Piłkarze śmieją się sędziom w twarz. Jeden opluty, inny uderzony z główki. "I co mi, k***a, zrobisz?"

Jeden opluty i uderzony głową, drugi odepchnięty. Trzeci zwyzywany, i do domu wracał porysowanym autem. Zawodnicy na boisku śmieją się sędziom w twarz. "I co mi, k***a, zrobisz"? A arbitrzy mają już dość bierności wobec patologii.

“Zauważyłem, że zawodnik biegnie w moim kierunku, lecz myślałem, że chce dyskutować ze mną na temat kary lub okazywać niezadowolenie. Zostałem uderzony przez niego głową w twarz. Atak był wykonany bardzo dynamicznie. Upadłem na murawę około półtora metra od miejsca uderzenia. Ocknąłem się już na ziemi”.

To fragmenty raportu sędziego Szymona Pawłowskiego po meczu Pomorzanka Jarosławsko – Zorza II Dobrzany, w B-Klasie. 18-letni arbiter pokazał 39-letniemu piłkarzowi żółtą kartkę. Była wynikiem komentarza do jednej z decyzji (konkretnie słów “co ty, k***a, odpi*****sz”) oraz wymachiwania rękami w geście niezadowolenia. Nazwiska piłkarza Pawłowski nie zdążył porządnie zanotować, bo dostał cios. Raport z meczu też napisał nieco później niż zwykle. Już po podróży karetką do szpitala i opatrzeniu złamanego nosa.

Zobacz wideo

"Będziesz zapier***ony na mieście"

Bydgoska B-klasa, Tuchola, mecz miejscowego TKP z Tarpanem Mrocza. Zawodnik Tarpana Majdi Moumni po otrzymaniu drugiej żółtej kartki za dyskusję z arbitrem nie wytrzymuje: wraca na boisko i atakuje prowadzącego zawody.

Tunezyjczyk bronił się potem, że pod jego adresem cały czas padały rasistowskie określenia, a sędzia na nic nie reagował.

To dwie z co najmniej kilkunastu, a może kilkudziesięciu sytuacji naruszenia nietykalności cielesnej sędziego, do których doszło w ostatnim miesiącu. A można wypunktować jeszcze kilka październikowych patologii na polskich boiskach. Również dyskwalifikację dla gracza Lechii Żarko Udovicica za odepchnięcie sędziego technicznego podczas derbowego meczu z Arką Gdynia.

Warto przypomnieć, że na mecz Polonii Jastrowie z Sokołem Kościerzyn Wielki musiała przyjeżdżać policja. Wezwał ją arbiter, po tym jak w 75. minucie spotkania dostał od piłkarza z główki. Że w A-klasie w starciu Łabędzianki Widuchowa z Odrzanką Radziszewo zawodnik gości zaatakował arbitra i zabrał mu kartki. Że w Kujawsko-Pomorskim w Śliwicach jedno spotkanie zostało przerwane po tym, jak gracz przekazał sędziemu, że ten zostanie “zapier***ony na mieście”. Już na boisku naruszono jego nietykalność. W Koronowie, gdzie Victoria mierzyła się z GLKS-em Dobrcz-Wudzyn, oprócz pchnięcia sędziego i zwyzywania go, porysowano mu auto. W starciu Górnika Boguszowice z Polonią Niewiadom pobicia arbitra dopuściło się dwóch graczy Górnika. Sprawą zajęła się policja. Komisja ds. Dyscypliny podokręgu Rybnik już zawiesiła dwóch graczy.

Sędziowie schodzą do szatni

W październiku rozpoczęła się akcja #SzacunekDlaArbitra, która wspiera sędziów i ma zwrócić uwagę na ich trudną sytuację. Wydaje się, że sędziowie zaczynają na patologię reagować, jednoczą siły. Czasem mniej lub bardziej pomagają wydziały dyscypliny, czasem sądy, może kiedyś mocniej reagować będzie policja.

Sankcje dla agresywnych graczy i ich klubów są dwojakie. Sędzia, który został uderzony i czuje zagrożenie, może zakończyć mecz i zejść do szatni. W praktyce to zwykle oznacza walkower.

