Czy Lewandowski został potraktowany sprawiedliwie? Siadaliśmy jak po swoje. I potem taki cios

Robert Lewandowski jest w plebiscytach traktowany niesprawiedliwie. Ale czy akurat w "Złotej Piłce" 2019?

Żyliśmy życiem zastępczym, siadaliśmy jak po swoje. Emocji wokół tej gali było więcej niż w sobotę przed losowaniem grup Euro. Odliczanie, podgrzewanie, wysłannicy z Polski do Paryża. Skoro Robert jedzie, to musi coś wiedzieć (nieważne, że ludzie z jego otoczenia zaprzeczali, żeby coś na temat wyników wiedział), sami wyciągnijcie wnioski. Skoro siedzi przy Messim, to musi być dobrze. I potem taki cios.

Geniusz Lewandowskiego! Tylko spójrzcie na tę akcję [WIDEO]

Zobacz wideo

Robert Lewandowski ósmy. Nie był w pierwszej piątce zbiorczych zestawień głosów na żadnym kontynencie, nawet u siebie w Europie. Od pierwszej piątki całego głosowania dzieliły go dwa światy: nawet gdyby dostał cztery razy więcej punktów niż dostał (czyli 44), nie wyprzedziłby piątego Mohameda Salaha (178 pkt). Nawet gdyby miał dziesięć razy więcej punktów, nie wyprzedziłby trzeciego Cristiano Ronaldo (476 pkt). Pierwsze miejsce dostał od dziennikarza z Polski i Niemiec, w trójce był u głosujących z Serbii, Hondurasu, Turks i Caicos, Kambodży, Pakistanu, w piątce w Szwajcarii, Mołdawii, Białorusi, na Sri Lance, w Nikaragui, w Czechach, na Węgrzech, na Malcie, Cyprze, w Gwinei Równikowej i w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Przy ogłoszeniu wyniku ciężko przełknął ślinę. A przecież to był dla niego, dla polskiej piłki, dla Bayernu bardzo dobry dzień.

Bundesliga ma kryzys? To co mają Hiszpanie?

Robert Lewandowski został ósmym piłkarzem 2019 roku, mimo że przez pierwsze półrocze nie zdobył żadnego gola w Lidze Mistrzów, w kadrze strzelił do końca czerwca tylko dwa - i już się pojawiały rozprawy o strzeleckim kryzysie u Jerzego Brzęczka - a Bundesligę skończył z 22 golami, czyli najmniejszym dorobkiem od czterech lat. I w plebiscycie FIFA Best, kończącym się wcześniej, w ogóle nie był nominowany do dziesiątki. Robert Lewandowski jest ósmy w ”Złotej Piłce” w roku, w którym żaden z grupowych rywali Polaków na Euro 2020, z Hiszpanami na czele, nie dostał się do trzydziestki. Wywalczył sobie miejsce w pierwszym rzędzie paryskiej gali jesiennymi fajerwerkami, mimo że głosowanie zakończyło się już w dniu fantastycznego meczu z Borussią Dortmund, a potem były przecież jeszcze kolejne gole i rekordy, rajdy w meczach ze Słowenią i Fortuną Duesseldorf oraz czteropak w Belgradzie. I co jeszcze ważniejsze: wywalczył sobie to miejsce genialną jesienną formą, mimo że już mu przylepiono łatkę piłkarza, który jesienią zawsze jest mocny, a problemy ma wiosną.

Bayern Monachium, pożegnany w 1/8 finału Ligi Mistrzów, ma jednego piłkarza w dziesiątce, tak jak Barcelona. Żadnego piłkarza nie ma Real Madryt. Rozprawialiśmy przed ogłoszeniem wyników plebiscytu o tym, jak Lewandowskiemu ciąży Bundesliga i jej miejsce na uboczu wielkiej piłki, ale ktoś tu chyba w wielkiej piątce lig Europy ma wizerunkowy kryzys wymagający większej uwagi. Tezy , że Lewandowski szturmowałby podium, gdyby robił to co robi, ale w koszulce Barcelony i Realu, w tym plebiscycie mocnego potwierdzenia nie znalazły, delikatnie to ujmując. Mówimy o głosowaniu, w którym Riyad Mahrez wypchnął z pierwszej dziesiątki jednego z bohaterów Ligi Mistrzów i bohatera transferu do Barcelony Frenkiego de Jonga.

