć do Rosji przed zapewnieniem sobie awansu - mówi Sport.pl prezes PZPN Zbigniew Boniek.

Paweł Wilkowicz: Widzę, że pan już na Twitterze na rosyjski przeszedł. Wreszcie można powiedzieć głośno: Polska na ten mundial pojedzie?

Zbigniew Boniek: Ten rosyjski to dla zabawy i odreagowania. Jeszcze mecze trzeba wygrać, trochę punktów zdobyć, ale tej grupie ludzi nie grozi, że pokpi te sprawy, więc można pożartować. Był czas euforii po Euro, wtedy trzeba było zareagować, zresetować, bo drużyna to żywy organizm i trzeba o niego dbać. Ale teraz to jest już odległe. Przed nami jesień. Czas stawiania pieczątek i czas piłek meczowych. Pierwsza będzie we wrześniu z Danią.

Z Rumunią to był mecz, który trzeba po prostu wygrać, a potem zapomnieć?

Mecz był średni, brakowało rytmu, ale zwycięstwo było pewne. To świadczy o tym, że ta drużyna ma swoją siłę, przekonanie, umie się do meczu przygotować. Wie, po co wychodzi na boisko, wie jak te punkty ugrać. Po zawodnikach było widać, że to nie jest najlepszy okres do grania w piłkę. Że jesteśmy po dwóch, trzech tygodniach wakacji. Nie taka szybkość, nie takie reakcje. Dwie bramki dołożyliśmy z karnych, z akcji bywały problemy. Nawet Robert ze dwa razy  poszedł do przodu jak nie Robert. Gdyby był w pełnej formie, to nikt by go nie zatrzymał. Były problemy, ale nie było nerwów. Bo ta drużyna jest zaprawiona w wygrywaniu. I może najlepiej to zmierzyć właśnie meczami z Rumunią. Przecież my tak historycznie zawsze się z Rumunią męczyliśmy. Zawsze na ich tle słabo wyglądaliśmy. A w tych eliminacjach oni na naszym tle źle wypadli.

Najbardziej w sobotę brakowało rytmu w ataku: tu zabrakło metra przy podaniu, tam lepszego momentu zagrania, po rajdach Kamila Grosickiego piłka trafiała do nikogo i wysiłek się marnował.

Tak to jest w wakacyjnym graniu. Wypadasz na chwilę z rytmu grania co tydzień czy co trzy dni i gubisz wyczucie momentu. A wystarczy, że timing się psuje o jeden czy dwa procent i już to potem na boisku widać. Nie ma co narzekać. W tym terminie, po takim wyniku – dobry wieczór i to się liczy. A teraz cała wajcha na Euro U-21, żeby zrobić turniej który się spodoba. Przyjrzymy się, jakich mamy młodych piłkarzy i na co ich stać.

Najwięcej wątpliwości było co do zmian: Polska kończyła mecz z trzema napastnikami na boisku. Trener coś sprawdzał przed Danią?

A to już trzeba trenera pytać. Mnie się wydaje, że przy stanie 3:0 miał swobodę. Jeśli chciał dowartościować kogoś, kto ostatnio grał mniej, jego pełne prawo. Dla mnie to przy tym wyniku nie jest żadnym problemem. To był taki mecz, w którym siłę pokazała cała drużyna. My mamy ciągle jakiś problem na przykład z Thiago Cionkiem. Wypada Kamil Glik i zaraz jest biadanie, co teraz, jak go zastąpić. Wyszedł w sobotę Thiago Cionek i moim zdaniem on nie był pewny. On był arcypewny. Rumun przy nim sztycha nie zrobił. Piotr Zieliński się rozwija. Karol LInetty nabiera doświadczenia. Bardzo dobrze grał z Rumunią między liniami. Krzysztof Mączyński – kolejny na plus. Nie chcę zresztą tak wyróżniać, bo oni jako całość są dobrze poukładani. No i jest On. A On jak widzi dwa centymetry przestrzeni w bramce to potrafi tam zmieścić.

On się w sobotę mocno męczył, a i tak schodził z hattrickiem.

Moim zdaniem w przypadku Roberta nie wolno nadal zapominać o tej kontuzji barku z meczu z Borussią. Ona go wybiła z rytmu, on jeszcze z tego powodu cierpi. Ten prawdziwy Robert wróci dopiero po wakacjach, trzeba dać mu czas, w takich sytuacjach nie da się inaczej. Mówię: prawdziwy Robert, nie mając na myśli strzelania bramek, bo on to umiał zawsze. Tylko o samej grze. Przez ostatnie półtora miesiąca przez tę kontuzję nie mógł nabrać rozpędu i widać, że dziś go znacznie więcej kosztuje zrobienie tego, co wcześniej przychodziło naturalnie. Ale on sobie jakoś radzi, nie skarży się. Bramki ma w DNA. Gdy podchodzi do karnego, to wszyscy na trybunach już mu dopisują gola. Tylko moja żona nie, ona mówi: ja się boję. Ja jej mówię, że niepotrzebnie. To też jest bardzo ważne dla drużyny, że ma tę pewność: jeśli wywalczymy karnego,  to z Robertem w składzie oznacza gola.

Będzie teraz jak przed Euro 2016, gdy z szukaniem turniejowej bazy czekaliście aż awans będzie pewny, żeby nie zapeszyć?

Może tym razem sytuacja będzie inna, bo inne też są okoliczności. Nie wykluczam, że trzeba będzie na Wschód zajrzeć szybciej.

Dyrektor kadry Tomasz Iwan mówił , że foldery z ośrodkami docierają do PZPN już od jakiegoś czasu, ale na razie jeszcze się do nich nie przymierzacie.

Decyzja zapadnie za kilka dni. Nie wykluczam, że jednak będziemy do tych folderów zaglądać i sprawdzać na miejscu. A teraz pora wyładować adrenalinę, w niedzielę gram w Madrycie, mecz Real – Roma, Old Stars. Ponoć stadion wyprzedany. Nawet nie wiem do końca, na jaki cel będą pieniądze z meczu i kto zagra, bo się trochę wahałem: co będzie jak mecz z Rumunią się nie uda, czy jechać. Powiedziałem w końcu: dobra, przyjadę, tylko mi na razie tym gitary nie zawracajcie. A po takim zwycięstwie nad Rumunią, jak tu nie jechać? Może dam radę. Kiedyś to człowiek jechał do Madrytu gole strzelać, a teraz, to byle nie odstawać.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.