- Sędziowie teraz rzeczywiście reagują. Gdy coś jest nie tak, kończą mecze. Wcześniej było to niespotykane - mówi Sport.pl Paweł Aptowicz, arbiter i prawnik. Dodajmy, że we wszystkich opisanych powyżej przypadkach (oprócz Koronowa) tak się właśnie stało. Sędziowie obecnie nie czekają na przypadki skrajnej agresji. Coraz częściej zdecydowanie reagują już na popchnięcia. Tak stało się np. w meczu Ikara Krosino z Wiarusem Żółtnica. Popchnięty arbiter od razu wysłał wszystkich do szatni (sytuacje można zobaczyć TU). To, że sędziowie częściej decydują się na takie rozwiązania nie znaczy, że zawsze otrzymują za to brawa, także od swoich zwierzchników.

- Różnie to wychodzi. Znam sytuację, że arbiter, który zakończył mecz przed czasem za naruszenie jego nietykalności, został potem zdyscyplinowany, że pośpieszył się z taką decyzją - przypomina sobie Aptowicz. 

Walkower to nie jedyna kara. Może skończyć się nawet wykluczeniem z rozgrywek, wydział dyscypliny nakłada też sankcje indywidualne.

W pierwszym opisywanym przez nas przypadku 39-letni zawodnik Pomorzanki za uderzenie z główki dostał 5 lat dyskwalifikacji. Jego kolega za oplucie arbitra - 3 lata. Sam klub został natomiast wykluczony z rozgrywek w sezonie 2019/2020. Zachodniopomorski ZPN wytoczył zatem najcięższe działa.

- Wiem, że PZPN zbiera te wszystkie przypadki, pracuje nad ustaleniem wspólnej polityki dyscyplinarnej, by poprawić sytuację - uzupełnia Aptowicz.

Kujawsko-Pomorski Związek Piłki Nożnej krewkiego Tunezyjczyka z Tarpana zawiesił na 3 lata. Jego klub musi zapłacić 1000 złotych grzywny. Organizator meczu z Tucholi - 300 złotych, bo na obiekcie nie została zapewniona ochrona (rzadko jest zapewniona na meczach tego szczebla rozgrywek). Wydaje się, że kara dla gracza jest wysoka, ale Rafał Rostkowski, były arbiter międzynarodowy, zaznacza, że przeważnie w takich wypadkach mówimy o piłkarzach, którzy nie grają zawodowo.

-To dla tych osób są kary śmieszne. Gdy dostaną 2 lata zakazu gry w piłkę, to pójdą sobie na koszykówkę, na orlika albo na ryby. Często na boisku śmieją się sędziom w twarz. "I co mi, k***a, zrobisz?". Te możliwe kary są dla niech nieodczuwalne. Gdyby uderzenie arbitra było traktowane tak jak napaść na funkcjonariusza publicznego, to byłaby zupełnie inna sytuacja – opisuje. Tak funkcjonuje to we Francji, gdzie na naruszenie nietykalności cielesnej arbitra od razu reaguje prokuratura. W Polsce sędziowie muszą o to walczyć.

Idzie arbiter na policję

Sędzia, gdy zostanie pchnięty, zastraszony czy uderzony może zgłosić się na policję. W m.in. w takich sytuacjach pomaga kolegom po fachu Aptowicz.

- Problemem w takich zawiadomieniach jest sama chęć podjęcia sprawy przez policję i wszczęcia postępowania. Przeważnie kończy się to odstąpieniem od działań. Nie ma uszczerbku na zdrowiu, czasem nie można wskazać podejrzanego - mówi szczerze.

Funkcjonariusze często radzą, by pokrzywdzony sędzia sam sporządził prywatny akt oskarżenia i skierował go do sądu. To nie zachęca do dalszego zajmowania się sprawą, ale nie znaczy, że zraża każdego. Przypadkiem, który warto opisać, jest sprawa sędziego z Olkusza przedstawiona na facebookowym profilu “Zawód sędzia”.

Doświadczony arbiter pracował na meczu 14-latków jako asystent. Po podyktowaniu rzutu karnego przez głównego, to na asystenta spadła fala wulgaryzmów. Bluźnił kibic, który ze swego obelżywego zachowania jest w regionie znany. To był ojciec jednego z grających młodych piłkarzy.