Za świetną jesienią musi pójść wiosna

La Liga, Ligue 1, Serie A i Bundesliga mają w Top 10 po jednym przedstawicielu. Resztę zgarnęła Premier League. Dziś największą siłę noszenia w takich głosowaniach mają dwa miasta położone od siebie o godzinę jazdy samochodem, Liverpool i Manchester. I w czasach gdy sportowa potęga Premier League znów dorównuje jej potędze medialnej, trzeba doceniać każde miejsce w dziesiątce dla piłkarza z Bundesligi i piłkarza bez globalnych kontraktów reklamowych. Nawet jeśli chodzi o piłkarza, który już kiedyś był w tym plebiscycie czwarty. Lewandowski był pierwszy obok podium w 2015, po pięciu golach z Wolfsburgiem i jesiennych rekordach skuteczności, ale podbitych jednak wcześniej półfinałem Ligi Mistrzów z golem strzelonym Barcelonie, w masce chroniącej połamane kości twarzy i przy pochwałach Pepa Guardioli, że to najbardziej profesjonalny piłkarz na świecie. I to był ostatni sezon, w którym gwiazdy Bundesligi dostawały cokolwiek na kredyt. Również ostatni sezon, w którym Lewandowski dostawał coś na kredyt. Potem już zaczęły mu ciążyć nieudane turnieje z reprezentacją (Euro 2016 było dla niego udane jako kapitana kadry, ale dla Lewandowskiego łowcy bramek – nie), słabsze wiosny w Lidze Mistrzów. I dziś, gdy jest najlepszym napastnikiem świata, nadal nie ma dla niego innej drogi do podium plebiscytu niż wygranie czegoś ważnego w pucharach albo w turnieju reprezentacji.

Miejsce w pierwszej piątce byłoby sprawiedliwe. Ale mechanizm głosowania sprawiedliwości nie obiecuje

Czy ósme miejsce jest sprawiedliwe? Pewnie nie jest, miejsce w pierwszej piątce byłoby w sam raz. Ale sprawiedliwość nie jest wpisana w mechanizm głosowania w tym plebiscycie. To nie jest ranking, analiza, ani synteza, to jest plebiscyt. Podliczenie "uważam, że…" z całego świata, a nie "wiem, że" (np. fiński dziennikarz z "Ilta Sanomat" dał na czwartym miejscu Dusana Tadicia, a na piątym Heung-Min Sona, kto mu zabroni tak uważać?). I nie ma co kopać się z koniem o to, że naszego krzywdzą. Nie krzywdzą. Kiedyś go krzywdzili, wtedy gdy go brakowało wśród 23 nominowanych za 2014 roku, w 30 nominowanych za 2018. Bo na etapie nominacji jak najbardziej można od organizatora poważnego plebiscytu wymagać sprawiedliwości. A Lewandowski nawet w słabszym roku jest wśród najlepszych piłkarzy świata, czy ich jest 23 czy 30. Wtedy, w 2014, naprawdę zwątpił o co tu chodzi: dajecie mnie wysoko za cztery gole z Realem w 2013, a nie dajecie mnie w ogóle rok później, gdy pierwszy raz w karierze jestem królem strzelców jednej z pięciu najważniejszych lig na świecie?

W kolejnych latach było i to wspomniane czwarte miejsce, i 16. miejsce w 2016 za Ruim Patricio i Jamie’em Vardym i brak nominacji w ogóle w roku mundialu 2018. To jest kontekst, o którym nie wolno zapominać. Lewandowski odwojował sobie miejsce w czołowej dziesiątce w czasach, gdy się już od niego wymaga dużo więcej niż kiedyś, i w czasach gdy się rzeczy oszałamiających już nie szuka w Bundeslidze. A do tego przyjazdem na galę zrobił sobie świetną reklamę. Czerwony dywan i  ścianka z Anną, pierwszy rząd z Messim, wręczanie nagrody Jaszyna, piękna scenka z Drogbą, dobre rozmowy po gali. I tak poza wszystkim: jest o niebo lepiej być na gali i na oczach kamer przełknąć ciężko ślinę po miejscu pod koniec dziesiątki, niż krzyczeć z daleka, że "le cabaret" po miejscu szesnastym. Budzić sympatię – to nigdy nie jest zły pomysł. Nie tylko w plebiscytach.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.