“Przez 45 minut lżył mnie z imienia i nazwiska. Kilkanaście razy usłyszałem, że jestem pier****nym sprzedawczykiem, że kręcę mecze dzieci od wielu lat, o tym, że jestem zwykłą ku**ą i ch**em już nie wspominam” - opisywał arbiter. Wsparcia udzieliło mu kilka osób m.in. trener przyjezdnych. Pomogło to, że wulgarnego kibica znał z imienia i nazwiska. Sprawę opisano w raporcie meczowym. Arbiter o dalszą pomoc poprosił kolegę prawnika i wytoczył wulgarnemu kibicowi proces. W sądzie krzykacz poległ. Na nagraniach, które sam robił, słychać było jak obraża i mówi o sprzedawczykach, a jego świadkowie mylili fakty. Twierdzili nawet, że sędzia asystent był sędzią głównym spotkania. Sprawa ciągnęła się 2 lata, ale arbiter ją wygrał.

“Wiem, że najbardziej pana kibica bolały przeprosiny w prasie. Robił wszystko, żeby to ominąć. Wiem, że dobrze zrobiłem, bo dzisiaj ten pan już nie ubliża sędziom. Nauczył się chyba trochę pokory" - podsumował sędzia.

Kultura obrażania zaczyna się w mediach

- Rzadko chodzę na mecze nawet wyższych klas w Polsce. Nie chcę doświadczać takiego chamstwa jakie tam jest. Pracowałem w Czechach, pracuję z sędziami w Armenii i muszę przyznać, że w Polsce agresja w stosunku do nich jest największa. Wydaje mi się, że kiedyś tak nie było - mówi nam Michał Listkiewicz, były arbiter i szef kolegium sędziów w kilku federacjach. Jego zdaniem mocno zmieniło się w Polsce społeczeństwo, a na wulgaryzmy nikt nie reaguje ani w tramwaju, ani pod szkołą, a tym bardziej na stadionach. Rostkowski dodaje, że wpływ na postawę ludzi względem arbitrów ma zaburzenie porządku społecznego. A kibicom czasem robi się wodę z mózgu.

- Czasem złe decyzje sędziów są głośno chwalone jakby były dobre, a dobre niesłusznie krytykowane publicznie. Kibice już nie wiedzą, jakie są przepisy. Utrwala się błędny przekaz. Potem arbiter przyjeżdża na ligę okręgową gdzieś na wsi, gdzie często brakuje ochrony, ma tam podobną sytuację i dylemat: podjąć decyzję złą, żeby mieć spokój, czy podjąć decyzję prawidłową, choć niepopularną i ryzykować gniew miejscowych. Bo przemoc wobec sędziów niestety narasta. Oni to wiedzą, a każdy chce przeżyć. Słyszy od agresywnych kibiców: "Co ty, prezesa nie słuchałeś?!" - mówi Rostkowski.

Zdaniem byłego arbitra tej bezmyślnej krytyki sporo jest też w tradycyjnych mediach.

- Brakuje sędziowskich ekspertów. Za dużo jest populizmu. Myślę, że to nie przypadek, że w Anglii, Francji, Hiszpanii czy we Włoszech tych ekspertów sędziowskich jest wielu. Ich opinie podnoszą poziom nie tylko sędziowania, ale i futbolu. Tam w czasie meczów komentatorzy w sytuacjach trudnych niezwykle rzadko przesądzają sprawę. U nas w czasie spotkań co chwilę słychać opinię kogoś, kto nawet kursu sędziowskiego nie skończył - tłumaczy Rostkowski i dodaje, że to ma dalsze konsekwencje.

- Media w podejściu do sędziów odgrywają jedną z głównych ról - mówi Rostkowski. - Pamiętam, że sędziowałem kiedyś mecz w Żabieńcu koło Piaseczna. Podjąłem jakąś decyzję i usłyszałem z trybun: "Co ty, k***a, nie słyszałeś co w telewizji mówił...". I tu padło nazwisko bardzo znanego komentatora. Jedno przekłada się na drugie. Skoro każdy w Polsce może krytykować sędziów, to trudno się potem dziwić, że wielu próbuje wymierzać im sprawiedliwość. 

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.